[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Do mnie powinna należeć wedle wszelkiego prawa.Gdyby nie ta książka przeklęta, mógłbyś pan wyć u nóg tej kobiety, a nie spojrzałaby na pana, bo to nie kreatura, to najlepsza z kobiet, jaką widziałem kiedykolwiek.Nie pan ją usidlił, ale moja książka, mnie wydarta książka, która jej spaliła mózg, a serce rzuciła ci pod nogi.Świece przybladły, cisza nie śmiała podnieść oczu, aby spojrzeć na tych dwóch ludzi, z których jeden, do trupa podobny, patrzył prawie bezmyślnie, a drugi mówił nienawistnie i strasznie.Mówił:- …Skowyczało we mnie serce, kiedy mi Sielski na scenie duszę kradł i darł ją w kawały męcząc, aby się nasycić.Alem to przecierpiał… Darłem piersi z bólu, kiedy mną pomiatano jak psem, kiedy mnie zrzucano ze schodów, kiedy mi podawano dwa palce.Kiedyś mi się pan raz nie odkłonił na ulicy, boś szedł z kimś, uśmiechnąłem się tylko wiedząc, żeś pan głupiec.Wszystko to przecierpiałem, ale ja się męczyłem gorzej.Wiedziałem o każdej drobnostce, którąś pan zdobył moją książką, więc tym bardziej wiedziałem o Płońskiej…Blum odpoczął chwilę, chwycił łyk powietrza jak zdychająca ryba i znowu mówił:- I to już był kres wszystkiego.Ile razy szła tu do pana, szedłem za nią; śledziłem ją, jak najlepszy szpieg nie śledził, stałem na deszczu i słocie przed jej domem na straży, ukryty za jakimś węgłem albo w jakiejś bramie.Gdy szła, szedłem za nią nieprzytomny, obłąkany, bo pożądałem jej jednej tylko.Skowyczałem po nocach, gryząc poduszkę: ta kobieta moją bowiem była, a pan mi ją zabrał podle, strasznie podle, podstępnie.Ale to nie wszystko… Cierpiałem niewypowiedzianie, ale dlatego tylko, że jej mieć nie mogłem; ale kiedy odprowadziłem ją do pańskich drzwi, kiedy tu weszła, aby wyjść za kilka godzin - ja stałem, ot, tam! - naprzeciwko, wtłoczony w mur kamienicy, zastygły jak trup, przybity; łkałem, szlochałem wtedy… O, Tworowski! Wtedy cierpiałem dlatego, żeś ją pan miał w tej samej chwili, ją, która do mnie należała… Cierpiałem jak zdradzony mąż… Patrząc w pańskie okna, widziałem wszystko, chociaż mi krew zalewała oczy; patrzyłem przez mury, odczuwałem każdą pieszczotę, którą mi pan ukradł.Słyszałem pocałunki, chociaż mi w uszach szumiało morze, morze wściekłe, zakrwawione, straszne… Widziałem ją nagą, stojącą przed panem, ją, którą kochałem niezmiernie, bo ta miłość płaciła mi wszystkie upokorzenia, wszystkie podłości, wszystkie policzki i kopnięcia…Blum płakał.Łzy mu zalały ogromne, wyłupiaste oczy i spływały po twarzy żółtej, nabrzmiałej, tocząc się aż na murzyńskie, zmysłowe, wstrętne wargi.Uczuł widocznie w ustach gorzki posmak łez, bo się zatrząsł nagłe jak w febrze, westchnął jak zwierz, potem się rękoma chwycił za włosy i darł je z pasją, obłąkany, straszny.- Pan ją miał - krzyczał głuchy krzykiem duszonego człowieka - boś ją mnie ukradł… I tego ja ci nie daruję… tego jednego w życiu ci nie daruję!…Chlipał pociągając nosem, wił się w szaleńczej wściekłości, ohydny, skurczony na fotelu, patrząc w coś uparcie załzawionymi oczyma… Potem, jak by czytał z tego miejsca, w które się wpatrzył z uporem, mówił urywanym głosem, jak by sobie-przypominając:- Kiedyś pan raz w kawiarni opowiadał Sielskiemu i innym, i mnie o tym wszystkim, kiedyś pan opisywał jej ciało i sposób jej pieszczot, śmiałem się ze wszystkimi, bo tak trzeba w zgodnym chórze.Ale, słuchaj pan; zalewała mnie krew, serce mi się tarzało z bólu, buchało krwią jak płaczem; czułem bezsilną niemoc żył zlodowaciałych, czułem, że pod czaszką zgniły mój mózg zastygł z ohydy… Wtedy chciałem panu w pysk plunąć i kurczowo ściskałem szklankę, aby panu łeb roztłuc na dwoje.Przysięgam, że Gaetano Mammone nie pił w życiu swoim francuskiej krwi z taką lubością, z jaką ja bym wtedy pił pańską krew zatrutą i zarażoną.Przysięgam… A równocześnie uwielbiłem pana! Panie Tworowski! Wtedy uwielbiłem pana… Czułem dla pana nieskończoną wdzięczność widząc, że ja, Izydor Blum, jestem wobec pana bóg! że jestem człowiekiem bez skazy wobec pana, opowiadającego o tajemnicy pieszczot pani Płońskiej…Tworowski był bliski omdlenia; zastygł w bezsile i niemocy.- I jeszcze za jedno byłem mu wdzięczny; za to, żeś pan właśnie takim był, jakim się pan okazał.To było moje pierwsze uczucie zemsty, pierwsze słowo złej piosenki, którą bym z ekstazą zaśpiewał nad trupem, nad pańskim trupem, rzecz prosta… Pan się okazał człowiekiem podłym, a ja się lękałem śmiertelnie, że pan mimo wszystko jest inny… Gdyby tak było, byłbym stracony, a ponieważ tak nie było, zacząłem mieć nadzieję… Budowałem na pańskiej podłości, która miała być nawozem pod moje zasiewy.Prawda, że trywialnie powiedziane? A właśnie!… Tak trywialnie powiedziane, a pan tyle perfum rozpylił!… Aha! I jeszcze jedno mnie cieszyło, bardzo mnie nawet cieszyło… To, że pan ją znieważył do ostatecznych granic… Może ja nieporządnie mówię, ale pan rozumie… Że ją pan znieważa najcięższą zniewagą, jakiej się można dopuścić wobec kobiety; gdyby wiedziała o tym, umarłaby… cierpiałaby nadludzko, tłukłaby o mur głową.To nic, że o tym nie wie, ale gdyby wiedziała, umarłaby… To mi wystarcza [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wpserwis.htw.pl