[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Tak jest. Przepraszam cię, nie mogę, nie mogę w to uwierzyć.Karenin usiadł.Czuł, że jego słowadziałają nie tak, jak się tego spodziewał, i że będzie musiał dać wyjaśnienia.Poczuł także, żejakkolwiek wypadną te wyjaśnienia, stosunek jego do szwagra nie ulegnie zmianie. Tak, to bolesna konieczność.Zmuszony jestem żądać rozwodu  powtórzył. Powiem ci tylko jedno, Aleksy; znam ciebie jako najlepszego, jako sprawiedliwegoczłowieka; znam Annę  wybacz, ale nie mogę o niej zmienić zdania  wiem, że to cudowna,najlepsza kobieta, i dlatego, wybacz, nie mogę w to uwierzyć.To jest jakieś nieporozumienie! O, gdyby to było tylko nieporozumienie!& Pozwól& Rozumiem  przerwał mu Obłoński. Ale oczywiście& Jedno tylko: nie trzebasię śpieszyć.Nie trzeba, nie trzeba się śpieszyć! Ja się nie śpieszyłem  rzekł ozięble Karenin. A w takiej sprawie radzić się z nikim niemożna.Zdecydowałem się stanowczo. To okropne!  westchnął ciężko Obłoński. Wiesz, Aleksy, ja zrobiłbym jedną rzecz.Błagam cię, zrób to!  mówił dalej. Sprawa jest jeszcze, o ile dobrze rozumiem, nie wszczęta.Zanim ją rozpoczniesz, zobacz się z moją żoną, pogadaj z nią.Kocha ona Annę jak siostra, kocha iciebie, i w ogóle to niezwykła kobieta.Na miłość boską, pomów z nią! Zrób mi tę łaskę, błagamcię!Karenin zamyślił się, a Stiepan Arkadjicz patrzał na niego ze współczuciem, nie przerywającmilczenia. Pojedziesz do niej? Nie bardzo wiem.Właśnie dlatego nie byłem u was.Przypuszczam, że nasze stosunkipowinny ulec zmianie. Czemu? Zupełnie tego nie pojmuję! Pozwól mi przypuszczać, że poza naszympowinowactwem masz dla mnie, choć w części, te przyjazne uczucia, które ja zawsze żywiłem dlaciebie& Oraz istotny szacunek  dodał ściskając rękę szwagra. Gdyby nawet najgorsze twojeprzypuszczenia okazały się słuszne  nie pozwalam i nie pozwolę sobie nigdy sądzić ani jednej,ani drugiej strony  nie widzę powodu, dla którego nasze stosunki miałyby się zmienić.A terazzrób to dla mnie  przyjedz do mojej żony Patrzymy inaczej na te sprawy  rzekł oschle Karenin. Zresztą, nie mówmy o tym.  Ależ nie, dlaczegoż byś miał nie przyjechać? Choćby na przykład dzisiaj na obiad? %7łona cięoczekuje& Proszę cię, przyjedz, a co najważniejsze, pogadaj z nią.To zdumiewająca kobieta.Namiłość boską, błagam cię na klęczkach! Jeśli chcesz tego koniecznie, to przyjadę  westchnął Karenin.I chcąc zmienić temat rozmowy zapytał o coś, co ich obu interesowało: o nowego naczelnikaObłońskiego, człowieka jeszcze niestarego, który nagle otrzymał tak wysokie stanowisko.Karenin i przedtem nie lubił hrabiego Aniczkina i zawsze różnił się z nim w poglądach, leczobecnie nie mógł już pohamować, zrozumiałej dla każdego urzędnika, nienawiści człowieka, któryponiósł klęskę służbową, do człowieka, którego spotkał awans. No i co, czyś go widział?  spytał Obłońskiego ze zjadliwym uśmiechem. A jakże: był u nas wczoraj w urzędzie.Zdaje się, że zna się doskonale na rzeczy i jest bardzoaktywny. Tak, ale ku czemu jest skierowana ta aktywność?  rzekł Karenin. Ku rzeczowej robocieczy ku przeinaczaniu tego, co już jest zrobione? Nieszczęściem naszego państwa jest papierowaadministracja, której on jest godnym przedstawicielem. Doprawdy nie wiem, co by mu zarzucić można.Nie znam jego poglądów, ale jedno jestpewne  że to przemiły chłop  odrzekł Stiepan Arkadjicz. Byłem właśnie u niego i naprawdęjest przemiły! Jedliśmy razem śniadanie i nauczyłem go przyrządzać, wiesz, ten nowy trunek: winoz pomarańczami.To bardzo orzezwiające.Dziwne, że dotąd tego nie znał.Bardzo mu tosmakowało.Nie, naprawdę: zacny chłop!Obłoński spojrzał na zegarek. Mój Boże, już po czwartej, a ja jeszcze muszę wpaść do Dołgowuszyna.Więc proszę cię,przyjedz na obiad.Nie możesz sobie wyobrazić, jaka by to była przykrość dla mnie i dla żony.Karenin odprowadził szwagra do drzwi już zupełnie inaczej, niż go był przywitał. Obiecałem i będę  odparł posępnie. Wierz mi, że cenię to i mam nadzieję, że nie będziesz żałował  rzekł z uśmiechem StiepanArkadjicz.I wkładając po drodze palto, lekko szturchnął lokaja w głowę, roześmiał się i już go nie było. O godzinie piątej, w surducie, proszę!  krzyknął raz jeszcze wracając ode drzwi.IXByło już po piątej i niektórzy z gości już poprzyjeżdżali, gdy zjawił się sam pan domu.Wszedłjednocześnie z Koznyszewem i Piescowem,.którzy spotkali się przy wejściu.Byli tonajwybitniejsi przedstawiciele moskiewskiej inteligencji, jak ich nazywał Obłoński.Obaj dziękizaletom charakteru i umysłu cieszyli się szacunkiem u ludzi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wpserwis.htw.pl