[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Aadna łajba - przyznał Sword.- Skąd się tu wzięła? - zastanawiał się Bytes.- Po drugiej stronie wyspy?Sword poprowadził samolot nad kuter, a przelatując nad nim poruszył wolantem, aby zamachać skrzydłami.Z Patriote nie było żadnego odzewu.- To tych dwóch mruków Syd i Bud - zauważył Bytes, patrząc na załogę.- Lecimy dalej - zadecydował Sword.- Jak wrócimy do hotelu, to przez radionawiążecie kontakt z łajbą.Wznieśliśmy się na wysokość pięciuset metrów, przelecieliśmy może dwa kilometry,gdy Sword gwałtownie obniżył lot.- Co się stało?! - zaniepokoił się Bytes.- Rozbitkowie - Sword pokazał na pomarańczową tratwę ratunkową bujającą się nafalach.Dwoje ludzi w tratwie machało do nas rękoma.-Mayday relay! Mayday relay! Mayday relay! - Sword nadawał przez radio.- DeltaEcho Puerta Plata Sword, Puerta Plata Sword, Puerta Plata Sword.Rozbitkowie pięć mil nazachód od Beatę, dwie mile od brzegu.Dwoje ludzi.Sword podał sygnał wzywający pomocy, używany przez radiostacje niezagrożone. Puerta Plata Sword oznaczała nazwę samolotu, czyli lotnisko w Puerta Plata i nazwiskopilota.- Witaj Puerta Plata Sword, tu Red Baron - usłyszałem czyjś głos.- Mówił poangielsku z dziwnym akcentem.- Nadal wozisz turystów tym złomem? Przyjdzie dzień, że cięzestrzelę i wtedy mi zapłacisz.- Red Baron, zejdz z fonii - prosił Sword.- Raider na Patriote nas nie słyszy? - dziwił się Bytes.- Jeśli ma dość rozumu, to siedzi cicho i płynie na poszukiwanie - powiedział Sword.- Red Baron to pirat.Sword zawrócił do jachtu.Znalezliśmy go po dwóch minutach.Najpierw Swordwykonał okrążenie na małej wysokości, potem przeciął kurs otwierając i zamykającprzepustnicę, by na koniec polecieć w kierunku, w którym byli rozbitkowie.- Patriote nie zmienił kursu - powiedziała Alison.- Dziwne, nawet nikt nie wyszedł na pokład - dodał Sword.Powtórzył manewr, który według prawa morskiego powinien wykonać samolotnaprowadzający statek na rozbitków.- Zwolnicie tego kapitana? - zapytał Sword.Bytes milczał, a z Alison nie chcieliśmy podejmować decyzji za milionera.- Paweł, jesteś odważnym człowiekiem? - Sword zwrócił się do mnie.- Czasami.- Wyjdziesz z kabiny i otworzysz luk bagażowy pod kokpitem.Znajdziesz tampakunek z pomarańczową bójką.Wyciągnij go i wracaj.Sword zwolnił, a ja powoli otworzyłem drzwi.Stanąłem jedną nogą na dzwigarzepodpierającym skrzydło i wychyliłem się, by zobaczyć luki bagażowe.Alison trzymała mnieza prawą dłoń, którą chwyciłem się mocowania swojego fotela.Musiałem postawić lewąstopę na kole, opuścić się i jednym szarpnięciem otworzyć drzwiczki.Udało się za pierwszymrazem.Spodziewałem się bałaganu, ale w luku panował idealny porządek, a był tam sprzętratunkowy.Wyjąłem rzeczy wskazane przez Sworda, wrzuciłem je do kabiny i zamknąłemluk.Ostrożnie wróciłem na miejsce.- Widziałem paru starszych od ciebie facetów, którzy robili takie rzeczy o wielesprawniej - ironizował Sword.- To nie kino - zwróciłem mu uwagę.Nadlecieliśmy nad tratwę ratunkową dryfującą po morzu i jako bombardier na znakdany przez Sworda zrzuciłem do wody pakunek z boją.- Prawie w punkt - ocenił Bytes.- Dwa metry od łodzi.- Mała radiostacja, żarcie, boja ratunkowa nadająca specjalny sygnał radiowy -wyliczał pilot - powinny ich uratować.Mam nadzieję, że znajdą moją wizytówkę i wynajmąna loty turystyczne.- Czemu nie odezwała się żadna jednostka ratunkowa z Haiti? - zdziwiłem się.- Bo takowej tu nie ma, najbliższa to Coast Guard z Puerto Rico.Mają chłopaki szmatdrogi.- westchnął Sword.Rozbitkowie dopłynęli do naszej paczki i starszy mężczyzna podziękował nammachaniem ręki.Jego młoda towarzyszka chyba cały czas płakała.- Panie Bytes, pan płaci i wymaga - mówił Sword.- Mam nad nimi fruwać w kółko iczekać na zbawienie czy lecimy dalej.- Na długo starczy nam paliwa? - zapytał Bytes.Sword jakby dopiero teraz zainteresował się paliwomierzem.Postukał zgiętym palcemw szybkę.- Komornik, obudz się! - zawołał do strzałki.Ani drgnęła.Sword odchylił głowę i liczył w pamięci.- Możemy bujać się nad nimi pół godziny, ale na małych obrotach palimy więcejpaliwa.Jeżeli ruszymy na rekonesans, to polatamy jeszcze prawie godzinę nad wybrzeżem imożemy wracać do domciu.- Nie ma opcji pośredniej?Sword zmiął pod nosem przekleństwo.- Bytes! Nie ma sytuacji pośrednich! Albo wisimy nad nimi, albo spływamy.Gdykrążymy, każdy nas widzi z daleka.Możemy przywołać tu przyjazny statek albo piratów.Polecimy dalej, zrobimy swoje, a z hotelu możemy powiadomić służby ratowniczeDominikany.- Lecimy nad wybrzeże - zdecydował Bytes.Sword pożegnał rozbitków machając skrzydłami i skierował się ku brzegowi.- Czego szukacie? - spytał pilot.- Fragmentu, który pasowałby do mapy - pokazałem mu kopię szkicu z notesuZieleniewskiego.- Piracki skarb? - zaśmiał się Sword.- %7łe też ludzie wierzą jeszcze w takie bajki?Chwila! Załoga Patriote ma tę mapę?Obejrzałem się na Bytesa, a ten tylko smutno kiwnął głową.- Paweł, przejmij stery - poprosił mnie Sword.- Trzymaj wolant, nie ruszaj orczyków.Staraj się utrzymać kurs i wysokość
[ Pobierz całość w formacie PDF ]