[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zasugerował nawet parę poprawek, aby wszystko sprawniej poszło, które z uwagi na znajomość terenu i zwyczajów kolejowych przyjęte zostały bez protestu.Uzgodnili ostateczną wersję, po czym konduktor schował gotówkę do kieszeni i wyszedł, zaś Hendrique zmuszony jeszcze chwilę poczekać, rozejrzał się po przedziale.Wpadł mu w oko zatłuszczony magazyn porno włoskiego wyrobu, zczytany prawie do granic wytrzymałości papieru.Panienka z rozkładówki przypominała mu coś, o czym dawno chciał zapomnieć — jego żonę.Spotkał ją wkrótce po ukończeniu szkolenia w Rosji — w 1973 roku.Była jedną z tancerek w upiornym kabarecie w Casablance, będącym bardziej meliną i burdelem niż lokalem rozrywkowym, w którym żarcie było podłe, a wódka jeszcze gorsza, tyle że tania.Pobrali się miesiąc później.Facet, który zjawił się zaraz po ceremonii, wydał mu się w pierwszym momencie jej przyjacielem, toteż jak policzek odebrał prawdę — był to jej alfons.Stłukł go do nieprzytomności, a ją zostawił, i to pomimo płaczliwych zapewnień, że skończyła już z tym fachem.Tego samego dnia wyjechał i nigdy już jej nie widział.Wyrwał rozkładówkę i rzucił gazetę w kąt, po czym podarł zdjęcie na strzępy.Gdy się uspokoił, ruszył nie śpiesząc się do przedziału.Minął akurat odpowiedni okres czasu.Konduktor klęczał przy otwartym wlocie wywietrznika.Widząc go skinął głową i zamknął kratkę.Hendrique zdjął kartką “Nieczynne" z drzwi ubikacji i zamknął się wewnątrz.Ledwie zdążył, gdy z wentylatora wydostały się pierwsze smugi dymu, w ciągu sekund zmieniając się w gęsty, czarny dym, zalegający przedział i błyskawicznie wypełniający korytarz.Kolejarz czekając na rozwój wydarzeń na drugim końcu wagonu, pośpieszył w dym i pukając kolejno do drzwi przedziałów, zaczął usuwać pasażerów na czas naprawy uszkodzenia do sąsiedniego wagonu.Zapewniał, że nie ma żadnego niebezpieczeństwa, że to po prostu uszkodzenie gdzieś w systemie wentylacyjnym, którego naprawy on dopilnuje osobiście i będą mogli wrócić do przedziałów tak szybko, jak to tylko będzie możliwe.W ciągu trzydziestu sekund wagon był pusty.Zastukał do drzwi toalety i Hendrique pojawił się na korytarzu, ruszając w ślad za konduktorem przez kłęby dymu do zamkniętego przedziału, który poprzednio zajmowała Sabrina.Hendrique zajrzał do sąsiedniego przedziału, ale ten był pusty.Konduktor uniósł ku twarzy pęk kluczy wybierając właściwy, po czym otworzył drzwi.Ledwie weszli do wnętrza, zamknął je za sobą.— Co chce pan tu znaleźć, signor? — spytał.— Nic — odparł Hendrique wkładając rękę do kieszeni marynarki.Zaskoczenie kolejarza zmieniło się w strach, gdy zobaczył w jego dłoni czarno" oksydowany nóż bojowy z pięciocalowym ostrzem.Hendrique wbił go w miękki i wydatny brzuch konduktora, kierując ostrze ku górze.Gdy obserwował drgawki poprzedzające śmierć, na jego ustach gościł sadystyczny uśmiech.Ciało oparło się o szafę, po czym martwe osunęło się na podłogę.Hendrique wyjął nóż i pieniądze, które parę minut temu dał zabitemu, po czym wszedł do sąsiedniego przedziału, by zostawić tam dowody winy.Potem zniknął w wypełniającym korytarz dymie.W sąsiednim wagonie coś nie dawało Grahamowi spokoju i to od chwili, w której opuścił swój przedział.Nie mógł tylko sobie uzmysłowić, co to było.Gdy spoglądał na dym kłębiący się po drugiej stronie drzwi, wreszcie go olśniło i złapał Kolczyńskiego za ramię.— Mówiłem ci, że coś jest nie tak.Słuchaj, jeśli dym wywołała awaria w systemie wentylacyjnym, to oprócz niego powinien być smród spalenizny, prawda?Zapytany rozsunął lekko drzwi i pociągnął nosem.— Nie śmierdzi — stwierdził.— Właśnie.— Ktoś chciał się pozbyć pasażerów z wagonu.