[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie przejawiała równieżżadnych uprzedzeń rasowych ani nie wyrażała opinii na tematktórejkolwiek z toczących się wojen czy prywatnych waśni.Nie miałodla niej najmniejszego znaczenia, czy jej znajomy jest Grekiem,Turkiem, Albańczykiem, Rosjaninem, Włochem, Francuzem czyAnglikiem.Wymagała wyłącznie tego, by budził on jej sympatię, aprzede wszystkim by nie był nudziarzem.W zamian ofiarowywałaszczodrą gościnność i przyjazń, której nic nie mogło nadszarpnąć, chybaże ktoś zawiódł jej zaufanie - tego nie wybaczała nigdy.Także Marianna, bliska przyjaciółka i tajna wysłanniczka Napoleona,właśnie księżnej zawdzięczała swą zażyłość z bratanicą słynnego Pitta,człowieka, który był śmiertelnym wrogiem Francji w ogóle, a Napoleonaw szczególności, czyli innymi słowy - z lady Hester Stanhope, z którąnatychmiast związała ją nić sympatii tyleż spontanicznej, co nieodpartej,przed którą nawet nie starała się bronić.Lady Hester była z pewnością jedną z najbarwniejszych i najmniejkonwencjonalnych postaci, jakie kiedykolwiek wydała Anglia.Zmierćjej stryja, dla którego przez wiele lat była podporą, współpracownicą iegerią, a następnie śmierć jej narzeczonego, generała Johna Moora, któryzginął w Hiszpanii podczas bitwy pod La Coruna, byłyby pewnie ciosem97RSponad siły dla innej osoby, na którą nagle spadłoby i wdowieństwo, isieroctwo.Ale lady Hester, po latach panowania na scenie politycznej iw życiu towarzyskim, nie miała zamiaru w wieku trzydziestu czterech latodsuwać się w cień, by w którymś z angielskich hrabstw wieść skromny,żałosny żywot starej panny.Wybrała życie pełne przygód i mijało właśnie półtora roku, odkądopuściła ojczystą ziemię.18 lutego 1810 roku, licząc się z tym, że możenigdy nie zechce tam wrócić, weszła w Plymouth na pokład statkupłynącego na Wschód, którego magia zawsze silnie oddziaływała na jejwyobraznię.Nie wyjeżdżała jednak sama, wraz z nią na pokład fregaty Jason , starej znajomej Marianny, weszła cała świta, niczym za królowąudającą się na wygnanie.Po kilkumiesięcznej podróży dotarli do Konstantynopola, gdziepodróżniczka, oczarowana urokiem tego miasta, rezydowała już odponad roku, przyjmując u siebie najznakomitszych przedstawicielitutejszej socjety i bywając częstym gościem w ich salonach - także nasułtańskim dworze - prowadząc życie na bardzo wysokiej stopie, dziękihojnym subwencjom, których ojciec jej serdecznego przyjacielaMichaela Bruce'a udzielał synowi (lady Hester, mimo upodobania doprzepychu, nigdy nie była osobą zamożną), i.doprowadzając tymangielskiego ambasadora do bezsilnej furii.Canning bowiem bardzo szybko zaczął uważać lady Hester za istnąplagę egipską, dzielna podróżniczka zaś ani myślała ukrywać przedprzystojnym dyplomatą, że raz na zawsze zaklasyfikowała go dokategorii nudnych, nadętych bubków.Natomiast wkrótce po przybyciu do Konstantynopola za wszelką cenęstarała się nawiązać kontakty towarzyskie z ambasadorem Francji.Gorąco bowiem pragnęła po swej podróży na Wschód zwiedzić Francję -tym goręcej, że Francja była dla Anglików krajem zamkniętym - by mócsię przekonać na własne oczy, jak wyglądają rządy cesarza w kraju,który jeszcze niedawno był ogarnięty rewolucją, stawiającą sobie zagłówny cel zniesienie monarchii.Zdając zaś sobie sprawę, że nie znaj-dzie nikogo, kto mógłby lepiej niż francuski ambasador otworzyć przednią możliwość odwiedzenia tego osobliwego kraju, od wielu miesięcy98RSrobiła wszystko, co w ludzkiej mocy, by spotkać się z Latour-Maubourgiem, który