[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Will! - zerwała się natychmiast.- Co tutaj robisz o tej porze?- Przyszedłem do ciebie, to chyba jasne? - Stał z dłonią naklamce, wiedząc, co zaraz nastąpi.- Właściwie to dobrze, bo właśnie chciałam z tobąporozmawiać.- Nerwowo pogładziła palcami perłową broszęprzy gorsecie.-Ach tak? - Will wyjął kwiat z wazonu stojącego przy łóżku iobrócił łodyżkę w palcach.-Ja.dużo myślałam.Uśmiechnął sięz powagą.-Widzę.-1 uznałam, że to nie ma sensu.Co z Jane? Will skrzywił sięlekko.- Nic.To ona zerwała zaręczyny, nie ja.- O Boże.- Ellie zmarszczyła brwi, przez moment rozważająctę rewelację, aby w końcu odłożyć ją do pózniejszego namysłu.-Rozumiem, lecz nadal uważam, że nie mogę zrujnować twojejrodziny.- Puściła broszę i musnęła dłonią notatnik ojca leżącyobok na stoliku.- Huttonowie już raz to zrobili.Will postanowił na razie nie nalegać.-Powiedzmy, że szlachetnie mnie opuścisz - rzekł.-I cozamierzasz dalej robić?-Um.mogłabym nauczyć się jakiegoś zajęcia.Może szycia.- Wskazała gestem przybornik, który był dla niej pamiątką zdawnego życia.Will ryknął niepowstrzymanym śmiechem.-Ellie, nie żartuj, ty nie potrafisz nawet wyprowadzić prostegościegu!-Jakoś się nauczę - wybąkała speszona.- Nie ma wielkiegowyboru prac dla kobiet.Znajomość łaciny i greki na nic mi się nieprzyda.Przysunął się do niej.-A jednak posiadasz coś bardzo cennego.Usztywniła się, usiłując zachować dystans.- Mój ukochany włada mym sercem, a ja jego" - zacytowałWill.- Masz moje serce, Ellie.Nie możesz skazać mnie naprzyszłość bez miłości; nie będziesz aż taka okrutna.- Otoczył jejkibić ramieniem i wsunął różowy kwiat w czarne loki.-Will, ale.-Nic nie mów.Już postanowiłem i moja rodzina się zgodziła.Obiecałaś w Snowslip, że mnie poślubisz, więc musiszdotrzymać słowa.Zresztą już od dawna sercem wziąłem sobieciebie za żonę, toteż ceremonia będzie dla mnie tylkoformalnością.A co do spadku - cóż, nie tylko pieniądze liczą sięw życiu.Mogłem być najbogatszym hrabią w królestwie izarazem najbardziej nieszczęśliwym.Ellie odchyliła się lekko do tyłu, aby lepiej widzieć jego twarz.- Czyżbyś wolał być ubogi i nieszczęśliwy?- Szczęśliwy! - poprawił, całując ją w czoło.- Szybko ci się znudzę, a wtedy znienawidzisz mnie za to, żenie wniosłam w posagu.- Ciii! - Położył jej palec na ustach.- Musisz bardziej we mniewierzyć.Nie rzucam się w to z głową.Owszem, nie wszystkowyszło tak, jak planowałem, lecz nie można mówić o upadkuDorsetów.Wspólnie łatwiej będzie pomyśleć, jak odbudowaćmajątek.Mój ojciec był bogaty, lecz wszystko stracił.Ja jestemteraz biedny, ale wiem, że ciężka praca i rozsądne inwestycjepomogą nam odwrócić los.- Pieszczotliwie potarł nosem o jejpoliczek.- Potrzeba mi mądrości, a tej nabędę tylko wtedy, kiedybędę miał u boku żonę o praktycznym umyśle, ostrym jakbrzytwa.-Och, Will.-%7ładne: Och, Will".- Masz powiedzieć: Tak, Will!".Ellie westchnęła, zastanawiając się, czemu się opiera, skorooboje tego pragną.Powinna zainwestować w miłość i zaufać jej.- Cóż, wobec tego powiem: Tak, Will".- Dziękuję, kochanie.- Zachłannie przygarnął ją do siebie.-Chcę zostać tu z tobą na noc.Boję się, że jeśli wyjdę, znów cośwymyślisz i uciekniesz.- Nie ucieknę - obiecała solennie Ellie.Ich losy splątały się jużze sobą nieodwołalnie.- Ale nie powinieneś zostać na noc.-W moich oczach jesteś już żoną, więc ulituj się nad swoimbiednym mężem, bo nie zaśnie, jeśli nie będzie przy tobie.Zresztą nie mogę zostawić cię samej, bo znów wpadniesz wtarapaty.- Wpadnę, kiedy zostaniesz.-Nie, najwyżej wpadniemy w nie wspólnie.Jesteśmy już posłowie i nie ma dla nas odwrotu.Ellie zadrżała z oczekiwania.- Tak mówisz?Musnął wargami końce jej palców.- Tak, Ellie.Nasza przyszłość zaczyna się tu i teraz.Rozdział 24Królowa nadal urzędowała z dworem w Greenwich, kiedypewnego dnia do pałacowych schodów dobiła barka Dorsetów.Pierwszy wysiadł hrabia, strojny w złote aksamity tego samegokoloru co jego włosy i broda.Za nim brat o ciemnych włosach,długich do ramion, w ciemnoniebieskim kaftanie.Dalej młodszerodzeństwo - ładna parka ubrana na biało (choć chłopak miałsmugę na kolanie; widać pobrudził się o burtę łodzi).HrabinaDorset pojawiła się na nabrzeżu, idąc pod ramię z ładną,czarnowłosą, młodą damą.Obie były w dostojnej, żałobnejczerni.Ich stroje pamiętały raczej dawną świetność, choć staranosię je dostosować do obecnej mody - lecz nikt nie powiedziałsłowa, bo tworzyli wspaniałą rodzinę, jedną z najświetniejszychw królestwie.Takie rody hołdują własnej modzie, nie musząniewolniczo gonić za nowinkami.Za nimi podążał mały orszak: egzotyczny czarnoskóry sługa wzielonej satynie, rudowłosy tęgi mężczyzna o groznym obejściu ispojrzeniu, które mogło zwarzyć świeże mleko, oraz sześćpokojówek.Na koniec wyładowano bagaże.Więcej nie było tudo oglądania; widzowie mogli najwyżej śledzić ostrą wymianęzdań, która wywiązała się po-między potężnym rudzielcem a najładniejszą z pokojówek.Rudzielec przegrał słowną potyczkę, zaliczywszy prztyczka wucho.Tego już jednak rodzina nie widziała, bo Robert Cecil, któryoczekiwał na nabrzeżu, zaprowadził ich do pałacu.Tam stanęlipod zamkniętymi drzwiami sali audiencyjnej.Korzystając zokazji, że jeszcze nie poproszono ich do środka, Robert odciągnąłWilla na bok.-Jesteś absolutnie przekonany co do swojej decyzji, panie? -upewnił się, zerkając na Ellie, która w skupieniu podziwiałamalowidła i usiłowała udawać, że nie domyśla się, o czymmówią.-Tak, jestem - przytaknął ze śmiechem Will.- Mój przypadekjest beznadziejny, Cecil; nie ma lekarstwa na tę chorobę.-Zawsze twierdziłem, że to cudowna dziewczyna, nawet gdyty byłeś przeciwnego zdania.- Nie przypominaj mi - jęknął Will.- Mój ojciec zgodził się na małżeństwo i nie będzie ci robiłtrudności
[ Pobierz całość w formacie PDF ]