[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Cóż złego może być w ulżeniu doli człowieka, który uprawia rolę, albo w przyspieszaniu podróży domokrążcy czy stosowaniu nowych metod w leczeniu starych ran? Stal pochodzi z syntezy żelaza i węgla, i jest mocniejsza niż każde z nich osobno.Więc może i my winniśmy zacząć używać nie tylko Mocy, ale i umysłu?— Nie przyszedłeś tu jako orędownik pokoju.Te twoje diabelskie wynalazki prowadzą do śmierci.— Pani, z całym należnym ci szacunkiem: nie ma przedmiotu, który pasując do dłoni człowieka, nie mógłby być przez niego wykorzystany jako broń.Czy w takim razie mamy żyć jak bydło pasące się na równinie? Nadzy i bezbronni, w ciągłej ucieczce przed wrogami, chyba że zaczniemy się uczyć i w trakcie tej nauki stracimy niewinność? Możemy stworzyć broń odporną na czary, bo pozbawioną duszy; będzie mogła przejść przez trujące lasy, bo nie oddycha, zburzyć mury najpotężniejszego zamku.— Dość — przerwała Strażniczka.Spór jednak nie zakończył się, a rozgorzał na nowo i trwał przez kilka następnych minut, ponieważ niełatwo ustępuję.Nie bez przyczyny Signe powtarzała często, że jestem uparty jak osioł.Lecz nic z tego, co powiedziałem, nie przekonało moich słuchaczy.Byli zdecydowani podążyć swoją drogą.— Ponieważ znasz już nasze plany, wracaj do swojego dworu i przygotuj ludzi do drogi — rozkazała mi Strażniczka.Zmęczony, z oczami szczypiącymi od łez i sercem zranionym z powodu czekającego mnie odejścia z domu i kraju, który kochałem, posłuchałem jej.— Jesteś szalony, po prostu szalony! —krzyknął mi prosto w twarz Tahon.Był tak blisko, że małe kropelki śliny wylądowały na moich policzkach.— Za pomocą tej maszyny możemy pogrzebać Dukkara i wszystkich jego popleczników.— NIC Z TEGO! Plany są ustalone.Ludzie zaczynają odwrót.Nie posłuchaj ą cię.Użyj swojej cudownej zabawki, by pomóc w ucieczce.Nie szukaj kłopotów, jeśli nie chcesz, by kłopoty znalazły ciebie.— Tahonie, Bóg wie, że żaden ze mnie bohater, ale to jest coś, co MUSZĘ zrobić.Wpatrywał się rozpaczliwie w moją żonę opierającą się o stół.— Signe, porozmawiaj z nim.— Robiłam to przez wiele godzin, ale bez skutku.Podniosłem oczy znad swojej dłubaniny i zobaczyłem, że jej twarz była spuchnięta od łez, i żal ścisnął mi serce.Gdy ją objąłem, stała nieruchomo jak skała, ale byliśmy zbyt sobie bliscy, bym nie wyczuł, że cierpi.— Kochanie moje, jeśli mi się nie uda, nic nie będzie stracone.Zostawię swoją bezużyteczną machinę na wzgórzu przy stanicy Dukkara i przyjadę do was.— Myślisz, że to będzie takie proste?— Jestem pesymistą, pamiętasz?Otoczyła moją twarz dłońmi, a jej oczy wpatrywały się we mnie, dopóki w nich nie utonąłem.— Czy naprawdę musisz to zrobić?— Muszę, inaczej będę żałował do końca życia.— Więc weź moje błogosławieństwo i ochronę.— Signe! — zawołał płaczliwie Tahon, ale nie zwlekałem dłużej, tylko włożyłem swój wynalazek do torby i pokuśtykałem żwawo do bramy twierdzy.— Nie opóźniaj jeszcze bardziej swego wyjazdu.Jeśli mi się nie uda, złapię was przed górami.