[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Otóż – ćpać.To słowo wywołujeu wszystkich dziwne dreszcze – na tyle przyciąga, co i odpy-cha.Połowa z was, gdyby miała tylko okazję, to by przyćpała –a jeśliby to nie wiązało się z żadnymi konsekwencjami, toi wszyscy.Ale wierzcie mi nie na słowo, bo zaraz przeczytacie coś, co przekona was, że narkotyki to najprostsza droga dopiekła – tego po śmierci i za życia.Ćpuny to kołaczące sięmiedzy nami dziwne istoty, które na pewnym etapie uzależ-nienia sprzedaliby matkę i ojca za działkę – nie, nie po to, że-by poczuć haj, ale, żeby poczuć się normalnie.Tak jak wy czu-jecie się teraz, prawdziwy ćpun czuje się dopiero po zażyciudziałki.Więc ćpuny mają piekło już za życia.Główny bohater wpada w piekło najgorsze z możliwych, bopo zażyciu ogromnej ilości narkotyków udaje się w swoją naj-dłuższa podróż – podróż do Tartaru – tej części Hadesu (kró-lestwa podziemi) gdzie cierpienie – i to fizyczne – jest imma-nentną, przyrodzona częścią bytu.Cierpi on niesłychane katu-sze wywołane przez lek psychotropowy, którym go tam fasze-rują jak dobrą kaczkę rodzynkami.Każdy zastrzyk potęgujetylko ból.Aż bohater Mirek mówi w końcu, że przekonał się~ 91 ~o tym, że piekło jest miejscem, gdzie odbiera się najgorszekatusze i to nie w jakichś kotłach ze smołą, ale w porządnymilitarny sposób przydzielanymi szprycami.Czy mamy żałować Mirka? Przecież dostał się na głębieTartaru z własnej woli.Czy aby z własnej? Gdyby wiedział doczego doprowadzi go flirt z narkotykami, to czy zabierałby się za nie…?Oczywiście, że nie – tylko że jego nikt nie ostrzegł, a wy poprzeczytaniu książki nie będziecie już mogli powiedzieć, żenikt was nie ostrzegał… Więc jeśli mimo to sięgniecie po nar-kotyki, to znaczy że macie niepoukładane w głowach.Podsumowując już tedy krótko, co było największą przy-krością w szpitalu, oprócz oczywiście bólu – to, że nikt mi na wstępie nie powiedział: panie Mirku, znajduje się panw szpitalu psychiatrycznym z podejrzeniem schizofrenii para-noidalnej.Może to uchroniłoby mnie przed psychozą i nie do-tknąłbym prawie samego dna – szóstego kręgu piekieł.A co wyniosłem z leczenia? Chyba jedyną pamiątką jakąstale noszę przy sobie i z którą się nigdy nie rozstanę, aż do śmierci, są moje blizny pod pachami – świadectwo szczególnej gościnności pierwszej nocy.Byłem dla wszystkich tak blisko, bo tuż obok nich, a przytym tak daleko, bo aż w piekle.– I nie byłem tam sam –Kraków – Brodła k.Alwerni, sierpień 2007~ 92 ~~ 93 ~MIREK KONIECZNYSEN O VICTORIITRYLOGIA NARKOMAŃSKA© Copyright by Mirek Konieczny & e-bookowoNa okładce Mirek KoniecznyProjekt serii i grafika: Paweł ZapendowskiISBN 978-83-7859-051-4Wydawca: Wydawnictwo internetowe e-bookowowww.e-bookowo.plKontakt: wydawnictwo@e-bookowo.plPatronat medialnyWszelkie prawa zastrzeżone.Kopiowanie, rozpowszechnianie części lub całościbez zgody wydawcy zabronioneWydanie I 2012~ 95 ~Maki nie rosną jużLa commedia è finitaPrologTego lata mogłem zrealizować wszystkie swoje marzenia –miałem bowiem w końcu tyle pieniędzy, ile chciałem – wszak-że pracowałem na ciepłej państwowej posadce, ponieważ by-łem nauczycielem języka angielskiego w jednej z krakowskichszkół podstawowych.Mianowicie pracowałem w szkole nu-mer 1281.Wyleciałem z niej z hukiem po roku, wdałem sięw konflikt z dyrektorką tejże wspaniałej wszechnicy.Polegałon na tym, że nie chciałem donosić jej tego, co mówili o niejuczniowie, którzy pasjami rozmawiali ze mną o wszystkim naprzerwach, które spędzałem przed wejściem, na polu, palącpapierosy2.Byłem zawsze otoczony wianuszkiem swoich fa-nów, którzy opowiadali mi o swoich problemach i dzielili sięswoimi radościami.Najczęściej były to opowieści o zabarwie-niu ambiwalentnym, gdyż na przykład jak zakwalifikować1 Z tego co wiem, szkoła nadal istnieje, mimo moich usilnych zabiegów, aby ją skompromitować.~ 96 ~choćby takie opowiadanie, o jednej mocnej imprezie ośmio-klasistów, podczas której dosłownie wszyscy rzucali pawie –z czego byli bardzo dumni – ale z całokształtu, nie tak do koń-ca, albowiem miał miejsce nieprzyjemny incydent.Otóż ktoś wpadł na pomysł, aby porzucać sobie butelkamiz okien
[ Pobierz całość w formacie PDF ]