[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tak więc z obu stron zacięta wszczęłasię walka, która zakończyła się nie bez ciężkich strat po obu stronach.W pierwszym bowiem starciu książę morawski Zwiętopołk - jak dzikopadnięty przez psy myśliwskie, rażąc na wsze strony krzywym zę-67bem jedne zabija, innym wnętrzności rozrywa i nie pierwej zatrzymasię i przestanie czynić szkodę, aż łowca zdyszany z nową sforą psównadbiegnie na pomoc zagrożonym - tak zrazu Zwiętopołk, wyprze-dziwszy okrężną ścieżką Polaków objuczonych łupem, byłby ichprawie z tryumfem zgniótł, gdyby hufiec rycerski skupiwszy się zewszystkich sił nie był odparł zarówno wściekłości, jak i zuchwalstwanacierających.Wtedy to szczęk [mieczy] uderzających o hełmy roz-brzmiewał w wąwozach górskich i gąszczach leśnych, iskry ogniakrzesane z żelaza błyskały w powietrzu, trzaskały włócznie łamiąc sięo tarcze, rozcinano piersi, a ręce i głowy, i porąbane ciała drgały [tu itam] po polu.Oto pole Marsowe, oto igrzysko Fortuny! Na koniec taksię znużyły obie strony i zrównały straty w zabitych rycerzach, że aniMorawianie nie osiągnęli wesołego zwycięstwa, ani Polacy nie ścią-gnęli na siebie znamienia hańby.Tam to komes %7łelisław utracił rękę,w której dzierżąc tarczę zasłaniał nią ciało, ale natychmiast pomściłmężnie jej utratę zabijając tego, który mu ją obciął.Książę Bolesławzaś dla uczczenia go zwrócił mu złotą rękę za cielesną.[26]Następnie sam [Bolesław] wkroczył na Morawy, lecz gdy na wieśćo tym wszyscy wieśniacy z dobytkiem schronili się w warownychmiejscach, choć Czesi i Morawianie zebrali się, to jednak nie napa-stowany [przez nich] powrócił, więcej pożogi tam sprawiwszy niżinnych szkód; którym to czynem niemałą wszakże sobie pozyskałsławę, zważywszy trudność przedsięwzięcia.Albowiem od stronyPolski Morawy tak są odgrodzone stromymi górami i gęstymi lasami,że nawet dla spokojnych podróżników, idących pieszo i bez pakun-ków, drogi są tam niebezpieczne i nader uciążliwe.Co więcej, samiMorawianie, wiedząc na długo naprzód o jego nadejściu, nie ośmielilisię stoczyć z nim bitwy w otwartym polu, ani nawet w trudnym [ja-kim] przejściu stawić oporu z zasadzki, gdy wkraczał lub powracał.68[27]Gdy zaś tak nie bez chwały powracał z Moraw, przybył do Polskilegat Stolicy Rzymskiej, imieniem Walo, biskup Beauvais, który zapoparciem Bolesława z gorliwej troski o sprawiedliwość tak surowoprzestrzegał przepisów kanoniczych, że na miejscu złożył z godnościdwóch biskupów, za którymi nikt się [zresztą] nie ujął prośbą anizapłatą.Skoro zatem uczczono w należyty sposób legata StolicyRzymskiej i kanonicznie odprawiono synod, wysłaniec udzieliwszyapostolskiego błogosławieństwa powrócił do Rzymu, waleczny zaśBolesław znów zwrócił się do walki ze swymi wrogami.[28]Zwoławszy tedy wojska do Głogowa, nie wziął ze sobą żadnegopiechura, lecz wybranych tylko rycerzy i najlepsze konie, a maszeru-jąc dniem i nocą przez pustkowia, nie pofolgował dostatecznie trudomani głodowi przez pięć całych dni.Szóstego dnia na koniec, w piątek,przystąpili do Komunii św.[i] posiliwszy się zarazem cielesnym po-karmem, przybyli pod Kołobrzeg kierując się wedle gwiazd.Poprzed-niej nocy zarządził Bolesław odprawienie godzinek do NPMarii, conastępnie z pobożności przyjął za stały zwyczaj.W sobotę z rannymbrzaskiem zbliżyli się do miasta Kołobrzegu i przebywszy pobliskąrzekę ryzykownie bez mostu czy brodu, by nie zwrócić na siebie uwa-gi pogan, sprawili szyki i zostawiwszy z tyłu dwa hufce w posiłku,aby przypadkiem Pomorzanie się o tym nie dowiedzieli i na nie przy-gotowanych nie napadli - wszyscy jednomyślnie zapragnęli uderzyćna miasto, opływające w dostatki i umocnione strażami.Wtedy pe-wien komes przystąpił do Bolesława, ale dawszy radę, którą lepiejprzemilczeć, wyśmiany odstąpił.Bolesław atoli w krótkich słowachzachęcił swoich, co dla wszystkich stało się niemałą pobudką do mę-stwa. Rycerze - rzekł - gdybym nie doświadczył waszej zacności iodwagi, w żaden sposób nie pozostawiłbym z tyłu tylu moich [wojsk],ani też z taką garstką nie zapuszczałbym się aż na brzegi morskie.Teraz zaś od naszych żadnej nie spodziewamy się pomocy; z tyłunieprzyjaciel, uciekać daleko - gdybyśmy o ucieczce myśleli.W Bogu69już tylko i w orężu ufność bezpiecznie pokładajmy!"Po tych słowach można by powiedzieć, że raczej lecieli ku miastu,niż biegli; ale niektórzy myśleli tylko o braniu łupu, a inni o wzięciumiasta.I gdyby tak wszyscy jak niektórzy jednomyślnie natarli, to bezwątpienia posiedliby owego dnia sławny i znamienity gród Pomorzan.Lecz obfitość bogactw i łupów na podgrodziu zaślepiła walecznośćrycerzy i w ten sposób los ocalił swoje miasto z rąk Polaków.Nielicz-ni tylko zacni rycerze, sławę przenosząc nad bogactwa, wyrzuciwszywłócznie, z dobytymi mieczami przebiegli most i wpadli do bramymiejskiej, lecz ściśnieni przez tłum mieszkańców, w końcu jednakzmuszeni zostali do odwrotu.Sam nawet książę Pomorzan był w mie-ście podczas tego natarcia, a bojąc się, że to całe wojsko nadciąga,uciekł inną bramą.A niestrudzony Bolesław nie stał w jednym miej-scu, lecz spełniał zarówno obowiązki walecznego rycerza, jak dobregowodza: spieszył mianowicie z pomocą swoim, gdy siły ich słabły, iprzewidywał, co może przynieść korzyść, a co szkodę.Tymczaseminni szturmowali drugą bramę, a jeszcze inni trzecią, inni wiązalijeńców, inni zbierali z morza gromadzone bogactwa, inni wreszciewyprowadzali [pojmanych] chłopców i dziewczęta.Tak więc Bole-sław ledwie pod wieczór, i to z użyciem grózb, zdołał odwołać z walkirycerzy swych, choć utrudzonych całodziennym szturmowaniem.Odwoławszy tedy rycerstwo i złupiwszy podgrodzie, Bolesław odstą-pił stamtąd za radą starego Michała poza mury, spaliwszy przedtemwszelkie zabudowania.Wstrząśnięty tym wypadkiem, cały naród barbarzyńców niezmier-nie się przeraził, a rozgłos Bolesława rozszedł się między nimi szero-ko i daleko
[ Pobierz całość w formacie PDF ]