[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Poszlibyśmypotańczyć. Nie tańczę.I nie mam złamanej nogi, a zwichnięty staw. Co za różnica, skoro i tak me potańczymy?Pryszczaty był sam.Zostawił samochód naprzeciwko głównego wejścia mieszczącego sięw południowym skrzydle rozłożystego budynku i minąwszy grupkę mło-dych, rozkrzyczanych ludzi wszedł do środka. Nasi Białorusini mieszkają tutaj. Co robimy? Idz za nim i zorientuj się, co jest grane zaproponował chłopak. W razie czego, mów, ze przyszłaś na dyskotekę. Co to znaczy w razie czego"? Gdyby ktoś cię pytał albo. Nikt mnie nie będzie pytał rzekła i wysiadła z samochodu.Co najwyżej faceci mogą mnie podrywać.Paweł pokiwał głową, ze pojął w czym rzecz, ale zaraz krzyknął zaoddalającą się Dominika: Tylko nie zabaluj za długo!Ale w odpowiedzi zatrzepotały poły jej długiego płaszcza, gdy szłado północnego skrzydła, w którym funkcjonował Night Club.Po półgodzinie zaczął się wiercić na siedzeniu seicento, a po kolej-nym kwadransie dopadło go znużenie i zniecierpliwienie.Wysiadł z sa-mochodu, zamknął drzwiczki i poczłapał w kierunku hotelu.Szedł kuśtykając wzdłuż żwirowego podjazdu i poprzez duże, oszkloneokna zauważył ich idących przez rozświetlony hol.To byli Dominika iPryszczaty.Ten widok doprowadził Pawła do szału.Wściekły jak rzadko kiedypatrzył na idącego pewnym krokiem Białorusina, który trzymał w dłoniszklankę z drinkiem, a za nim dreptała jak gdyby nigdy nic dziewczyna.Rozmawiali, nie patrząc na siebie.Zaraz skierowali się do lewego skrzy-dła rozłożystego budynku, to znaczy Pryszczaty skręcił w korytarz, aleDominika zdążyła jeszcze zatrzymać się i zerknąć na parking.Zgięłanogi w kolanach, jakby chciała lepiej wypatrzyć tam Pawła, i zauwa-żywszy go szczęśliwie pokazała mu natychmiast dłoń z rozczapierzonymipalcami.Raz, drugi, trzeci, czwarty i piąty! To był znak.Pięć razypokazana dłoń mogła oznaczać dwadzieścia pięć". Idą do pokoju numer 25" odgadł w myślach.I znowu zobaczył rozwiewające się poły płaszcza Dominiki, gdy zni-kła w głębi jakiegoś korytarza.Niezadowolony z odważnej gry Dominiki Paweł zaszedł na tył hoteluprzełażąc z trudem przez drewnianą, zamkniętą o tej porze dnia, bramę.Za hotelem znajdował się oświetlony basen w kształcie bajora i swoimłukiem przylegał do ściany budynku, nad którym zwisał wąski taras napierwszym piętrze.W basenie pluskała się jakaś para i w ogóle było tutajspokojniej niż od frontu.Cały teren został urządzony w wiejskim stylu żwirowe alejki, drewniane pomosty, specjalne szałasy i wykonane zdrewna dekoracyjne elementy (koła, figurki i rzezby).Słowem miło,ładnie, ale i bogato.Paweł schował się szybko za żywopłotem okalającym basen i obser-wował tył budynku.Solidne, marmurowe schodki prowadziły ze skrzy-dła na taras na pierwszym piętrze.Jeśli Pryszczaty wynajął pokój numer25, to musiał on znajdować się właśnie tam na piętrze.I wtedy dostrzegł go w oknie balkonowym na piętrze.Stał, patrzyłprzez nie na zewnątrz i coś mówił.Jak na złość z wąskich drzwi obokschodków prowadzących na taras wyszedł masywny mężczyzna w dżin-sach i koszulce.Zbliżał się powoli z zamiarem obejścia basenu.Niedo-brze.Już z daleka było widać, że ten dryblas więcej czasu spędza na si-łowni niż w bibliotece, a jego czujny wzrok zdradzał osobę dbającąo spo-kój w hotelu.Goryl.Paweł położył się za żywopłotem i czekał.Mężczy-zna obszedł w tym czasie basen i zaraz gdzieś znikł w drzwiach w dru-gim skrzydle.W oknie na pierwszym piętrze prawego skrzydła, w którym pojawiłsię Pryszczaty, światło nieco przybladło do intymnej tonacji.To rozw-ścieczyło Pawła do reszty.Musiał się dostać na piętro i zobaczyć, codziało się w pokoju numer 25.Po dziesięciu minutach wpadł na pomysł, a pomogła mu w tym plu-skająca się w basenie para młodych ludzi.Wyszli z niego i ociekającwodą oraz gaworząc zalotnie dostali się po schodkach na taras i we-szli do któregoś z pokojów przez otwarty balkon.Paweł został sam.Roze-brał się szybko do slipek i kuśtykając podszedł do stoliczka pod paraso-lem, na którym suszył się pozostawiony przez kogoś ręcznik.W kąpielo-wym stroju nie powinien wzbudzić tutaj niczyjej podejrzliwości.Owinąłsię ręcznikiem, ale kiedy kątem oka dojrzał wyłażącego z jakiegoś zaka-marka goryla, nie wytrzymał i dla świętego spokoju wskoczył do wody.Zanurkował, przepłynął pod wodąkilkanaście metrów i wynurzył się.Gorylpatrzył na niego tylko chwilę, po której skonstatował, że w basenie najwy-razniej musi się pluskać gość hotelowy i znowu gdzieś zniknął.Wtedy Paweł wylazł na kostkę otaczającą basen i zaciskając z bóluzęby zbliżył się do schodków.Bolało go kolano, chlor z basenu podrażniłranę na nodze, ale on za wszelką cenę musiał dostać się na górny taras.Zostawiając mokre ślady na bladym marmurze wszedł tam wolno ipodszedł do balkonu Pryszczatego.Nie do końca zasłonięte i niedomkniętedrzwi balkonowe umożliwiały obserwację i podsłuch.Ale oto zauważyłDominikę.Zdjęła płaszcz i siedziała w głębokim fotelu, a Pryszczaty nale-wał sobie drinka.Dziewczyna zdaje się piła sok.Rozmawiali. Co za sielanka!" pomyślał rozdrażniony.Mężczyzna kaleczył język polski bez żadnych kompleksów, a dziew-czyna śmiała się.Rozmawiali o niczym.I zaraz Pryszczaty podszedł doniej i dotknął jej włosów, co oznaczało jedno on ją podrywał!Paweł zamknął z wściekłości oczy, ale zaraz je otworzył
[ Pobierz całość w formacie PDF ]