[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie mogłam jeszcze chodzić, rany bardzo mnie bolały i płakałam z zimna.Ciągle tęskniłam za mamą i ojcem, mimo że Melnia była bardzo dobra, a Findhal siedział przy mnie całe dnie i śpiewał, abym mogła zapomnieć o bólu, jaki sprawiała kuracja Kamieniami Życia.Kerridis przyszła porozmawiać ze mną i spytała o moje samopoczucie.Odpowiedziałam, że to wszystko ciągle jest dla mnie jakimś dziwnym, sennym koszmarem.A ona wskazała ptaka na gałęzi i rzekła: „Życie jest snem, moja mała.Cóż my naprawdę wiemy? Ty i ja możemy być sennym marzeniem tego ptaka, który śni, że wreszcie ma słuchaczy.Może ten świat jest snem, a może twoje poprzednie istnienie nim było, aż obudziłaś się, żeby poznać prawdę, która od dawna na ciebie czekała.Równie dobrze możesz być moim snem albo snem Melnii.Snem o tym, że ma swoje wytęsknione dziecko; nie mogła go przecież urodzić." - Głos Irielle brzmiał głucho, odlegle.Fenton zauważył:- Jest takie powiedzenie starego filozofa: „Śniło mi się, że jestem motylem.Czy to ja śnię, że jestem motylem, czy to motylowi przyśniło się, że jest mną?"Irielle pokiwała głową i usłyszał, jak smutno westchnęła.Co mnie napadło? pomyślał.Nie zapanowałem nad sobą i przestraszyłem ją tak bardzo?Przyciągnęła do siebie jego dłonie i powiedziała miękko:- Musisz tu wrócić.Poproszę Findhala, żeby cię zaprowadził do Domu na Rozstajach, kiedy będziesz musiał już iść.Mam pomysł.Czy znasz może takie miejsce, które należy jednocześnie do twojego i do mojego świata? Moglibyśmy się tam spotykać.Jeżeli ty nie będziesz mógł przyjść do mnie, to może ja będę mogła wtedy przyjść do ciebie.Kiedy Fenton pieścił jej delikatne palce, które spoczywały na jego dłoni jak lotne cienie, pomyślał: Nigdy nie uwierzę, że Irielle nie istnieje.Gdzieś w jakiś sposób istniała, w świecie równie prawdziwym jak jego.Jakim byłbym parapsychologiem, pomyślał znowu, gdybym odrzucał istnienie każdej rzeczywistości, której nie da się zmierzyć moimi kryteriami?Smutek i rozgoryczenie sprawiły, że znów powoli dochodził w nim do głosu naukowiec.Fenton zmarszczył brwi i odparł zamyślony:- Jest taka kępa drzew.W moim świecie znajduje się blisko miejsca, w którym pracuję.A w twoim też są tam drzewa, mają białe puszyste kwiaty.- Znam to miejsce.Jest dobre albo było dobre do niedawna.Ostatnio zdarza się, że żelazory włamują się do nas tamtędy.Mam jednak nadzieję, że jego dobry duch będzie utrzymywać żelazory z daleka od drzew.- Irielle zastanawiała się przez chwilę głęboko.Chodź, zaprowadzę cię tam.To dobra przestrzeń do powrotu do twojej krainy.Jeśli nie pójdziemy tam zaraz, zaczniesz znikać.To bardzo nieprzyjemne, ja wiem.Jeszcze raz wyciągnęła ku niemu rękę.Poczuł lekkie muśnięcie delikatnych palców.- Musimy przejść przez Wielką Komnatę - powiedziała Irielle.- Wprawdzie nie jestem już dzieckiem i mogę chodzić, dokąd tylko chcę, ale Findhal bardzo się przejął, kiedy zostałam porwana przez żelazory.Prosił, żebym nie wychodziła bez opieki z zaklętych miejsc, do których żelazory nie mogą dotrzeć, nawet jeśli mają ze sobą talizmany, które im umożliwiają otwarcie Bramy.Zawsze był dla mnie wspaniałym ojcem, więc nie chcę łamać danych mu obietnic.Fenton nie poczuł się urażony, mimo że bardzo chciał być sam na sam z Irielle.Myśl, że dziewczyna mogłaby znów wpaść w ręce żelazorów, była wystarczająco przekonująca.Irielle poprowadziła go z powrotem przez labirynt Wielkiej Komnaty.Odruchowo Fenton zaczął szukać miejsc, które pomogłyby mu zorientować się w przestrzeni.Nie dostrzegł jednak nic, co przypominałoby elementy - zamku? domostwa? budynku? - przez który już raz przechodził.Czyżby Irielle prowadziła go przez inne jego części? Albo, co zaczynał podejrzewać, ta dziwna budowla zmieniała swój kształt, przez co wydawała się wciąż czymś innim.Domyślał się, że w tym wymiarze bardzo trudno jest odnaleźć stałe punkty orientacyjne.Podsłuchana rozmowa dwóch strażników potwierdzała jego przypuszczenia.Irielle znalazła Findhala w miejscu ogrodzonym, które wyglądało na bardziej trwałe.Fenton skojarzył je natychmiast z wytwórnią i składem broni.Leżały tam vrillowe miecze, owinięte w jakiś połyskujący materiał podobny do błyszczącej tkaniny wplecionej we włosy Irielle.Zbroje, tarcze i świecąca broń były ułożone obok.Irielle pospieszyła w stronę Findhala.Rozmawiali w języku Alfarów, którego Fenton zupełnie nie rozumiał.Ale mógł obserwować jej twarz, na której malowała się każda odpowiedź.Wydawało się, że Findhal sprzeciwia się temu, co mówiła.Dwa lub trzy razy spojrzał na Fentona z wyraźnym niezadowoleniem.W końcu skinął głową i powiedział tak wolno, że Fenton usłyszał i zrozumiał:- Bierz ze sobą miecz, Irielle, zawsze kiedy wychodzisz poza zaklęte miejsca.Oczywiście również wszędzie tam, dokąd idziesz w towarzystwie tego Cienia.- Skinął na dwóch Alfarów, by towarzyszyli Irielle.Dziewczyna wróciła do Fentona z zasępioną miną.- Mój ojciec nie ufa ci - oznajmiła.- Głównie dlatego, że tu wróciłeś
[ Pobierz całość w formacie PDF ]