[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Co to, u licha, mogło znaczyć?Zaraz po śniadaniu kilku starszych trefnisiów z gildii zjawiło się, żeby zabrać trupa.Zwłoki w rzece.Właściwie nie było w tym nic niezwykłego.Tyle że błaźni zwykle nie umierali w taki sposób.W końcu co mógł posiadać taki błazen, co warte było rabunku? Jakie mógł stanowić zagrożenie?A co do alchemików, to prędzej wybuchnie, niż.Naturalnie, przecież wcale nie musi.Zerknął na rekrutów.Powinni wreszcie się do czegoś przydać.- Cuddy i Detrytus.nie salutować! Mam dla was drobną robótkę.Zaniesiecie ten papier do Gildii Alchemików, jasne? I zapytajcie któregoś z tych wariatów, czy coś z niego rozumie.- Gdzie jest Gildia Alchemików, sierżancie? - zapytał Cuddy.- Przy ulicy Alchemików, oczywiście - wyjaśnił Colon.- Na razie.Ale na waszym miejscu bym się pospieszył.***Budynek Gildii Alchemików stał naprzeciwko Gildii Graczy.Na ogół.Czasami znajdował się nad Gildią Graczy, pod nią albo też spadał w kawałkach wokół niej.Graczy czasami pytano, dlaczego wciąż pozostają w pobliżu gildii, która co kilka miesięcy wysadza w powietrze swój główny hol.Odpowiadają wtedy: „Czy przed wejściem tutaj przeczytałeś szyld?”.Troll i krasnolud maszerowali w tym kierunku, od czasu do czasu wpadając na siebie wskutek umyślnych przypadków.- A zresztą jak ty, taki mądry, czemu dał ten papier mi?- Ha! A potrafisz go przeczytać? No, potrafisz?- Nie.Mówię ci, żebyś przeczytał.To się nazywa dele-gaj-cya.- Właśnie! Nie umie czytać! Nie umie liczyć! Głupi troll!- Nie głupi!- Jak to nie? Wszyscy wiedzą, że trolle nie potrafią nawet doliczyć do czterech* [przyp.: Rzeczywiście, trolle tradycyjnie liczą tak: jeden, dwa, trzy.dużo.Ludzie uznają to za dowód, że nie potrafią sobie przyswoić większych liczb.Nie rozumieją, że „dużo” też może być liczbą.Jak w ciągu: jeden, dwa, trzy, dużo, dużo-jeden, dużo-dwa, dużo-trzy, dużo-dużo, dużo-dużo-jeden, dużo-dużo-dwa, dużo-dużo-trzy, dużo-dużo-dużo, du-żo-dużo-dużo-jeden, dużo-dużo-dużo-dwa, dużo-dużo-dużo-trzy, MNÓSTWO.].- Zjadacz szczurów!- Ile palców widzisz? No, powiedz, panie Mądre Kamienie w Głowie?- Dużo - zaryzykował Detrytus.- Cha, cha! Nie, pięć.Będziesz miał poważne kłopoty w dzień wypłaty.Sierżant Colon powie: Głupi troll, nie pozna, ile mu dam dolarów.Jak w ogóle przeczytałeś to ogłoszenie o wstąpieniu do straży? Ktoś ci przeczytał?- A jak ty przeczytałeś? Ktoś cię podniósł? Dotarli do bramy Gildii Alchemików.- Ja pukam! Moja praca!- Nie, ja pukam!Kiedy Sendivoge, sekretarz gildii, otworzył drzwi, zobaczył krasnoluda uwieszonego u kołatki i trolla, który machał nim w górę i w dół.Sendivoge poprawił kask ochronny.- Słucham - powiedział.Cuddy puścił kołatkę.Detrytus zmarszczył masywne czoło.- Eh.ty wredny czubku, co możesz z tym zrobić? - zapytał.Sendivoge spoglądał to na Detrytusa, to na kartkę papieru.Cuddy usiłował wyminąć trolla, który niemal całkowicie blokował wejście.- Dlaczego niby go tak nazwałeś? - Sierżant Colon, on powiedział.- Mógłbym z tego zrobić czapkę - stwierdził Sendivoge.- Albo taki łańcuszek figurek, gdybym tylko dostał nożyczki.- Mojemu.koledze chodziło o to, szanowny panie, czy zechciałby pan pomóc nam w śledztwie dot.zapisu na wyżej wymienionym papierze - wtrącił Cuddy.- To bolało.Sendivoge przyjrzał mu się uważnie.- Czy jesteście strażnikami? - zapytał.- Jestem młodszy funkcjonariusz Cuddy, a to.- Cuddy skinął ręką w górę -jest młodszy starający się funkcjonariusz Detrytus.nie salutuj!Huknęło i Detrytus zwalił się na bok.- Oddział samobójczy, co? - mruknął alchemik.- Zaraz dojdzie do siebie - wyjaśnił Cuddy.- To przez salutowanie.Dla niego niestety za trudne.Zna pan trolle.Sendivoge wzruszył ramionami i obejrzał papier.- Wygląda.znajomo - stwierdził.- Gdzieś już widziałem coś takiego.Proszę.jesteś krasnoludem, prawda?- To na pewno ten mój nos - burknął Cuddy.- On mnie zdradza.- No cóż, zawsze staramy się wypełniać nasze obywatelskie obowiązki.Proszę wejść.Okute żelazem buty Cuddy’ego kilkoma kopniakami przywróciły Detrytusowi częściową przytomność.Troll wstał i poczłapał za nimi.- Po co, no.po co panu ten kask? - zapytał Cuddy, kiedy szli korytarzem.Ze wszystkich stron dobiegały stukania młotków.Budynek Gildii Alchemików był właśnie remontowany.Sendivoge przewrócił oczami.- Kule - wyjaśnił.- Dokładniej: kule bilardowe.- Znałem kogoś, kto grał w taki sposób.- Ależ nie.Pan Silverfish jest dobrym graczem.I to właśnie stanowi problem.Cuddy raz jeszcze spojrzał na kask.- Widzisz, chodzi o kość słoniową.- Aha - odpowiedział Cuddy, chociaż wcale nie widział.- Słonie?- Kość słoniowa bez słoni.Transmutowana kość słoniowa.Pewne przedsięwzięcie komercyjne.- Myślałem, że pracujecie nad złotem.- No tak.Oczywiście ludzie wszystko wiedzą na temat złota.- No tak - przyznał Cuddy, rozważając określenie „ludzie”.- Złoto - tłumaczył zamyślony Sendivoge - okazało się nieco skomplikowane.- Jak długo już próbujecie?- Trzysta lat.- Kawał czasu.- Kością słoniową zajmujemy się dopiero od tygodnia i idzie nam doskonale - zapewnił szybko alchemik.- Są tylko pewne skutki uboczne, ale jestem pewien, że szybko sobie z nimi poradzimy.Pchnął drzwi.Znaleźli się w sporym pomieszczeniu, obficie zaopatrzonym w typowe źle wentylowane paleniska, szeregi bulgoczących kolb i jednego wypchanego aligatora.Jakieś rzeczy pływały w słojach.W powietrzu unosił się zapach ograniczonej oczekiwanej długości życia.Dużą część sprzętu odsunięto jednak pod ściany, by zrobić miejsce dla stołu bilardowego.Wokół niego stało kilku alchemików w pozach ludzi w każdej chwili gotowych do ucieczki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]