[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nalał nam wina.Odeszła mnie jednak ochota od picia.Zirytowała mnie ta historia.Dziwak owiany nimbem Kuwasy sympatyczniejszy mi się wydawał od tego łapczywego na grosze wspólnika przedwojennego oszusta.Justowa bystrzejsza była od swojego męża i natychmiast wyczuła zmianę w moim nastroju.Głośno huknęła na męża:– Pleciesz, pleciugo.Co ty, głupi, myślisz, że ten pan chce z tobą ludzi oszukiwać?Do Justa doszedł widać jej krzyk.Zaczął się sumitować:– Przecież ja sam ze siebie tego nie robiłem.To tamten mnie namówił.Tamten.A jak ludzie byli tacy głupi, że wierzyli, to miałem nie brać pieniędzy? Dużo, myślisz pan, zarobiłem? Tamten wszystko zabrał i uciekł, jak się zrobiła awantura.Oj, miałem potem za swoje.Wstydu i urągań od ludzi.– Just aż się za głowę złapał.Swoim zwyczajem mówił chaotycznie, mieszał jedno z drugim.– Ubogi ze mnie człowiek; kawałek sadu, kilka uli i ten domek to cały mój majątek.Narkuski, któremu dobrze się już z głowy zaczęło kurzyć, a nos i policzki okryły się purpurą, począł się ze mnie natrząsać:.– Od razu pana Just rozpoznał: na węch.Może pan też da ogłoszenie do gazety? „Letnisko z atrakcją”, hi, hi, hi.Ledwie mnie Justowa wybroniła:– Nie to chciał mąż powiedzieć – wyjaśniła spoglądając z urazą na doktora.– Jego trzeba zrozumieć.Od czasu kontuzji, co ją miał w czasie wojny, bo granat się koło niego rozpękł, to myśli mu się czasem plączą.Mąż mówił, że ten pan to z takich, co bajd o Kuwasie lubieją słuchać.Chłop mój ciągle by gadał o Kuwasie.Ale nikt go nie chce słuchać.A jak znajdzie chętnego, to cieszy się, jakby przyjaciela napotkał.Dziwak przecząco zamachał rękami.Doszło do niego tylko jedno słowo „Kuwasa” i nabrał podejrzeń.– Nie słuchaj jej pan.Ona zawsze mi na złość mówi: „zdechł twój Kuwasa, zdechł”.A on żyje.Kto to słyszał, żeby diabła kłonicą zabili?Rozczulił mnie tą wiarą w Kuwasę.Jednym tchem wychyliłem kubek i rozanielony aż ręce rozłożyłem, żeby uściskać kościelnego.– Kooochany Dziwaku.Gaadaj mi, gaadaj, ile tylko zechcesz.„Duch jakże piękny popadł w obłąkanie”.[23]Gdzieś na drodze zagrał klakson samochodu.Narkuski zerwał się z ławy i ciężkim truchtem pobiegł za dom.– Późno już, bólem brzucha z objęć snu wyrwany, Brat Kalotus księżowskie swe porusza ciało – wyrecytowałem przypomniawszy sobie „Przykucnięcia” Rimbauda.[24] I po raz pierwszy w życiu odkryłem dodatnią stronę rozmowy z człowiekiem, który źle słyszy.Nie chodziło jednak o ból brzucha.Za domem była furtka na drogę, po której płosząc kury i raz po raz trąbiąc, w tumanie kurzu nadjeżdżał Nemsta.Narkuski zatrzymał go bez trudu.Gorzej było z nakłonieniem do udziału w naszej biesiadzie.Pozostawiwszy samochód na skraju drogi, z niechętną miną dał się Nemsta przyprowadzić do stolika pod lipą.Narkuski tłumaczył mu zawile:– Pijemy na cześć Kuwasy, rozumiesz? Dziwak nie okazał się Dziwakiem, rozumiesz? Nie, nie tak.To znaczy Dziwak rzeczywiście jest dziwakiem, tylko że nie on ukradł nasze narzędzia, rozumiesz? On jest totumfackim diabła Kuwasy.Zdajesz sobie z tego sprawę? „Letnisko z atrakcją”.Hi, hi.Zataczając się ze śmiechu klapnął na ławkę.Nie wiem, czy Nemsta zrozumiał coś z tych wyjaśnień.Z jednego tylko na pierwszy rzut oka zdał sobie sprawę.Z tego, co jeszcze do niedawna było w pustym baniaczku.– Ech, wyyy! – rzekł krótko.Ale bez najmniejszego akcentu potępienia.– Hm.Ciekawe, bardzo ciekawe – radośnie chrząknął Narkuski, widząc, jak gościnny Just nadbiega z nowym baniaczkiem.Rychło zaspokoił ciekawość kubkiem wina.Poczciwego Dziwaka – bo tak będę go nadal nazywał – wyraźnie radowała nasza liczna obecność.Przybycie brodatego Nemsty wprawiło go w jeszcze lepszy humor i ukazało, jak bardzo jest gościnny.Z żywością, której się po nim nie spodziewałem, co kilka minut dreptał do domu i coraz to przynosił nam coś nowego: wczesne jabłka, talerz wiśni; nawet słoik z małosolnymi ogórkami postawił na stoliku, gdyż, jak mu się wydawało, Narkuski na coś takiego miał właśnie ochotę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]