[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W pierwszej kolejności prośba dotyczy ciebie.Jaskier.- Twoja wola - kiwnął głową krasnolud.- Musisz mieć powody.Dobrze, że w porę nas uprzedziłeś, bo obózjuż widać.- I słychać - potwierdziła Milva, przerywając długie milczenie.- Jazgot czynią, że strach.- To, co nas dobiega - zrobił mądrą minę Jaskier - to zwyczajna symfonia obozu uciekinierów.Jak zwykle,rozpisana na kilka setek ludzkich gardzieli, tudzież nie mniej krów, owiec i gęsi.Partie solowe w wykonaniukłócących się bab, drących się dzieci, piejącego koguta oraz, jeśli się nie mylę, osła, któremu wetkano osetpod ogon.Tytuł symfonii: "Ludzkie zbiorowisko walczy o przetrwanie".- Symfonia - zauważył Regis, poruszając skrzydełkami swego szlachetnego nosa - jest, jak zwykle,akustyczno - olfaktoryczna.Od walczącego o przetrwanie zbiorowiska bije rozkoszna woń gotowanejkapusty, warzywa, bez którego przetrwać widać nie sposób.Charakterystyczny akcent zapachowy tworząrównież efekty potrzeb fizjologicznych, załatwianych gdzie popadło, najczęściej na obrzeżach obozowiska.Nigdy nie mogłem zrozumieć, dlaczego walka o przetrwanie objawia się niechęcią do kopania latryn.- Niech was bies porwie z tym waszym mądrym gadaniem - zdenerwowała się Milva.- Z pół setkiwymyślnych słów, gdy starczą trzy: śmierdzi gównem i kapustą!64- Gówno i kapusta zawsze w parze idą - rzekł sentencjonalnie Percival Schuttenbach.- Jedno popędzadrugie.Perpetuum mobile.Gdy tylko wkroczyli do gwarnego i smrodliwego obozu, między ogniska, wozy i szałasy, natychmiast stalisię ośrodkiem zainteresowania wszystkich zgromadzonych tu zbiegów, których było dobre dwie setki, amoże nawet i więcej.Zainteresowanie zaprocentowało szybko i w sposób trudny do uwierzenia - nagle ktośkrzyknął, nagle ktoś zawył, nagle ktoś rzucił się komuś na szyję, ktoś zaczął się dziko śmiać, a ktoś równiedziko szlochać.Powstało potężne zamieszanie.Z kakofonii męskich, damskich i dziecięcych wrzaskówtrudno było początkowo wywnioskować, o co idzie, ale wreszcie rzecz się wyjaśniła.Dwie z wędrujących wspólnie z nimi kobiet z Kernów odnalazły oto w obozie męża i brata, o którychmniemały, że nie żyją lub zaginęli bez wieści w wojennej zawierusze.Radości i łzom nie było końca.- Coś podobnie banalnego i melodramatycznego - rzekł z przekonaniem Jaskier, wskazując palcemwzruszającą scenę - może zdarzyć się tylko w prawdziwym życiu.Gdybym spróbował w ten sposóbzakończyć którąś z moich ballad, wykpiono by mnie bez litości.- Niechybnie - potwierdził Zoltan.- Wszelakoż cieszy jakoś taki banał.Lżej sercu, gdy komuś dola podarzy,miast wciąż ujmować.No, baby mamy tedy z głowy.Wiedlim, wiedlim, aż dowiedlim.Chodzcie, nie ma cotu stać.Wiedzmin miał przez chwilę ochotę zaproponować wstrzymanie się z odejściem.Uczył bowiem, że któraś zkobiet uzna za stosowne i zechce choćby słowem wyrazić krasnoludowi wdzięczność i podziękowanie.Poniechał jednak, bo nic na to nie wskazywało.Rozradowane spotkaniem kobiety przestały ich w ogólezauważać.- Na co czekasz? - Zoltan spojrzał na niego bystro.- Aż cię w podzięce kwieciem obsypią? Miodkiempomażą? Zabierajmy się, nic tu po nas.- Masz niewątpliwą słuszność.Nie uszli daleko.Powstrzymał ich piskliwy głosik.Dogoniła ich piegowata dziewczynka z warkoczykami.Była zdyszana, w ręku dzierżyła zaś spory bukiecik polnych kwiatów.- Dziękuję wam - zapiszczała - żeście się opiekowali mną i braciszkiem, i mamą.%7łe byliście dla nas dobrzy iw ogóle.Nazrywałam dla was kwiatków.- Dziękujemy - powiedział Zoltan Chivay.- Jesteście dobrzy - dodała dziewuszka, wkładając do buzi koniec warkocza.- Ja wcale nie wierzę w to, comówiła stryjna.Wy wcale a wcale nie jesteście plugawe podziemne karzełki.Ty nie jesteś siwy odmieniec zpiekła rodem, a ty, wujku Jaskrze, wcale nie jesteś wrzaskliwy indor.Nieprawdę mówiła stryjna.A ty, ciociuMario, nie jesteś żadna gamratka z łukiem, tylko ciocia Maria, i ja ciebie lubię.Dla ciebie nazrywałamnajładniejszych kwiatków.- Dziękuję - powiedziała Milva lekko zmienionym głosem.- Wszyscy dziękujemy - powtórzył Zoltan.- Hej, Percival, plugawy podziemny karzełku, dajże no dzieckuna pożegnanie jakiego gościńca.Coś na pamiątkę.Nie masz w której kieszeni jakiego zbędnego kamienia?- Mam.Trzymaj, panieneczko.To jest glinokrzemian berylu, popularnie zwany.- Szmaragdem - dokończył krasnolud.- Nie mąć dziecku w głowie, i tak nie spamięta.- Ależ śliczny! Zieloniutki! Dziękuję bardzo, bardzo!- Baw się na zdrowie.- I nie zgub - mruknął Jaskier
[ Pobierz całość w formacie PDF ]