[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wydawało się, że jestzbyt cienka, by unieść ciężar człowieka, lecz ledwo ujął ją w dłonie, wiedział, żemocniejszej nie widział w życiu.Lamsar burknął coś gniewnie, gdy Rackhir gestem wskazał, że ma podążyć zaTimerasem, lecz udało mu się dostać na pokład wcale zwinnie.Czerwony Aucznikruszył w górę jako ostatni, unosząc się w przestworzach wysoko ponad turniami,pnąc się w stronę żeglującego w powietrzu statku.Flota składała się z jakichś dwudziestu czy trzydziestu łodzi.Rackhir odniósłwrażenie, że Tanelorn miałoby szansę, gdyby %7łeglarze ruszyli mu na ratunek oczywiście jeżeli miasto jeszcze nie padło.Tak czy owak jednak Narjhan dowiesię, jakiego rodzaju pomocy szukają obrońcy.Wygłodniałe psy szczekaniem powitały poranek i horda żebraków, budząc siępo nocy, którą spędziła śpiąc na gołej ziemi, ujrzała Narjhana już na koniu, rozma-wiającego z jakimś przybyszem.Była nim dziewczyna w czarnych szatach, którefalowały wokół niej jakby na wietrze, mimo bezwietrznej pogody.Na smukłejszyi zawieszony miała klejnot.Zakończywszy rozmowę, Narjhan rozkazał, by przyprowadzono konia dla go-ścia.Dziewczyna jechała tuż za Władcą Chaosu, za nimi zaś podążała cała armiażebraków, pokonując ostatni etap znienawidzonej podróży do Tanelorn.Ujrzawszy, jak słabo strzeżone jest cudowne miasto, żebracy roześmiali się131 głośno, lecz Narjhan i jego towarzyszka wpatrywali się w niebo. Może jeszcze zdążymy  odezwał się głuchym głosem Władca Chaosu,dając rozkaz do ataku.%7łebracy, wyjąc, puścili się biegiem w stronę miejskich murów.Rozpoczął sięatak.Brut wyprostował się w siodle.Po twarzy spływały mu łzy, niknąc w brodzie.W urękawiczonej dłoni trzymał olbrzymi topór wojenny.Drugą ręką podtrzymy-wał leżącą w poprzek siodła nabijaną kolcami maczugę.Zas Jednoręki dzierżył długi i ciężki miecz o szerokim ostrzu, z wyobrażo-nym na rękojeści kroczącym złotym lwem.Ostrze to pomogło mu zdobyć tronw Andlermaigne, wątpił jednak, czy z jego pomocą zdoła zachować pokój w Ta-nelorn.U boku Zasa stał Uroch z Nievy o pobladłej lecz gniewnej twarzy.Urochprzyglądał się nadciągającej nieuchronnie okrytej łachmanami gromadzie.Wrzeszcząc, żebracy zwarli się w walce z obrońcami Tanelorn.Chociaż słabsiliczebnie, wojownicy walczyli zaciekle, gdyż bronili nie tylko swego życia i tego,co w tym życiu ukochali; bronili wszystkiego, co nadawało życiu sens.Narjhan siedział na koniu, obserwując bitwę.Sorana zatrzymała się u jegoboku.Władca Chaosu nie mógł brać czynnego udziału w walce, a jedynie przy-glądać się jej i w razie potrzeby zastosować magię, by wspomóc swe sługi lubbronić własnej osoby.Obrońcom Tanelorn cudem udawało się powstrzymywać napór rozwrzeszcza-nej hordy.Ich broń ociekała krwią, wznosząc się i opadając pośród morza kotłu-jących się ciał, połyskując czerwonawym światłem świtu.Pot zmieszał się ze słonymi łzami w szczeciniastej brodzie Bruta.Lashma-ryjczyk zwinnie zeskoczył z grzbietu swego czarnego konia, gdy zwierzę rżącżałośnie zwaliło się na ziemię.W gardle narastał mu szlachetny okrzyk bojowyprzodków i chociaż nie bardzo pasował on do tej haniebnej walki, Brut, wywijającostrym toporem i rozłupującą wszystko w drzazgi maczugą, pozwolił wydostaćmu się z rykiem z krtani.Nie miał jednak nadziei w sercu; Rackhir nie powró-cił i Tanelorn było skazane na zagładę.Pocieszał go jedynie fakt, że umrze wrazz miastem, a jego krew zmiesza się z popiołami Tanelorn.Także Zas poczynał sobie dzielnie, póki nie padł z roztrzaskaną czaszką.Bie-gnący w stronę Urocha z Nievy żebracy zmasakrowali stopami jego starcze ciało.Dusza Zasa, nadal zaciskającego dłoń na złotej rękojeści miecza, opuszczała wła-śnie ciało, by zniknąć w Otchłani, gdy Uroch również zginął w walce.I wówczas nagle Statki z Xerlerenes zmaterializowały się na niebie i Brut, zer-knąwszy przypadkowo w górę, wiedział, że Rackhir wreszcie powrócił, chociażmogło być już za pózno.Narjhan także spostrzegł Statki.Zawczasu przygotował się na ich spotkanie.132 %7łaglowce szybowały w przestworzach, otoczone przez %7ływioły Ognia, którezawezwał Lamsar.Duchy powietrza i płomienia przybyły na ratunek słabnącemuTanelorn.