[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Lazare, z czwartej nie znosiła upału i razem wziąwszy, wahałyśmy się obie.Pojechałam na wyścigi, wciąż jeszcze wściekła i rozgoryczona przez tę trójkę z zeszłego roku, pilnowałam trójek, grałam je z zaciętością i wreszcie jedna przyszła.Ubzdurzyłam sobie, że ósemka musi być trzecia i dołożyłam jej dwa konie z przodu.Grałam pojedynczymi kombinacjami, po pięć koron, żeby było taniej, zagrałam coś tam jeszcze i po skończonej gonitwie o mało nie wyrzuciłam biletu.Wyścigi odbywały się późno, światło na trybunach nie lśniło jasnością wielką, spojrzałam na bilet i wydało mi się, że na trzecim miejscu mam siódemkę.Już chciałam usunąć całą przegraną makulaturę, kiedy przypomniałam sobie, że przecież trzecia miała być ósemka i na niej się opierałam, to jak to.gdzie ta moja ósemka, która przyszła jak trzeba? Przyjrzałam się uważniej, żadnej siódemki nie miałam, ósemka znajdowała się na swoim miejscu, trafiłam trójkę.Zapłacili tysiąc dwieście koron, zważywszy, że przedtem i potem przegrywałam, netto zostało mi na plusie siedemset dwadzieścia.Akurat koszt wycieczki do Paryża!— Przeznaczenie — powiedziałam uroczyście do Alicji.— Nie wiem jak ty, ale mnie pcha do Francji siła odgórna.Alicja zgodziła się z decyzją czynników nadprzyrodzonych i pojechałyśmy.Pomijam drobnostki.Pomijam to, że musiałam sobie pożyczyć kieckę od Alicji, bo wyekwipowana byłam na Danię i nie miałam nic naprawdę letniego, pomijam, że cudem chyba nie pogryzłyśmy się na Saint Lazare, bo nie było pewne, która z nas powinna mieć adres willi szwagra, a upał dobijał, pomijam chwilę, kiedy Alicja zdjęła z siebie własną sukienkę i spytała mnie z zainteresowaniem:— Jak myślisz, jak wyschnie, to już będzie stała sama…?…pomijam to, że jedynym chłodnym miejscem w całym mieście była ławka na placu Pigalle koło wychodka, bo i tak nie mogłam tam przesiedzieć całego pobytu, pomijam koszmarną piramidę w Luwrze i książki Małgosi, które ustawiałam z nią do drugiej w nocy, pomijam…Nie, zaraz, tego pominąć nie mogę.Francuzi wpadli w gigantomanię.Ani Alicja, ani ja, nie czujemy gwałtownej potrzeby towarzystwa, lubimy być same.Nie latałyśmy po Paryżu razem, tylko oddzielnie.Skutki były imponujące.— Byłam w dawnych halach — powiedziała Alicja wieczorem.— Słuchaj, tam zrobili coś niesamowitego.Wielka szklana ściana, za tą ścianą woda, pływa w niej rekin czy inna zaraza, coś jeszcze na górze, ale trzeba było płacić pięćdziesiąt franków za wstęp i nie wiedziałam, czy warto.Więc nie zapłaciłam i nie wiem, co tam było.— Nie szkodzi — odparłam.— Pójdę tam, poświęcę te pięćdziesiąt franków i potem ci wszystko opowiem.Pójść poszłam, ale żadnej szklanej ściany z wodą n e znalazłam, przeciwnie, znalazłam najpierw kwietnik z olśniewającą roślinnością, a potem olbrzymie centrum handlowe.Alicja centrum handlowego w ogóle nie widziała.Następnie ona pierwsza pojechała do la Defense, ja zaś nazajutrz.Podzieliłyśmy się wrażeniami.— Widziałaś taki plac z wielką bramą? — spytała ona.— Oszalałaś, jaki plac? — zaprotestowałam.— Plac był, bez bramy, a czy ty widziałaś taki wielki słup mozaikowy, z trzech części i każda w innym kolorze?