[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Claremont skrzywił się z bólu i spojrzał na zabandażowaną dłoń.I ona, i wodze ociekały krwią.Podniósł wzrok i spiął konia.Pociąg przyspieszył, zostawiając Indian coraz bardziej w tyle.Biała Ręka z kamienną twarzą obserwował powrót dwóch zwiadowców, których wysłał do lasku.Jeden z nich bez słowa.podniósł obie ręce.Biała Ręka skinął głową i odwrócił się.Wojownicy ruszyli za nim.W dwuszeregu szybko podążyli wzdłuż toru za znikającym pociągiem.Na pomoście ostatniego wagonu Fairchild, O'Brien, Pearce i Henry markotnie obserwowali znikających za zakrętem Pajutów.Ich podły nastrój jeszcze bardziej się pogłębił, gdy usłyszeli dvaa szybkie wystrzały z rewolweru.- A to co znowu? - spytał zrozpaczony Fairchild.- To Claremont, bez dwóch zdań - odparł szeryf z przekonaniem.- Pewnie dał sygnał Deakinowi, że rozpędził konie Pajutów na cztery wiatry.Oznacza to, że Białą Rękę i jego wojowników czeka długa wędrówka do Fortu Humboldta, a zanim tam dotrą, Deakin będzie już na nich czekał.- Jest jeszcze Sepp Calhoun - wtrącił gubernator z nadzieją w głosie.- Moja babka prędzej by sobie poradziła z Deakinem niż Calhoun - stwierdził Pearce.- Poza tym on jest wiecznie zalany.- Jego twarz ściągnęła się w grymasie gniewu.- A nie mówiłem? Przyspieszył.Pociąg faktycznie nabierał szybkości.Czterej mężczyźni spojrzeli po sobie z niepokojem.- Pewnie stracił nadzieję, że wvskoczymy - rzekł O'Brien, wychylił się przez poręcz i spojrzał w kierunku jazdy.Odskoczył gwałtownie, gdy rozległ się suchy trzask.Drżącą ręką zdjął kapelusz i spojrzał na postrzępioną dziurkę w rondzie.- Jak widać, zachował nadzieję na co innego - zauważył sucho Pearce.Deakin wyglądał przez okno lokomotywy na tor.Śnieg przestał padać.Do miejsca, gdzie zachodni wylot Przełęczy Złamanego Serca łączy się z doliną, mieli jeszcze dwieście metrów.Właśnie tam umówił się z Claremontem.- Trzymaj się! - rzucił do Mariki, zamknął przepustnicę i przekręcił koło hamulcowe do oporu.Przy akompaniamencie szczęku i łoskotu zderzających się buforów, zablokowane koła napędowe zapiszczały na szynach.Czterej mężczyźni na tylnym pomoście spoglądali po sobie z coraz większym osłupieniem i lękiem.Agent podał dziewczynie rewolwer Banlona i wyjął drugą laskę dynamitu ze skrzynki z narzędziami.Pociąg stanął w miejscu.- Teraz! - powiedział Deakin.Dziewczyna zeskoczyła na pobocze, upadła i przeturlała się, krzycząc z bólu.Agent zwolnił hamulec, włączył bieg wsteczny i otworzył szeroko przepustnicę.Po chwili dołączył do Mariki.Minęło dobre parę sekund, zanim mężczyźni na pomoście uświadomili sobie, że jadą do tyłu, a nie do przodu.O'Brien pierwszy doszedł do siebie.Wychylił się i otworzył szeroko oczy, widząc Deakina, stojącego na poboczu z wycelowanym w niego rewolwerem.Ledwie zdążył odskoczyć do tyłu, padł strzał.- Chryste Panie! - Słownictwo majora było cokolwiek osobliwe.- Wyskoczyli z pociągu!- Więc nikt nie prowadzi?! - Fairchild był bliski histerii.- Skaczcie, na miłość boską!O'Brien powstrzymał go stanowczym gestem.- Nie!- Bój się Boga, człowieku, pamiętasz, co się stało z żołnierzami w tamtych wagonach?- Ten pociąg jest nam potrzebny.- Major skierował się do lokomotywy.- Robiłeś kiedy za maszynistę, Nathan?Pearce zaprzeczył ruchem głowy.- Ja też nie.Ale spróbuję.- Wskazał kciukiem za siebie.- Zajmij się Deakinem.Pearce skinął głową i zeskoczył na ziemię.Pociąg rozpędził się tymczasem do całkiem przyzwoitej szybkości i szeryf koziołkując sturlał się ze stromego nasypu.Na jego szczęście głęboki śnieg zamortyzował upadek, tak że wylądował wprawdzie bez tchu, za to zdrowy i cały.Natychmiast zerwał się na nogi i rozejrzał.Pociąg, wciąż przyspieszając, oddalił się już o jakieś pięćdziesiąt metrów.Pearce spojrzał w przeciwną stronę i zobaczył głowę i ramiona Deakina, który podtrzymywał słaniającą się na nogach Marikę.- Tego tylko brakowało - rzekł agent.- Co panią boli? - Kostka.I nadgarstek.- Da paru radę stanąć o własnych siłach? - Nie wiem.Chyba nie.- To niech pani siada.- Bezceremonialnie posadził ją obok torów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]