[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Od czasu do czasu spogląda­ła na Bowmana, który wydawał się odprężony, by nie powiedzieć rado­sny, a jeśli nawet ciążyła mu przelana ostatnio krew, to nadzwyczaj dobrze to ukrywał.Cecile przyszło do głowy, że chyba już o wszystkim zapomniał i ta myśl jeszcze bardziej ją przygnębiała.Ponownie rzuciła okiem na ponurą okolicę i odwróciła się do Bowmana.103- Tu naprawdę żyją ludzie? --- spytała z niedowierzaniem.- Żyją, kochają i umierają.Miejmy nadzieję, że nas to nie spotka.To ostatnie naturalnie.- Och, przestań.A gdzie ci wszyscy kowboje, guardians, jak ich nazywasz?- Myślę, że w baraąh.Dziś jest przecież święto.Szkoda, że tym razem nie dla nas.- Sam mówiłe§, że dla ciebie życie jest jednym, długim świętem.- Powiedziałem - dla nas.- To miłe - przyznała, spoglądając na niego z namysłem.- Mo­żesz mi tak od razu, bez zastanawiania się powiedzieć, kiedy ostatnio byłe§ na urlopie?- Tak od razu to nie.Cecile pokiwała głową i ponownie rozejrzała się po okolicy.Z lewej strony, w odległości mniej więcej kilometra, było widać spore zabudo­wania i to całkiem przyjemnie wyglądające.- W koficu jakiś ślad życia - westchnęła z ulgą.- Co to takiego? - Mas, tutejsza odmiana farmy, skrzyżowana z hotelem, restauracją i szkołą jazdy konnej.Nazywa się Mas de Lavignolle.- Więc już tu byłe§?- Sama niedawno coś mówiłaś o urlopie - powiedział przepra­szająco.- No tak - westchnęła i zajęła się kontemplowaniem krajobrazu za oknem.Nagle pochyliła się gwałtownie - za farmą rosła kępa sosen a za nimi ukazał się widok, §wiadczący do§ć dobitnie o istnieniu życia w Ca­margue.Kilkana§cie cygańskich pojazdów i mniej więcej setka samo­chodów parkowały jak popadło na poboczu po prawej stronie drogi.Po lewej, na polu rzadko porośniętym trawą, stały rzędy kolorowych namiotów.Były różnej wielkości, czasem zaledwie płócienne dachy w zależno§ci od tego, jaką pełniły rolę: barów, kiosków spoźywczych, strzelnic, loterii czy sklepów.Kręciło się wokół nich kilkaset osób naj­wyraźniej doskonale spędzających tu czas.Bowman zwolnił, żeby prze­pu§cić pieszych.- Cóż to takiego? - zadziwiła się Cecile.- Wiejski odpust, a co ma być? Arles nie jest jedynym miejscem w Camargue, a niektórzy twierdzą, że nie jest nawet jego czę§cią, gdzie dziś jest festyn.Większość miasteczek czy większych farm ma własne imprezy i rozrywki, a jak widać, Mas de Lavignolle jest jednym z nich.- No, no ależ jeste§my dobrze poinformowani - przyznała z ironi­cznym uznaniem i wskazała na owalny plac, ogrodzony oblepionymi błotem konarami.- A to co takiego?- To jest stara i tradycyjnie wykonana arena do walki byków, gdzie będzie miała miejsce największa atrakcja dzisiejszego popo­łudnia.`- Jedziemy dalej - stwierdziła Cecile z niesmakiem.Pojechali.Ale po mniej niż piętnastu minutach Bowman zatrzymał wóz na poboczu.Wysiadł i przeciągnął się.- Dwie mile prostej drogi - wyja§nił, widząc pytające spojrzenie dziewczyny.- Cygański tabor podróżuje z szybko§cią trzydziestu mil na godzinę, mamy więc cztery minuty.- A ogarnięty paniką Bowman może być w drodze już w piętna§cie sekund?.