— Mam nadzieję, że to zrobisz, mój panie, bo Mądre Kobiety poruszą góry za nami, żebyśmy byli bezpieczni, a wszelkie siły, które za nami podążą, obrócą się w niwecz.Powstrzymałem strach i skinąłem głową.Wtedy ona podbiegła do mnie z powrotem i ponownie ją objąłem.Jej usta zwarły się z moimi w szalonym pocałunku.Ogarnęło mnie złe przeczucie (o ile takowe istnieją), odepchnąłem ją i kulejąc ruszyłem do drzwi.Jej głos był zachrypnięty, gdy wyszeptała:— Będziemy pamiętać.— W kryształowych wspomnieniach, w dniach, których jeszcze nie znamy — odrzekłem.Wybrałem tylne wyjście z zamku, by uniknąć spotkania z ludźmi zebranymi na dziedzińcu.Z ojcem pożegnałem się ostatniego wieczoru, a z dziećmi rano, gdy pochylone były nad owsianką.Chodziło nie tyle o to, by oszczędzić im bólu, ile o to, bym nie zmienił decyzji, widząc je w momencie odjazdu.Haquilla ruszył z kopyta i pospieszyliśmy w stronę Twierdzy Ciemności Dukkara.Od czasu do czasu moja dłoń ześlizgiwała się na miecz, po czym wracała do niewinnie wyglądającej skórzanej torby przy siodle, w której znajdował się mój wynalazek.Wspinaliśmy się na szczyt, spoglądając z góry na zamek.Haquilla skręcił w krzaki, bo brama była otwarta, a ja odniosłem wrażenie, że wszyscy mieszkańcy piekła wychodzą przez nią.Ogromna armia, niczym jakaś trująca, pełzająca narośl wyległa na równinę i szła naprzód.Wyjąłem z torby szkiełko i przyjrzałem się przez nie pierwszym szeregom.Nie miałem najmniejszego kłopotu z odnalezieniem tej lśniącej postaci na czarnym jak węgiel Kethanie.Aura czerwonozłotego płomienia otaczała jego ciało, jakby było ono zbyt małe, żeby pomieścić całą jego Moc.I chociaż był to piękny widok, nie dałem mu się zwieść.To jechał Dukkar, książę demonów, największy ze sług Ciemności, którzy walczyli o nasze ziemie.— Sytry, co z twoją machiną?— Beznadziejna sprawa.Są zbyt rozproszeni.Nie dosięgnę wszystkich.Haquilla wydawał się załamany.Poklepałem go uspokajająco po spoconym karku, mimo że sam potrzebowałem pocieszenia.Moje ciało było ociężałe, miałem dreszcze.Wciąż tkwiliśmy w zaroślach i patrzyliśmy jak zahipnotyzowani, po raz pierwszy widząc tak wiele Zła w jednym miejscu.Miecz u mego boku błyszczał złotym i czerwonym światłem, a ja nagle pomyślałem strachliwie, że Dukkar może wyczuć obecność obcej Mocy w swym królestwie.Jak gdyby w odpowiedzi na moją myśl, czarny książę stanął w strzemionach i zakrzyknął gromko.I cała chmara, niczym ogromna fala, rzuciła się galopem naprzód.Złapałem za lejce, ale oni nie podążali w moją stronę, tylko.na zachód!— NIE! — krzyknąłem, a Haquilla nie potrzebował ponagleń, lecz wystrzelił jak czerwona kometa w dół górskiego grzbietu, wprost pod nogi atakujących.Szlochając, krzycząc i przeklinając zdrajcę, który podał tej bestii z piekła rodem dokładny czas wielkiej ucieczki, jechałem prosto przed siebie; szaleniec stojący na czele jednoosobowej armii.Patrząc na szeregi wroga, wyobraziłem sobie, jak dopada on moich ludzi.Kobiety, dzieci, starców, chłopców
[ Pobierz całość w formacie PDF ]