[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jeśli odpowie na te pytania, powstanie nowy, pełniejszy obraz świata.Trzeba będzie zrewidować niektóre poglądy, lecz w końcu “przyznać się do pomyłki, to przecież nic innego, jak przyznać się, że dziś jest się mądrzejszym niż wczoraj”, jak twierdził mój rodak Johann Kaspar Lavater ( 1741-1801 ).Kiedy już wymieniłem rzeczy wykonalne z technicznego punktu widzenia, chciałbym teraz przedstawić pewne fantazje na temat tego, co byłoby jeszcze możliwe.TerraformingJames Edward Oberg pracuje jako missionflight controller, kontroler lotów w Centrum Lotów Księżycowych NASA w Houston.W roku 1981 opublikował godną uwagi książkę zatytułowaną New Earths, czyli Nowe Ziemie [28].Ukazuje tam fantastyczne możliwości nadawania obcym planetom za pomocą sztucznych środków charakteru przypominającego ziemski.“Być może zabrzmi to zdumiewająco, ale koncepcja przekształcania sztucznymi środkami całych planet częściowo nie jest aż taka rewolucyjna.Od tysięcy lat była tematem pojawiającym się w literaturze i mitologii” - pisze Oberg.W języku fachowców taki proces przekształcenia wrogich dla życia światów w nadające się do zamieszkania przez człowieka nazywa się terraforming.Termin ten pojawił się po raz pierwszy w roku 1930 w powieści science fiction W.Olafa Stapledona Last andfrst men i oznaczał przekształcenie Ziemi, względnie stworzenie nowych światów.Oberg konkretyzuje:“ jako pierwsza kandydatka do zabiegu nasuwa się planeta Wenus.Niegdyś wierzono, iż jest ona bliźniaczą siostrą Ziemi.Dziś już wiemy, że warunki, jakie na niej panują, przypominają średniowieczne wizje piekła.Jak na 'ziemskie' warunki Wenus jest zbyt gorąca.[.] W jej atmosferze za wiele jest dwutlenku węgla i oparów kwasu siarkowego.Poza tym zbyt wolno obraca się dookoła swojej osi”.Zastanawiając się, jak zmienić ten stan rzeczy, planiści od terraforming poczynają sobie całkiem śmiało.Myślą na przykład o tym, żeby za pomocą eksplozji atomowych zmieniać orbity komet w ten sposób, by ich szczątki uderzały o powierzchnię Wenus.Komety składają się częściowo z lodu, który roztapia się na rozpalonej powierzchni planety powodując powstanie niezbędnej do życia pary wodnej.Dokładnie wyliczone uderzenia komet czy też asteroid mogłyby nadać Wenus szybszy ruch obrotowy, zbliżony do ziemskiego rytmu dnia i nocy.Oberg pisze: “Zmieniona liczba obrotów spowoduje powstanie silniejszego pola magnetycznego i zmniejszy ilość promieniowania słonecznego docierającego na planetę”.Następny krok to wyhodowanie w laboratoriach genetycznych sinic, których kilka tysięcy ton trzeba by rozpylić w atmosferze Wenus.Jednokomórkowe glony (sinice) posiadają tę rzeczywiście nadzwyczajną właściwość, że potrafią żyć nawet w wysokich temperaturach.Aby przeżyć w skrajnie niekorzystnych warunkach, wytwarzają duże, grubościenne komórki przetrwalnikowe z zapasem substancji pokarmowych.No i przede wszystkim rozmnażają się masowo! W toku swojej przemiany materii spowodują zmniejszenie stężenia dwutlenku węgla w atmosferze Wenus, wytwarzając jako produkt uboczny tlen, co pociągnie za sobą całkowitą zmianę składu atmosfery.Nadal jednak na tej bliskiej Ziemi planecie byłoby dla człowieka zbyt gorąco, ponadto trzeba by usunąć efekt cieplarniany.James Oberg nie widzi problemu ze znalezieniem rozwiązania, proponuje “dające cień, sztuczne obłoki pyłu”, które będą tłumić intensywność promieni słonecznych i spowodują opadanie pary wodnej do oceanu w postaci deszczów.Po kilku stuleciach, jak wyliczył Oberg, na niektórych szerokościach geograficznych Wenus panowałby już klimat odpowiadający mniej więcej temu, jaki znamy z ziemskich mórz południowych.Oczywiście nie będzie to przebiegać tak prosto i łatwo, jak wynikałoby z mojego skróconego opisu tych