[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rozzuchwalili się tak, że gdy jedni atakowali z jednej strony, inni z drugiej,dostali się do naszych domów i podpalili je.Dym i ogień przeszkadzały namwalczyć, aż zaradziliśmy temu sypiąc dużo ziemi i barykadując sale, skądrozszerzał się pożar, zaś Indianie myśleli, że nas żywcem upieką.Trwały owe walki cały dzień, a nawet w nocy nacierały na nas ich liczneoddziały, tak nas na oślep zasypując oszczepami, kamieniami i strzałami, żeprzez cały dzień dziedzińce i ziemia wyglądały jakby klepisko zasypaneziarnem.Noc tę spędziliśmy na leczeniu ran, zatykaniu wyłomów iprzygotowaniach na dzień następny.Gdy nastał ranek, wódz nasz postanowił,że wszyscy wraz z narvaezczykami mamy wyjść na walkę z nimi, zabierającarmaty, muszkiety, kusze.Mamy starać się zwyciężyć, a co najmniej dać imodczuć naszą siłę i odwagę dotkliwiej nizli poprzedniego dnia.Powiem, żejeżeli myśmy powzięli ten zamiar, Meksykanie taki sam plan mieli.Walczyliśmy zawzięcie, ale uderzyli z tak wielką siłą i tyloma oddziałami,mogąc zmieniać je od czasu do czasu, że choćby było dziesięć tysięcyHektorów trojańskich i tyluż Rolandów, nie zdołaliby ich zwyciężyć.Przyznam się, że nie potrafię opisać ani wysłowić tej zaciekłości walki.Nieprzeszkadzały im armaty, muszkiety i kusze ani nasz opór, ani nasze ataki, wktórych zabijaliśmy za każdym razem trzydziestu lub czterdziestu z nich, nieprzestawali walczyć w zwartym szyku, z jeszcze większą odwagą niż zpoczątku.A kiedy udało się nam zyskać czasem nieco terenu albo częśćulicy, udawali, że się cofają, abyśmy ścigając ich, odłączyli się od naszejgłównej siły i naszych kwater, aby tym łacniej mogli nas atakować, wierząc,że z życiem nie ujdziemy, bo odstępując ponosiliśmy wielkie straty.Wspominałem już, że od domu do domu prowadziły zwodzone drewnianemosty teraz zostały one podniesione i aby domy podpalać, trzeba byłowejść w głęboką wodę, a równocześnie z tarasów padało tyle kamieni,głazów i oszczepów, tak nas dręczyli i tylu z nas ranili że nie mogliśmyzdzierżyć.Nie wiem, jak mogę pisać o tym tak spokojnie! %7łołnierze, którzy przebylikampanię włoską, wielokrotnie zaklinali się na Boga, że tak okrutnych walknie widzieli ani między chrześcijanami, ani przeciw artylerii króla Francji, aniz sułtanem tureckim, ani nie widzieli ludzi nacierającychw zwartym szyku i z taką odwagą, jak owi Indianie.Z wielkimi trudno-ściami zdołaliśmy się wreszcie dostać do naszych kwater, mając na karkachliczne oddziały wojowników, którzy wdarli się z gwizdem i wrzaskiem,trąbiąc i bijąc w kotły, nazywając nas tchórzami niezdatnymi do niczego,gdyż byliśmy niezdolni stawić im czoło przez cały dzień, a jedynie cofa-liśmy się.W tym dniu zabito nam dziesięciu czy dwunastu żołnierzy, a wszyscywróciliśmy ranni.Noc zeszła na naradzie, należało do dwóch dni wyjść zewszystkimi zdrowymi żołnierzami, jacy jeszcze byli w obozie, i z czteremamachinami w kształcie wież drewnianych, bardzo mocnych, które po-mieścić mogły każda dwudziestu pięciu ludzi, ze strzelnicami i otworamidla armat, muszkietów i kusz, pod ich osłoną mieli pójść inni