z kolei za wszelką cenę starał się od tego wykręcić,aż wreszcie, nie wiedząc już, co robić, żył jak więzień, zamknięty wdawnym klasztorze, starając się możliwie jak najrzadziej zeń wychodzić.Trzeba przyznać, że jego sytuacja istotnie stała się już tak trudna izagmatwana, iż byłoby absurdem komplikować ją jeszcze bardziej inarażać się na dodatkowe kłopoty, które by niewątpliwie pociągnęło zasobą wydanie paszportu bratanicy świętej pamięci lorda Chathama.Nasamą myśl o tym, że swą niewczesną decyzją mógłby spowodowaćgniewne zmarszczenie brwi Napoleona, biedny ambasador dostawałgęsiej skórki.A tymczasem wokół osoby, która w ambasadorze wzbudzała takątrwogę, zebrał się nie mniejszy tłum niż przy amerykańskim brygu, doktórego zresztą była ona w pewnym sensie podobna.Wysoka, nawet jakna Angielkę, miała na sobie ni to męski, ni to damski strój,przypominający nieco czarną ferezję bogato szamerowaną złotem, conadawało jej wygląd przywodzący na myśl rzymską matronę.Ale wbrewmiejscowemu obyczajowi nie była tym płaszczem dokładnie osłonięta,bo kaptur miała nonszalancko zsunięty na ramiona, a dumną głowę, owyrazistym profilu, aroganckim nosie, wargach zmysłowych i czerwo-nych, nosiła wysoko podniesioną, owiniętą imponujących rozmiarówturbanem z białego muślinu.Przebrana tedy w ów kostium, całkiem swobodnie skomponowanyzarówno z kobiecych, jak i męskich szczegółów garderoby, wiodła spórz greckim marynarzem, znacznie od niej niższym, lecz o wiele bardziejnerwowym, do którego od czasu do czasu rzucała od niechcenia kilkasłów z pobłażliwym uśmieszkiem, co zdawało się doprowadzaćjegomościa do białej gorączki.Marianna i doktor Meryon, którzy przyglądali się tej scenie szczerzerozbawieni, ujrzeli, jak grecki marynarz, przeżegnawszy się zamaszyścietrzy czy cztery razy, gwałtownie wyrzucił ramiona w górę, jakby brałniebo na świadka, wzniósł ku niemu błagalne spojrzenie, potem zerwałczapkę, cisnął ją z furią na ziemię, podeptał, a następnie podniósł i niedbając o to, że jest teraz znacznie bardziej zakurzona, włożył z99RSpowrotem na głowę.Na koniec zaś, najwyrazniej uspokojony, wyciągnąłrękę, w której nagle coś zabłysło i nie ulegało najmniejszej wątpliwości,że jest to złota moneta.- Wielkie nieba! - jęknął Meryon.- Toż ona dobiła targu z tympiratem.- Z kim dobiła targu? Co właściwie mają znaczyć te pertraktacje i tasztuka złota? - spytała zaintrygowana Marianna.- To, że wkrótce wyjeżdżamy, łaskawą pani, i to na koniec świata!Lady Hester porzuciła myśl o podróży do Francji, nie chce także spędzićdrugiej zimy w Konstantynopolu.Twierdzi, że za bardzo marzła wubiegłym roku i postanowiła udać się do Egiptu.I to obojętnie, w jakisposób, jak pani widzi.Ponieważ nie udało się jej znalezć żadnegodobrego chrześcijanina, który by się zgodził zawiezć ją tam swoimstatkiem, zwróciła się do tych piratów, ludzi bez czci i wiary.- Hola, doktorze! Chyba pan przesadza.Grecy są równie dobrymichrześcijanami jak pan czy ja.Może nieco odmiennymi, ale nic ponadto.- Nieważne, jacy są.Prawdą jest natomiast, że zostałem w środkuzimy skazany na niewysłowione męczarnie na pokładzie ohydnego,potwornie niewygodnego statku.Już bym wolał turecką szebekę.- Tyle że właśnie wtedy byłby pan na statku znajdującym się wrękach niewiernych, drogi doktorze - zauważyła Marianna, która,rozbawiona tragicznym tonem swego rozmówcy, ukryła twarz zawysokim kołnierzem z kuniego futra, którym obszyta była jej obszernasukienna peleryna w kolorze mchu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]