fantastycznych pomysłów.Jest jeszcze prawdziwy problem ciśnienia atmosferycznego panującego na Wenus, które mniej więcej stukrotnie przewyższa ziemskie ciśnienie atmosferyczne na poziomie morza.Człowiekowi potrzebne jest ciśnienie wynoszące 215 g/cm2.Nieco ponad tę wartość i nieco poniżej niej znosi bez kombinezonów ciśnieniowych.Jednak ciśnienie panujące obecnie na Wenus po prostu by go zmiażdżyło.Wszystkie tego rodzaju pomysły są dopiero w powijakach.Niemniej jednak problematyką terraforming zajmowali się i zajmują tacy poważni naukowcy jak zmarły niedawno szwajcarski profesor astrofizyki Fritz Zwickly, wykładający w California Institute of Technology, czy znany na całym świecie ze swoich telewizyjnych programów profesor Carl Sagan z Cornell University.Od gorącej Wenus do zimnego MarsaJaka sytuacja panuje na Marsie, czwartej planecie naszego Układu Słonecznego? Ciśnienie przy marsjańskim gruncie wynosi jedynie około sześciu milibarów, co odpowiada ziemskiemu ciśnieniu na wysokości 31 tys.metrów n.p.m.Niezwykle rzadka atmosfera Marsa składa się głównie z gazowego dwutlenku węgla.Wskutek większego oddalenia od Słońca na Marsie jest o wiele zimniej niż na Ziemi.O ile średnia odległość Ziemi od Słońca wynosi 150 milionów kilometrów, o tyle średnia odległość Słońce-Mars wynosi już 228 milionów kilometrów.Wreszcie na Marsie brakuje też ważnej dla życia wody w stanie ciekłym.Dlatego należałoby podnieść temperaturę panującą na tej planecie, aby stopić lodowe czapy okołobiegunowe i zalegający przypuszczalnie pod powierzchnią lód.W tym celu można by:- za pomocą umieszczonych w przestrzeni kosmicznej zwierciadeł o długości boku 1000 km wychwytywać dodatkowe światło słoneczne dla stopniowego ogrzania planety;- rozbić marsjańskie księżyce - Fobosa i Deimosa - na czarny pył, który następnie rozprowadzono by po powierzchni Marsa, aby w ten sposób roztopić obszary wiecznej zmarzliny oraz lodowce w rzeki i morza;- dla złagodzenia stałego braku wody kierować na kurs kolizyjny z Marsem lodowe komety i asteroidy;- za pomocą umieszczonych na orbicie silnych emiterów mikrofal wspomagać proces ocieplania powierzchni planety.Niezbędną do tego celu energię pobierałoby się bezpośrednio ze Słońca.James E.Oberg podaje wyliczenia, według których asteroida o średnicy 67 km i gęstości 3 g/cm3 uderzając w powierzchnię Marsa spowodowałaby powstanie krateru o głębokości 41 km, w którym ciśnienie wynosiłoby już 500 mb, czyli połowę tego, co potrzeba człowiekowi.Tak jak w przypadku Wenus, tak i na Marsie kilka tysięcy ton genetycznie hodowanych sinic przekształciłoby gazowy dwutlenek węgla w tlen.Istnieją przypuszczenia, że przy podwyższonej temperaturze mogłoby dojść do zapoczątkowania stałego obiegu wody w naturze - od lodu poprzez wodę i chmury - aż po deszcze.Po kilku tysiącach lat mogłoby dojść do zaaklimatyzowania się w samoregulującym ekosystemie najróżniejszych form życia, od bakterii, poprzez grzyby, aż do pożytecznych owadów i ryb.Zadanie dla pierwszych marsjańskich kolonistów sformułowane byłoby pewnie tak: “Rozradzajcie się i rozmnażajcie się, panujcie nad roślinami i zwierzyną, i czyńcie sobie Marsa poddanym”.Człowiek potrafi dostosować się do najróżniejszego rodzaju klimatów, z których jednym się opiera, inne znosi, a jeszcze innymi rozkoszuje.Człowiek żyje w grenlandzkim chłodzie, w suchym żarze pustyni, na równiku w wilgotnej dżungli, w rozrzedzonym powietrzu andyjskich płaskowyżów.Dostosowuje się.Choć dzisiaj jeszcze tylko teoretycznie, to jednak spekulatywne rozważania - wychodzące od sprawdzonej wiedzy technicznej i biologicznej - dowodzą, iż planety gorące (Wenus) i zimne (Mars) w ostatecznym rozrachunku dadzą się przekształcić w ciała niebieskie przypominające warunkami Ziemię
[ Pobierz całość w formacie PDF ]