[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Biuro rektora zajmowało większą część parteru.W sekretariacie ozdobionym boaze-rią z wiśniowego drewna roiło się od adiutantów i sekretarek.Pacino był zbyt przerażo-ny, by zwracać na nich uwagę.Wielkie, drewniane drzwi otworzyły się.Za chwilę miałznalezć się sam na sam z wiceadmirałem Seanem Murphym.Wszedł do gabinetu powo-li, zgarbiony, z bijącym szybko sercem.Zastanawiał się, jak wytłumaczy wszystko ojcu.Podniósł wzrok na twarz Murphy ego, spojrzał mu w oczy, których kąciki marszczyły sięw kurze łapki.Rektor miał jednak łagodny wyraz twarzy.I trochę smutny.Czyżby za-miast wyrzucać Anthony ego, ma zamiar poprosić o dobrowolne wystąpienie z Akade-mii? Chłopak poczuł skurcz w żołądku.Sean Murphy podniósł się zza biurka o rozmia-rach łodzi i klepnął go w ramię, po czym uścisnął swoją suchą dłonią Jego dłoń.Pacinopatrzył zdumiony w niebieskie oczy wiceadmirała. Usiądz, synu. odezwał się rektor ochrypłym głosem. Tak jest! wypalił Anthony.Kolana same się pod nim ugięły i usiadł na brzeżkufotela.Murphy oparł się o biurko. Muszę ci przekazać bardzo smutną wiadomość, Anthony powiedział. Zaatakowano statek pasażerski, którym wypłynął w rejs twój ojciec.To chyba terro-ryści, tak nam się wydaje.W wiadomościach telewizyjnych mówią, że nikt nie przeżył.Być może będziemy musieli stawić czoła faktowi, że twój tata nie żyje.Tak ci współczu-ję, synu.Tak ci współczuję.Anthony Michael Pacino nie słyszał już ostatnich słów wiceadmirała.Azy płynęły mupo policzkach.Gdy tak siedział z twarzą ukrytą w dłoniach, dotarł do niego odgłos czy-jegoś płaczu.Po chwili zdał sobie sprawę, że to on sam płacze.23 Cała stop! rozkazała Petri.Okręt powoli zwolnił i zatrzymał się.Woda wokółzdawała się płonąć.Dym utrudniał oddychanie. Wyjąć aparaty oddechowe! poleciła oficerowi pokładowemu.Stosowane przezstrażaków aparaty oddechowe składały się z czegoś w rodzaju elastycznego, gumowegopłuca oraz generatora tlenu.Zastąpiły dawniejsze, ciężkie butle. Wynieść sprzęt na pokład, otworzyć wszystkie włazy.Drużyna ratunkowa na po-kład.Zarządzam człowiek za burtą do czasu, aż wyłowimy wszystkie pływające tuciała. Tak jest.mruknął pod nosem Dietz. I wyciągniemy na okręt wszystkie ofiary, które uda nam się znalezć, zrozumiano? Tak jest, pani kapitan. Dietz? Słucham? Niech pan się opanuje, do kurwy nędzy! Obudzić się mamy robotę do wyko-nania!Przez następną godzinę członkowie załogi Devilfisha , wyposażeni w kamizelki ra-tunkowe, aparaty oddechowe oraz zapewniające im bezpieczeństwo uprzęże, wycią-gali z wody ciała ofiar ataku.Niektóre z nich znajdowały się w okropnym stanie; inniwyglądali, jakby tylko spali.Kiedy na pokładzie układano kolejne ciało, oglądał je po-kładowy sanitariusz Richard Keiths.Sprawdzał, kto żyje, a kto nie.Nasłuchiwał odde-chu, zaglądał w oczy i od czasu do czasu unosił głowę w stronę mostka, kręcąc głową.Nadleciał śmigłowiec którejś ze stacji telewizyjnych; filmował wszystko.Poza jego ter-kotem i okrzykami uwijających się przy upiornej pracy marynarzy panowała zupełnacisza.Przyleciały dwa następne helikoptery, a potem pojawiły się dwa kutry oraz trzyratunkowe samoloto-śmigłowce o przestawianych wirnikach V-55 Sea Witch w bar-wach Straży Przybrzeżnej.Straż Przybrzeżna skoncentrowała się na miejscach, gdziezatonął krążownik i niszczyciele, a Devilfish kontynuował zbieranie ofiar z PrincessDragon.203Petri prowadziła okręt po kręgach o zmniejszającym się stopniowo promieniu.Czułanarastający skurcz w gardle, widząc, jak żałośnie mało byłych pasażerów liniowca znaj-duje się na powierzchni.Na pokładzie zatopionego statku było ponad tysiąc trzystu ofi-cerów najwyższych i średnich stopni.Ponad czterdziestu admirałów! Tymczasem spo-między płonących na wodzie szczątków wyłowiono niecałe sto ofiar.I tylko dziewięt-naście dawało oznaki życia.Samoloto-śmigłowce zabrały ich do Szpitala Marynarkiw Portsmouth.Martwych znoszono pod pokład.W końcu zerwał się wiatr i pogasił do-palające się płomienie, rozwiał dym
[ Pobierz całość w formacie PDF ]