[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chodziło w końcu o Willa.A co z Na zawszeTwoja, Szefowa"? Czy Will nie pomyśli, że komunikuję mu tym samym,że należę do niego, a on należy do mnie? Nawiasem mówiąc, tak właśniebyło, ale nie chciałam jeszcze, żeby się o tym dowiedział.Spróbowałam odsunąć od siebie te myśli.Może Will w ogóle niedostał mojej wiadomości? Nie wysłałam jej przecież listem poleconym.Kiedy weszłam do jego sali, siedział na łóżku z laptopem rozłożonymna tacy.Miał na sobie szpitalną piżamę, na którą zarzucił bonżurkę.Wyglądał jak dawny Will, tylko bardzo blady.Uśmiechnął się do mnie inagle poczułam się w jego towarzystwie dziwnie nieswojo. Cześć.- Tylko tyle zdołałam z siebie wydusić.Nie patrzyłam naniego.Wbiłam spojrzenie w nogi łóżka.W końcu jednak uznałam, żezachowuję się idiotycznie, i spojrzałam na Willa najmniej sentymental-nym wzrokiem, na jaki potrafiłam się zdobyć. No więc co ci się stało?Podeszłam bliżej, a Will wszystko mi opowiedział.Od jakiegoś czasukiepsko się czuł, ale to ignorował, myśląc, że to tylko stres, grypa czyinne przeziębienie.A wczoraj, ni stąd, ni zowąd, stracił przytomność. Lekarze nie mają pojęcia, jakim cudem wytrzymałem tak długo oznajmił niemal z dumą. Zapadło mi się płuco, tak dużo w nim byłobakterii. Urocze - skwitowałam. Prawda? Mój przypadek jest o wiele bardziej skomplikowany niżzwykłe zapalenie płuc. Zawsze byłeś ponadprzeciętny zauważyłam.Przez chwilę kontynuowaliśmy tę rozmowę właściwie o niczym.Jeślinawet Will dostał moją wiadomość, to o niej nie wspomniał.Być możeuznał, że nie warto o niej gadać.Ja także nie poruszyłam tego tematu.A jednak coś się we mnie zmieniło.Czułam się jak bohaterka tegofilmu, który oglądaliśmy kiedyś na fizyce, poświęconego teorii sznurka.Mam na myśli fragment z naukowcami błądzącymi po omacku.Wy-dawało mi się, że to, co czuję do Willa, jest tylko pogrążonym w ciem-ności pokojem, a okazało się, że jest domem.Will okazał się takim do-mem.Teraz, kiedy już o tym wiedziałam, trudno było wrócić do tego, cobyło wcześniej.Pod koniec mojej wizyty Will powiedział, że musi ze mną poroz-mawiać o czymś ważnym.Zaczyna się - pomyślałam w duchu.- Ja i mojagłupia wiadomość.Ale on powiedział tylko:- Chcę cię prosić o pewną naprawdę istotną przysługę.- Jasne - odparłam.- Chcesz, żebym ci przynosiła notatki z lekcji?Will pokręcił głową.- Nie, tym zajmie się Winnie.Chciałbym, żebyś zajęła się księgąpamiątkową, póki ja nie będę w stanie.Prawdopodobnie nie będę chodziłdo szkoły przez co najmniej dwa tygodnie.Księga jest już właściwiegotowa.Została tylko dystrybucja, dodatki związane z ceremoniąwręczenia świadectw i tym podobne rzeczy.To dla ciebie bułka z ma-słem, Szefowo.- Nie nazywał mnie tak od bardzo dawna.- Jasne, Coachu - powiedziałam.- Wracam do gry.I tak właśnie z byłej współszefowej redakcji stałam się jedyną i wy-łączną szefową Phoenix.Kilka osób w redakcji nie było szczególnie zadowolonych z mojegopowrotu.Uważali mnie za zdrajczynię i dezerterkę, zresztą mieli do tegoprawo.Jednak większość zespołu rozumiała, że zastępuję Willa, bo mnieo to poprosił.Może nie urządzili na moją cześć parady, ale z szacunku dlaWilla mieli szacunek i dla mnie.Will wysyłał mi e-maile niemal co godzinę.Ponieważ matka zabroniłamu korzystać z telefonu przez pierwsze kilka dni rekonwalescencji,każdego wieczoru odwiedzałam go, by zdać raport z postępów prac izasięgnąć jego opinii, chociaż tak naprawdę nie potrzebowałam pomocy.Zgodnie z tym, co powiedział Will, moja praca wiązała się głównie zksięgowością i dystrybucją.Tylko że on miał na ich punkcie bzika.Piątego czerwca wypadały urodziny Willa.Starałam się jak najdokładniej zapakować gramofon, ale jego ramię itak wyraznie odznaczało się pod papierem.Włożyłam prezent dosamochodu i pojechałam do mieszkania Willa.Zastałam w nim Winnie,panią Landsman i kilka osób z zespołu redakcyjnego.Przyjęcie urodzinowe nie było zbyt wystawne.Ucieszyło mnie to.Will wyszedł ze szpitala ledwie przed tygodniem i w dalszym ciągu się oniego martwiłam.Winnie podarowała mu słomkowy kapelusz zczarno-białą obwódką wokół ronda, który bez wątpienia trafiał w gustWilla, a pani Landsman - lornetkę.Mój prezent zostawił sobie na koniec,ale przez całe przyjęcie nie przestawał z niego żartować. Ciekawe, cóż to takiego.Może toster? Albo rakieta tenisowa?Kiedy wreszcie rozdarł papier, powiedział: Oczywiście zdajesz sobie sprawę z tego, że jestem kompletniezszokowany. Znalazłabym odpowiednie pudełko, ale pomyślałam, że nadmiernaekscytacja może ci zaszkodzić, Landsman.Winnie objęła Willa ramieniem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]