żołnierze,muszkieterowie i kusznicy, a także wszyscy pozostali oraz konni otwiera-jący drogę.Ustaliwszy ten plan, spędziliśmy cały dzień na tej budowie i naumacnianiu wyłomów, i nie wyszliśmy w tym dniu do walki.Trudnopowiedzieć, jak liczne oddziały wojowników atakowały nas w naszymobozie, i to nie w dziesięciu czy dwunastu miejscach, ale w ponad dwu-dziestu, rozstawieni byliśmy wszędzie, a gdy my uzbrajaliśmy się ifortyfikowali, jak mówiłem, ich liczne oddziały starały się przedostać downętrza za pomocą drabin i nie można ich było odeprzeć ani strzałami, aniciosami.Wołali, że w ten dzień nikt z nas nie pozostanie przy życiu i żeserca nasze i krew ofiarują bogom swoim, a ucztować będą zjadając naszeramiona i nogi, ciała zaś porzucą tygrysom, lwom i wężom, które trzymająw zamknięciu, aby nasyciły się nimi, w tym celu trzymano je bez jedzeniaod dwóch dni.Nie uradujemy się ani złotem, ani tkaninami, jakie po-siedliśmy, a Tlaxcalczycy, którzy są z nami, zostaną zamknięci w klatkachna utuczenie i niedługo zabici na ofiarę.Z wielką czułością domagali się,abyśmy im wydali Montezumę, ich wielkiego władcę.Przez całą noc ciąglebyły tylko gwizdy i wrzaski, i grad padających oszczepów, kamieni i strzał.Kiedy nastał dzień, polecając się Bogu wyszliśmy z obozu z naszymiwieżami, armaty, muszkiety i kusze na przedzie, a konni czyniący nawszystkie strony wypady.Ale choć zabiliśmy wielu Indian, nie udało sięnam zmusić ich do ucieczki.Jeśli mężnie walczyli w poprzednich dwóchdniach, jeszcze mężniej i z większą mocą, i liczniejszymi oddziałamiwalczyli tego dnia.Mimo wszystko postanowiliśmy, że choćbyśmy mielipołożyć życie, podsuniemy się z naszymi wieżami i machinami aż doświątyni Uichilobosa.Nie chcę rozwodzić się o wielkich walkach, jakiestoczyliśmy przy jednym warownym domu ani ile koni nam zraniono, którezresztą nie były nam pomocne, bo choć nasi jezdzcy atakowali oddziałyIndian, aby je rozproszyć, Indianie miotali tyle oszczepów, strzał i kamieni,że nic nie mogliśmy zdziałać.Gdy konie z bliska nacierały, Meksykaniezsuwali się w kanały i w jezioro i stamtąd zastawiali na jezdzców nowezasadzki, inni Indianienadbiegali z bardzo długimi dzidami, aby konie zakłuć.Tak więc nie było znich żadnego pożytku.Nie mogliśmy podpalić ani zburzyć żadnego domu, bo jak mówiłem wszystkie stały na wodzie, a mosty między nimi były podniesione, rzucić sięwpław było zbyt niebezpieczne, bo z tarasów leciało tyle głazów i kamieni, żepróżne były nasze usiłowania.Poza tym jeśli nawet udało się nam podpalićjakiś dom, płonął on cały dzień, a ogień nie mógł się przenosić z domu dodomu, bowiem oddzielała je woda i tarasy.Próżne tedy były naszeusiłowania, w których narażaliśmy życie.Dostaliśmy się wreszcie w pobliże wielkiej świątyni bożków i na jejstopnie wdrapało się cztery tysiące Meksykanów, nie licząc oddziałów, któretam stały z dzidami długimi, kamieniami i oszczepami, aby nam bronićprzystępu.Nie pomagały ani nasze wieże, ani armaty, ani muszkiety, anikusze, ani jazda, kiedy chciała bowiem atakować, konie ślizgały się i padałyna gładkich płytach podwórca
[ Pobierz całość w formacie PDF ]