— Nie będzie nagrody za prawidłową odpowiedź — warknął Mike.— Masz broń?— Została w torbie — mruknął Kolczyński z żalem.— Dobra, idę pierwszy — wśliznął się w zadymiony korytarz, mając tuż za sobą Rosjanina.— Mógł zabezpieczyć drzwi — szepnął ten, gdy dotarli do przedziału.— Nie w tak krótkim czasie.To metodyczny skurwiel.Mimo to Graham nie zaryzykował.Przytulając się do ściany dzielącej drzwi dwóch przedziałów otworzył o cal drzwi i przesunął palcami wzdłuż ich krawędzi.— Gdzie jesteś? — spytał.— Droga wolna.— Tuż za tobą.Odsunął drzwi i przyklęknął, penetrując uważnie wnętrze.W ślad za wzrokiem podążała lufa beretty.Kolczyński wszedł za nim i zamknął drzwi, po czym pochylił się i dotknął plamy na chodniku.— Co to?— Krew — mruknął wyciągając pistolet z torby.Graham znalazł kolejną plamę na fotelu i zaciek na ścianie.Dopiero na samym końcu zobaczył nie zapiętą torbę.Nigdy nie zostawiał otwartego bagażu, toteż, po sprawdzeniu czy nie podłączono do niej ładunku wybuchowego, zdjął ją z półki.Jedną z pierwszych rzeczy, jakie w niej znalazł, był zakrwawiony nóż.Bez słowa obaj ruszyli ku wewnętrznym drzwiom prowadzącym do sąsiedniego przedziału.Kolczyński otworzył je, a Graham omal się nie potknął o ciało konduktora.Rosjanin sprawdził puls i potrząsnął głową.Obaj wiedzieli, co muszą zrobić.— Okno — zaproponował Mike.— Nawet gdyby się zmieścił, w co wątpię, to nie sądzisz, że w następnych wagonach mogliby się stać nieco podejrzliwi, widać trupa w kolejarskim uniformie lądującego obok torów? Odpada.— Szafa?— Za mała.— Chyba się nam skończyły schowki, a ledwie ten dym się rozwieje, Hendrique albo któryś z jego pomagierów zjawi się tu z jakimś kolejarzem w poszukiwaniu konduktora.Przyznam się, że nie oczekuję z niecierpliwością chwili, gdy będę się tłumaczył, skąd się wzięło ciało i jakim cudem narzędzie mordu zawędrowało do mojej torby.— Jest jeszcze jedna skrytka.Masz w torbie bandaż.Daj go, a z mojej wyciągnij szwajcarski nóż wojskowy i także mi go podaj.— Bandaż?— Przestań zadawać głupie pytania, nie mamy czasu! Mike wrócił z rzeczami, których żądał Rosjanin i zastał go zajętego rozpinaniem kurtki zabitego.— Po cholerę ci bandaż? Na litość boską, ten facet jest martwy!— Ale trzeba zatamować krew, bo chyba nie chcemy, żeby zaczęła stąd wyciekać — Kolczyński wskazał płytę zakrywającą powierzchnię między fotelem a podłogą.— Nie wiem, co tam jest ale to nasza jedyna szansa.Użyj noża, by ją podważyć.Płyta paździeżowa przybita była tuzinem niewielkich gwoździ, które Graham powyciągał, starając się ich nie pokrzywić.Zdawało mu się, że trwa to całą wieczność.W rzeczywistości zajęło mu to dwadzieścia sekund i kosztowało dwa wygięte gwoździe, bez szans na wyprostowanie.Zerknął do wnęki, którą odsłonił.Była pusta.To, czy trup tam wejdzie, było inną sprawą.Przypomniał sobie o upływie czasu i zerwał się na nogi, spoglądając na korytarz.Dym zaczynał rzednąć.— Będzie musiało wystarczyć — sapnął Rosjanin, zawiązując bandaż na ciasny węzeł.— Zobaczymy, czy się zmieści.Okazało się, że niespecjalnie.— Podwiń mu nogi.To powinno wystarczyć — polecił Kolczyński, wpychając trupa głową naprzód.Graham zrobił, co mu kazano i nogi faktycznie weszły.Ale nie stopy.Te ostatnie bowiem wystawały na chodnik i nie dało się ich wsadzić na stałe do środka w żaden sposób.Ciągle wysuwały się na zewnątrz.Kolczyński nasunął płytę przytrzymując je nogą i obcasem powbijał gwoździe na miejsce.— Waga nóg wypchnie ją.To tylko paździerz.— Jakiś czas wytrzyma.Jak te gwoździe puszczą, to ktoś będzie miał pamiętną podróż.Kolczyński za pomocą koszuli, na której przedtem położono nóż, pozbierał, na ile się dało, krew z dywanu, po czym owinął w nią nóż i wsunął do swojej torby
[ Pobierz całość w formacie PDF ]