[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W panice i szoku histeryczniełapię powietrze krótką serią oddechów, ale moje sapania zawisają nade mną jak pustebaloniki na tekst w komiksie.Jak się tutaj znalazłem? Gdzie jest tutaj? Wokół siebie widzęruiny czegoś, co kiedyś było kaplicą.Może klasztorem  dalej ciągną się kolejne mury.Naziemi leży śnieg po kolana.Półka kończy się niską skalną ścianką, kilka stóp ode mnie.Zaruinami wznosi się naga połać skały.Mam na sobie kurtkę narciarską, a moja twarz i uszy sąrozgrzane i pulsuje w nich krew, jakbym przed chwilą wykonał jakiś ogromny wysiłek.Wszystkie te drobne szczegóły są niczym wobec monstrualnego zasadniczego faktu: dopiero cosiedziałem z tyłu w samochodzie z Pfenningerem.Prowadził D Arnoq.A teraz.teraz.  Witaj z powrotem  odzywa się Elijah D Arnoq z mojej prawej strony.Przerażony krzyczę: Jezu!Zrywam się, turlam po ziemi, zrywam się znowu i kucam w pozycji do walki albo doucieczki. Lamb, spokojnie! Wiem, to bardzo dziwne  D Arnoq siedzi obok i odkręca termos  alenic ci nie grozi. Jego srebrna parka lśni w słońcu. O ile tylko nie wybiegniesz w przepaść,jak kurczak bez głowy. D Arnoq, gdzie my.? Co się stało, gdzie jesteśmy? W miejscu, gdzie się wszystko zaczęło.Tym razem odpowiada Pfenninger, a ja błyskawicznie turlam się w drugą stronę, walcząc zdrugim atakiem serca.Pfenninger ma na głowie rosyjską futrzaną czapkę-uszankę, a na nogachśniegowce. To klasztor tomasjanów z Przełęczy Sidelhorn.To, co z niego zostało. Sadzi kilkakroków w głębokim śniegu, podchodzi do niskiej skalnej ścianki i wygląda w otwartąprzestrzeń. Gdyby przeżył pan tu całe życie, uwierzyłby pan w istnienie boskiegopierwiastka.Otumanili mnie narkotykami i przywlekli aż tutaj.Ale po co?Poza tym, jak? W landcruiserze nic nie piłem, nic nie jadłem.Hipnoza? Pfenninger wpatrywał się we mnie, kiedy zaliczałem odjazd.Nie.Hipnoza to chwyt z filmów klasy B.Zbyt głupie.Wtedy przypominam sobie Miss Constantin w kaplicy King s College.A jeśli to onaspowodowała moją utratę przytomności  tak jak teraz Pfenninger? Zhiatusowaliśmy pana  odzywa się Pfenninger  i przeszukaliśmy pod kątem ukrytychpodróżnych.To obcesowa procedura, ale musimy zachować maksymalną ostrożność.Może D Arnoq i on sam rozumieją, co do mnie mówi, ale ja nie pojmuję ani słowa. Nie mam pojęcia, o czym pan mówi. Zaniepokoiłbym się, gdyby na tym etapie było inaczej.Dotykam czoła, szukając obrażeń. Jak długo byłem nieprzytomny?Pfenninger wyjmuje numer  Die Zeit i mi go podaje.Na pierwszej stronie Helmut Kohlściska dłoń szejka z Arabii Saudyjskiej.Czyli co? Mam uwierzyć, że niemiecki kanclerz teżjest w to zamieszany? Proszę przeczytać datę, panie Anydrus.Widzę.Pod winietą.4 Januar 1992.Co przecież nie może być prawdą, bo dzisiaj mamy 2 stycznia 1992.Pfenninger kazał mi zapamiętać tę datę w samochodzie.Przed chwilą.Przed chwilą.A jednak  Die Zeit uparcie twierdzi, że dziś jest 4 stycznia 1992 roku.Czuję, że dokądś spadam.Byłem nieprzytomny przez dwa dni? Nie, bardziejprawdopodobne, że to podrobiony numer gazety.Przerzucam kolejne strony, przerazliwiepragnąc znalezć dowód na to, że wszystko jest inaczej, niż się wydaje. Tak, ten numer mógłby być podrobiony  zgadza się Pfenninger  ale po co tworzyć fikcję,w której tak łatwo odkryć fałsz?Czuję dogłębne osłupienie i, co właśnie do mnie dociera, jestem głodny jak wilk.Badamręką zarost.Goliłem się dziś rano, u Holly.A teraz mam szczecinę.Robię kilka niepewnych kroków w tył, cofając się przed Elijah D Arnoqiem i tym całym Pfenningerem, tymi.paranormalnymi.Niech sobie, kurwa, będą kim chcą, ja muszę się stąd wydostać.dokąd? Nasze ślady w śniegu giną za zakrętem.Może jest tam jakiś parking z informacjądla turystów i budką telefoniczną, tylko stąd go nie widać? A może trzydzieści kilometrówlodowców i szczelin w lodzie? Z kolei za moimi plecami wąska górska półka, na którejstoimy, zwęża się ku grupce jodeł, uporczywie wczepionych w skalną połać, a dalej jest jużniemal pionowa ściana lodu i skały [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wpserwis.htw.pl