— Żadnego słupa nie było…Wielkie jest to wszystko do tego stopnia, że traci ludzkie wymiary.Oglądałyśmy wszystko porządnie i dokładnie i każda widziała co innego.Pomijam już to, że w la Defense nie było sposobu wyjść z metra, poświęciłam bilet, bez skutku, zirytowałam się w końcu i przelazłam pod barierką.Kiedy ujrzałam, że tak samo czołgają się pod barierką jacyś bardzo nobliwi państwo w starszym wieku, uznałam, że widocznie tak trzeba, i przestałam się przejmować.Po czym znów nadziałam się na upiornie wielkie centrum handlowe, w dodatku we wnętrzu monstrualnego budynku.Chciałam wydostać się na zewnątrz.Słowo daję, że po francusku czytać umiem, rozumiałam napisy, pojechałam do góry, żeby z wierzchu zobaczyć, gdzie jestem, dostrzegłam światło dzienne, ucieszyłam się bez sensu, bo światło dzienne okazało się sztuczne i należało do restauracji ogródkowej, zjechałam na dół, zapadłam na klaustrofobię, przeszłam pół świata i trafiłam na parking samochodów dostawczych.Niech to piorun strzeli.Zaczęłam szukać autobusu, bo co jak co, ale autobus na zewnątrz z pewnością wyjeżdża.W rezultacie zwiedziłam la Defense autobusem i natknęłam się na ten trójkolorowy słup, a bramy nie widziałam i cześć.Za to wtedy właśnie ujrzałam liczne bramy w Tuileriach.Nie wiem, kto wpadł na ten szatański pomysł, musiał być pijany.Przeszłam przez Karnak, propyleje, średniowieczne bramy miejskie i coś ruskiego, co bardzo przypominało bramę w Medyce.Chyba zrobione to było z tektury i szmat, idealnie jarmarczne i odpustowe, zdaje się, że ustawili nawet krakowski Barbakan, nie wspominając o Mykenach.Wstrząsające.Potem zaś znalazłam wesołe miasteczko i maszyny do flotacji miedzi.Osobiście wygrałam na nich zegarek, zapalniczkę, budzik turystyczny i telefon, z którym nie wiadomo było, co zrobić, bo do naszych instalacji nie pasował.Komuś go oddałam.W każdym razie automaty do gry i flotacja miedzi opierają się na tej samej zasadzie i nie mam pojęcia, do czego mi się to może przydać.Kolejną wiedzę zyskałam w Krośnie, dokąd udałam się na cykl spotkań autorskich.Być może miało to wpływ na mój wyścigowy rekord.Pojechałam głównie dlatego, że chciałam zwiedzić hutę szkła.Orientowałam się, na czym ta cała robota ze szkłem polega, ale nie umiałam sobie tego wyobrazić.Jak się to dzieje, płynne ono, dmucha się, no dobrze, kiedy to ciało płynne przechodzi w ciało stałe? Jakim sposobem utrzymuje kształt, kiedy i jak stygnie, co się z tym robi po drodze? Musiałam to zobaczyć, bez obejrzenia procesu na własne oczy nie było dla mnie życia!Do Rzeszowa poleciałam samolotem, stamtąd zabrano mnie furgonetką, bo samochodu już nie miałam, sprzedałam go pod wpływem Marka, który prawdopodobnie miał po dziurki w nosie ustawicznych napraw, nakłonił mnie do pozbycia się rupiecia i zapewnił, że dostanę talon na fiata.Żadnego talonu nie dostałam, nie należałam do uprzywilejowanych, poza tym zaraz potem zaczęty się zmiany ustrojowe i talony znikły z naszej egzystencji.Pieniędzy nie miałam i pozostałam spieszona.Główną siedzibę załatwiono mi w Krośnie i chyba od razu pierwszego dnia uparłam się przy tej hucie.W obawie zapewne, że znienacka odmówię udziału w spotkaniach, załatwiono sprawę i zaprowadzono mnie do hali produkcyjnej.Widok okazał się przecudowny.Rzeczywiście to szkło było płynne, rzeczywiście dmuchano w kroplę masy, rzeczywiście robiły się z tego naczynia wszelkiego autoramentu, oszalałam z zachwytu i z żywą radością spędziłabym tam całe cztery dni, zaniedbując obowiązki służbowe.Znów zostałam stamtąd wywleczona przemocą, dobrowolnie bym nie wyszła
[ Pobierz całość w formacie PDF ]