- Nawet szybciej, chyba że nie dopiłem szampana.Ale do§ć gada­nia, pora na lunch.Szesna§cie kilometrów na północ tą samą drogą wolno posuwał się cygański tabor wzniecając ogromną chmurę pyłu.Kolorowe wozy, za­wsze przyciągające wzrok, teraz, poprzez kontrast z otoczeniem, wy­glądały bardziej egzotycznie nii kiedykolwiek.Pojazdy prowadził żółty ciągnik pomocy drogowej, wynajęty przez Czerdę do holowania jego wozu.Był to jedyny nie pokryty kurzem pojazd w całej kolumnie.Prowadził go Czerda, a w kabinie znajdowali się jeszcze Searl i El Brocador, któ­remu przywódca Cyganów przyglądał się z wyraźnym podziwem.- Do diabła, El Brocador - przyznał - wolę mieć ciebie przy sobie niż tuzin takich niedozobionych klechów.- Nie jestem stworzony do działania - zaprotestował Searl - i ni­gdy tak nie twierdziłem.- Za to twierdziłe§, że masz mózg - parsknął Czerda.- Zrobili ci lobotamię w seminarium, czy potem zdurniałeś do reszty?- Nie bądź dla niego taki ostry - El Brocador starał się załagodzić sytuację.- Wszyscy wiemy, że jest pod wielką presją.Poza tym, jak sam mówi, działanie nie jest jego specjalno§cią, a do tego nie zna Arles.Ja się tam urodziłem i czuję się jak u siebie.Znam dobrze wszystkie sklepy, które handlują cygańskimi kostiumami czy ubiorami guardians.Nie jest ich zresztą tak wiele, jak można by sądzić.Ludzie, których użyłem do pomocy, to tubylcy, a że za pierwszym razem trafiłem do105tego sklepu co i Bowman, to już kwestia szczęścia i odrobina logiki - był duży i leżał na uboczu.- Mam nadzieję, że nie musiałeś użyć zbyt wiele, hm.perswazji? - taka powściągliwość wypowiedzi zdecydowanie nie pasowała do Czerdy.- Jeśli masz na myśli przemoc, to w ogóle.Nie lubię przemocy, o czym wiesz, chyba że w ostateczności.W dodatku jestem zbyt znany w Arles, by zaryzykować coś takiego.Poza tym nie musiałem, nikt by nie musiał, kto zna starą Bouvier.Za dziesięć franków wrzuciłaby swoją matkę do Rodanu.Ja dałem jej pięćdziesiąt - uśmiechnął się El Bxoca­dor.- Tak się starała, że omal sobie języka nie przygryzła przy pyt­lowaniu.- Niebiesko-biała koszula, biały kapelusz i czarna kamizelka - roz­marzył się Czerda.- Łatwiej go będzie znaleźć niż błazna na po­grzebie.- Tylko najpierw musimy się z nim spotkać.- Będzie tam - Czerda wskazał kciukiem za siebie.- Jak długo oni są z nami, on będzie nam towarzyszył.Wszyscy to wiemy, on sam naj­lepiej.O to się nie martw, bylebyś zrobił, co do ciebie należy.- Nie ma strachu - pewność siebie El Brocadora ani jotę nie ustę­powała pewności siebie Czerdy.- Wszyscy wiedzą, jak głupi potrafią być Anglicy.To, że kolejny idiota chce się popisać przed tłumem, nikogo nie zdziwi, a dziesiątki świadków będą widziały, że robiliśmy, co tylko było możliwe, żeby durnia powstrzymać, ale nam się nie udało.- Byk będzie miał zaostrzone rogi, tak jak uzgodniliśmy?- Sam tego dopilnowałem - El Brocador spojrzał na zegarek.- Nie możemy się trochę pospieszyć? Wiesz, że za dwadzieścia minut mam umówione spotkanie.- Nie bój nic - uspokoił go Czerda - za dziesięć minut będziemy w Mas de Lavignolle.Rolls-royce posuwał się wolno, w sporej odległości za taborem, by chmura pyłu wzbijanego przez cygańską kawalkadę zdążyła opaść [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wpserwis.htw.pl