[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wreszcie miałem okazję dokładnie go obejrzeć.107Doskonale przeciętny Dragaerianin, a więc idealnie pasujący do wykonywanegozajęcia.Być może miał lekką domieszkę krwi Dzura nieco skośne oczy i kształtpodbródka mogły to sugerować.Włosy długie, spięte z tyłu, oczy brązowe i by-stre, twarz pozbawiona wyrazu.Przyglądał mi się uważnie i niczym nie zdradzał,co myślał i czuł z powodu niepowodzenia podstawowego planu!Też zdążył wyciągnąć rapier ciężki, typowo dragaeriański.Oraz sztylet.I stał, jak się spodziewałem, zwrócony ku mnie przodem.Ja zaś stałem doń bo-kiem, tak jak nauczył mnie dziadek.Zanim zdołał jeszcze czymś we mnie rzucić,zbliżyłem się tak, by ostrza rapierów się zetknęły.Była to optymalna odległość,bowiem by użyć sztyletu, musiał się na moment odsłonić, a w tym czasie zdo-łałbym go co najmniej raz trafić.Co, gdybym miał szczęście, rozwiązałoby całyproblem.Chyba żeby był magiem.a tego po wyglądzie nie sposób się domyślić magiczny sztylet wygląda dokładnie tak samo jak zwykły.Zaczęły mi się pocićdłonie i przypomniałem sobie radę dziadka, by używać do fechtunku rękawiczekz cienkiego materiału.Będę się musiał w takie zaopatrzyć.Jeżeli przeżyję.Zaatakował ostrożnie, zdając sobie sprawę, że walczę dziwnym stylem, i pró-bując wyczuć, na czym on polega.Nie był tak szybki, jak się obawiałem, więczdążyłem go skaleczyć w prawą rękę, co nauczyło go trzymać dystans.Gdyby niegwardziści za plecami, zacząłbym się nawet uspokajać.No, ale gwardziści bylizbyt zajęci walką.A właśnie, że nie byli.Dopiero teraz do mnie dotarło, że nie słychać żadnych odgłosów walki.Mójprzeciwnik jeszcze tego nie zauważył i próbował mnie zaskoczyć.Ciął bez ostrze-żenia z prawa na lewo, ale zrobiłem unik i sparowałem, przechwytując jego klingęswoją i pozwalając, by się ześlizgnęła.Poruszał się ze sporą gracją, co oznaczałodługi trening.I nadal miał całkowicie pozbawioną wyrazu twarz.Teraz ja zaatakowałem, ale nie wkładając w to serca, bo nie bardzo wiedzia-łem, co z nim zrobić.W normalnych okolicznościach zależałoby mi naturalniena tym, żeby go zabić, ale przy tylu potencjalnych świadkach sytuacja była dale-ka od normalnej.Zablokował mój atak sztyletem, więc najprawdopodobniej niebył magiem.Oni mają jakąś taką wewnętrzną niechęć do używania magicznychsztyletów, tak jak zwyczajnych.O ile naturalnie nie chodzi o wbicie ich w kogoś.Zmniejszył dystans, poruszając się drobnymi kroczkami w nieco dziwny spo-sób zawsze wysuwał do przodu prawą stopę, stając na pięcie, i dostawiał doniej lewą, na której opierał ciężar ciała.Zignorowałem to, koncentrując się na jegooczach.Bo po nich zawsze można było poznać, gdy ktoś zamierza zaatakować.Nieważne czy przy użyciu magii, ostrza czy gołych dłoni.Najwyrazniej dopiero w tym momencie uświadomił sobie, że nie słychaćzgiełku bitwy, gdyż odskoczył nagle, zrobił kilka szybkich kroków do tyłu, od-108wrócił się i spokojnie, acz szybko odszedł, znikając za rogiem budynku.Przezmoment stałem nieco ogłupiały, nim przypomniałem sobie o Hertcie.Odwróciłemsię i zakląłem nie było śladu ani po nim, ani po jego ochroniarzach.Musielisię, cholery, teleportować, gdy byłem zajęty.Na moim ramieniu wylądował Loiosh.Obie strony oddzielało od siebie może z dziesięć stóp.Większość gwardzi-stów wyglądała na nieszczęśliwych, ale wszyscy mieli w rękach broń.Zwolenni-cy Kelly ego zaś wyglądali na zdeterminowanych przypominali żywą ścianęnajeżoną bronią niczym kolcami.Ja natomiast stałem samotnie na ulicy około sześćdziesięciu stóp za liniąGwardii.Kilku gwardzistów już mi się przyglądało.Na szczęście większość sku-piła uwagę na dowódcy, która trzymała uniesione nad głową ostrze równoległe doziemi, co oznaczało komendę czekać.Można też je było zinterpretować jako siad lub noga , ale raczej nie w od-niesieniu do żołnierzy.Zauważyłem, że ktoś jeszcze mi się przygląda.Cawti stała obok dziadka i obo-je, choć mieli w dłoniach rapiery, nie spoglądali na gwardzistów, lecz na mnie.Schowałem broń, żeby wyglądać mniej podejrzanie, i przeszedłem na bardziejotwartą część ulicy, by zabójca, jeśli wróci, nie mógł mnie dopaść niespodziewa-nie.Ledwie to zrobiłem, rozległ się głos porucznik całkiem wyrazny, choć niemówiła specjalnie donośnie: Właśnie otrzymałam wiadomość od Cesarzowej.Wszyscy żołnierze mająwycofać się na drugą stronę ulicy i czekać w gotowości na dalsze rozkazy!Teckle posłuchali rozkazu z radością, Smoki z niechęcią, ale wykonali gowszyscy.Spojrzałem na Kelly ego.Stał i przyglądał się temu.Twarz miał bez wyrazu.Rozumiem, że ukrył ulgę tego nie należało pokazywać przeciwnikowi.Aledlaczego skrywał także dumę, radość czy zadowolenie, nie mogłem pojąć.Chybaże ich nie odczuwał.Podszedłem do rodziny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]