%7łeglarze przygotowali się do walki.Czarne twarze przybrały pełen koncentra-cji wygląd, gęste brody skrywały uśmiech.Mężczyzni z Xerlerenes przysposobiliwojenny rynsztunek.Różnego rodzaju broń  długie, hakowate trójzęby, stalowesieci, zakrzywione miecze, wydłużone harpuny  połyskiwała w świetle poranka.Rackhir stał na dziobie prowadzącego statku.W kołczanie miał pełno smukłychstrzał ofiarowanych przez %7łeglarzy.Pod sobą widział Tanelorn.Widok wciąż niezdobytego miasta sprawił mu ulgę.Dostrzegł też kłębiących się wojowników, ale z tej wysokości nie potrafił po-wiedzieć, czy są to przyjaciele, czy wrogowie.Lamsar krzyknął w stronę uwijają-cych się dokoła %7ływiołów Ognia, wydając im instrukcje.Timeras uśmiechnął sięszeroko i trzymał miecz w pogotowiu.%7łaglowiec zakołysał się na wietrze i opu-ścił niżej.Teraz zobaczył Narjhana i stojącą obok Soranę. Ta suka ostrzegła go, przygotował się na nasze przybycie  powiedziałRackhir, zwilżając wargi i wyciągając strzałę z kołczana.Statki z Xerlerenes opuszczały się coraz niżej, żeglując na prądach powietrza.Złote żagle wypełniały się wiatrem.Załoga zgromadziła się na jednej burcie, rwącsię do walki.I wówczas Narjhan wezwał Kyrenee.Wielka niczym burzowa chmura, czarna jak Piekło, z którego pochodziła, Ky-renee uformowała się z powietrza.Jej bezkształtne cielsko ruszyło w stronę Stat-ków z Xerlerenes, bryzgając dokoła strumieniami trucizny.Olbrzymie macki owi-jały się wokół nagich ciał krzyczących %7łeglarzy, miażdżąc je w swym uścisku.Lamsar pośpiesznie przywołał ogniste istoty, zajęte pożeraniem żebraków.%7ły-wioły utworzyły jedną wielką płomienistą kulę, która pomknęła na spotkanie Ky-renee.Dwie masy zderzyły się z towarzyszącym temu wybuchem, oślepiające Czer-wonego Aucznika różnokolorowym światłem.Statki rozkołysały się i rozedrgałytak, że kilka z nich przewróciło się stępką do góry, a ich załogi poleciały w dół napewną śmierć.Eksplozja rozniosła dokoła fragmenty płomiennej kuli i strzępy trującegoczarnego ciała Kyrenee, które uśmiercały wszystko, co stanęło na ich drodze, poczym znikały.Powietrze wypełniło się smrodem, odorem spalenizny, pozostałością po ży-133 wiołach.Kyrenee umarła.Jeszcze przez moment niosło się jej zamierające wycie.%7ły-wioły Ognia, umierając lub wracając do własnej sfery, wyblakły i znikły.To, copozostało z ciała wielkiej Kyrenee, opadło powoli na ziemię i przykryło część kłę-biących się wokół żebraków.Jedynym, co pozostało po olbrzymiej rzeszy ludzi,była rozciągająca się szeroko mokra plama, pokryta zbielałymi kośćmi. Szybko, dokończcie walki, nim Narjhan zdoła przywołać inne potwory krzyknął Rackhir.%7łaglowce spłynęły niżej.%7łeglarze zarzucali stalowe sieci, wciągając na po-kład wielką liczbę żebraków, harpunami i trójzębami dobijając rzucających sięnieszczęśników.Rackhir wypuszczał strzałę za strzałą, z satysfakcją widząc, że każda z nichtrafiała nieprzyjaciela właśnie tam, gdzie ją wycelował.Pozostali przy życiuobrońcy Tanelorn, prowadzeni przez Bruta, lepkiego od krwi, lecz uśmiechają-cego się na myśl o zwycięstwie, rzucili się na przerażonych żebraków [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wpserwis.htw.pl