[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na wszystkich nas czeka moc, tak wielka, że nie potraficie jej sobie nawet wyobrazić.Chodźcie.Jestem Rhulad, syn Tornada Sengara.Przelałem krew w walce i poznałem śmierć!Odwrócił się raptownie, drapiąc mieczem podłogę.– Śmierć – mruknął.– Wiara jest iluzją.Świat nie jest taki, jakim się wydaje.Wszyscy jesteśmy głupcami.Cóż za.tępota.Klęknij przede mną, Hannanie Mosag – ciągnął tym samym, cichym głosem.– W końcu nie poświęcisz tak wiele, prawda? Poznamy moc.Staniemy się tym czym kiedyś byliśmy, tym czym mieliśmy być.Klęknij, królu-czarnoksiężniku, i otrzymaj moje błogosławieństwo.Ponownie uniósł głowę, przeszywając półmrok złotym blaskiem.– Binadas.Wiesz co to ból, rana, która nie chce się zagoić.Podejdź do mnie, a uwolnię cię od tego cierpienia.Uleczę twą ranę.Binadas zmarszczył brwi.– Nic nie wiesz o czarach, Rhulad.– Podejdź!Przenikliwy krzyk poniósł się echem po olbrzymiej komnacie.Binadas wzdrygnął się i pokuśtykał do brata.Rhulad wyszarpnął złotą dłoń i musnął palcami jego pierś.Dotknął jej tylko leciutko, ale Binadas zatoczył się do tyłu.Fear skoczył doń, by go podtrzymać, ale Binadas wyprostował się, wytrzeszczając oczy.Nie odezwał się ani słowem, ale wyraźnie było widać, że ból w jego biodrze zniknął.Ogarnęło go drżenie.– Tak jest – wyszeptał Rhulad.– Podejdźcie, bracia.Już czas.Trull odchrząknął.Musiał przemówić.Musiał zadać swoje pytania, powiedzieć to, czego nikt nie chciał powiedzieć.– Widzieliśmy cię martwego.– A teraz wróciłem.– Dzięki mocy miecza, który trzymasz w dłoniach, Rhulad? Dlaczego ów sojusznik miałby dać Edur coś takiego? Co ma nadzieję w ten sposób zyskać? Bracia, plemiona się zjednoczyły.Osiągnęliśmy pokój.– Jesteś z nas najsłabszy, Trull.Zdradzają cię twoje słowa.Jesteśmy Tiste Edur.Być może zapomniałeś, co to znaczy? Sądzę, że tak.– Rhulad rozejrzał się.– Sądzę, że wszyscy o tym zapomnieliście.Sześć żałosnych plemion, sześciu nic niewartych królów.Hannan Mosag miał większe ambicje.Wystarczające, by wkroczyć na drogę podboju.Był niezbędny, ale nie może osiągnąć tego, co musi wydarzyć się teraz.Trull słyszał w słowach Rhulada brata, którego znał, ale pobrzmiewało w nich także coś nowego.Dziwne, trujące korzenie.czyżby to był głos mocy?Monety zastukały o siebie głucho, gdy Rhulad zwrócił się w stronę milczącego tłumu, który czekał poza wewnętrznym kręgiem.– Edur stracili z oczu swe przeznaczenie.Król-czarnoksiężnik chciałby odciągnąć was od tego, co musi się zdarzyć.Moi bracia i siostry, bo wszyscy tu jesteście dla mnie braćmi i siostrami, a nawet czymś więcej.Stanę się waszym głosem.Waszą wolą.Tiste Edur zostawili już za sobą królów i królów-czarnoksiężników.Czeka nas to, co kiedyś posiadaliśmy, coś z dawna już utraconego.O czym mówię, bracia i siostry? Odpowiem wam na to pytanie.O imperium.Trull spojrzał na Rhulada.Imperium.A każde imperium.musi mieć cesarza.Rhulad rozkazał im klęknąć.Hannanowi Mosagowi i wszystkim pozostałym.Tiste Edur nie klękali przed byle królami.– Pragniesz zostać cesarzem, Rhulad? – odezwał się Fear.Zapytany odwrócił się w jego stronę, rozkładając ramiona w lekceważącym geście.– Czy masz ochotę odwrócić się ode mnie z przerażeniem, Fear? Ze wstrętem? Och, czyż ten niewolnik nie wykonał świetnej roboty? Czy nie jestem czymś pięknym?W jego głosie pobrzmiewała nuta histerii.Fear nie odpowiedział.Rhulad uśmiechnął się i kontynuował.– Powinienem ci powiedzieć, że ciężar już mi nie przeszkadza.Czuję, że mi ulżyło.Tak, bracie.Sprawia mi to przyjemność.Czy przyprawia cię to o szok? Dlaczego? Czy nie widzisz mojego bogactwa? Mojej zbroi? Czyż nie jestem śmiałą wizją wojownika Edur?– Nie jestem pewien, co widzę – odparł Fear.– Czy to naprawdę Rhulad mieszka w tym ciele?– Umrzyj, Fear, i utoruj sobie drogę z powrotem.A potem zapytaj sam siebie, czy ta podróż cię nie zmieniła.– Czy znalazłeś się wśród naszych przodków? – zapytał Fear.Rhulad roześmiał się brutalnie w odpowiedzi.Uniósł miecz w szalonym salucie, poruszając orężem z gracją, jakiej Trull nigdy dotąd u niego nie widział.– Nasi przodkowie! Dumne duchy.Stali w szeregach po dziesięć tysięcy! Przywitali mnie głośnym rykiem! Byłem ich kuzynem, który przelał krew, godnym tego, by przyłączyć się do nich w niezłomnej obronie drogocennych wspomnień.Przeciw tłumnemu zastępowi ignorancji.Och tak, Fear.To były czasy wielkiej chwały.– Wnoszę z twojego tonu, Rhulad, że pragniesz rzucić wyzwanie wszystkiemu, co jest nam drogie.Zaprzeczyć naszym wierzeniom.– A kto z was może zadać kłam moim słowom?– Widma cienia.– Są Tiste Andii, bracie.Niewolnikami naszych pragnień.Powiem ci jedno: ci, którzy nam służą, zginęli z naszej ręki.– W takim razie, gdzie są nasi przodkowie?– Gdzie? – wychrypiał Rhulad.– Gdzie? Nigdzie, bracie.Nie ma ich nigdzie.Nasze dusze uciekają z ciał, uciekają z tego świata, bo to nie jest nasz świat.Nigdy nie był nasz
[ Pobierz całość w formacie PDF ]