[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.ChcÄ™ umrzeć.NienawidzÄ™ siebie. PrzypomniaÅ‚ sobiewtedy swój nikczemny pomysÅ‚.Ale przecież wpadÅ‚ na niego na dÅ‚ugo po tym, jak rzuciÅ‚szkoÅ‚Ä™, wiÄ™c sÄ™k tkwiÅ‚ w czym innym.Może powinienem pójść do analityka.277  OszuÅ›ci  oÅ›wiadczyÅ‚ Louis. Wszyscy, co do jednego.Wiem o tym, bo mamich u siebie szeÅ›ciu i niekiedy biorÄ™ któregoÅ› na wÅ‚asny użytek.Twój problem polega natym, że jesteÅ› typem zazdroÅ›nika; jeÅ›li czujesz, że nie stać ciÄ™ na wiele, dajesz za wygra-nÄ…, przeraża ciÄ™ dÅ‚uga, mozolna droga na szczyt.Ależ stać mnie na wiele, uÅ›wiadomiÅ‚ sobie tak jak wtedy Johnny Barefoot.PrzecieżpracujÄ™ dla ciebie.Każdy chce pracować dla Louisa Sarapisa; on daje zatrudnienie naj-różniejszym ludziom.Podwójny rzÄ…d żaÅ‚obników przechodziÅ‚ wzdÅ‚uż trumny.przyszÅ‚o mu do gÅ‚owy, żewszyscy ci ludzie mogli być pracownikami Sarapisa albo krewnymi pracowników.BÄ…dzteż ludzmi, którzy korzystali z zasiÅ‚ku, który Sarapis przeforsowaÅ‚ w Kongresie i upra-womocniÅ‚ podczas recesji trzy lata wczeÅ›niej.Sarapis, na starość wielki orÄ™downik bied-nych, gÅ‚odnych i bezrobotnych.PomysÅ‚odawca garkuchni, do których również ustawia-Å‚y siÄ™ kolejki.Takie jak dziÅ›.Być może stali w nich ci sami ludzie.Strażnik trÄ…ciÅ‚ Johnny ego w bok, przyprawiajÄ…c go o koÅ‚atanie serca. Pan Barefoot, P.R.starego Louisa? Owszem  odparÅ‚ Johnny.ZgasiÅ‚ papierosa i odkrÄ™ciÅ‚ pokrywkÄ™ termosu, któryprzyniosÅ‚a mu Sarah Belle. Niech pan siÄ™ napije  zaproponowaÅ‚. Chyba że jestpan przyzwyczajony do tego zimna. WÅ‚adze miasta Chicago udostÄ™pniÅ‚y audytoriumdo zÅ‚ożenia ciaÅ‚a Louisa w podziÄ™ce za jego liczne zasÅ‚ugi dla regionu.Za fabryki, któreotworzyÅ‚, i za ludzi, których umieÅ›ciÅ‚ na swojej liÅ›cie pÅ‚ac. Nie jestem przyzwyczajony  powiedziaÅ‚ strażnik, przyjmujÄ…c kubek. Wie pan,panie Barefoot, zawsze pana podziwiaÅ‚em.Jest pan nonszkolem, a tu proszÄ™, jaki awans,nie wspominajÄ…c o sÅ‚awie.Dla nas, innych nonszkoli, jest pan prawdziwym wzorem.ChrzÄ…kajÄ…c, Johnny upiÅ‚ Å‚yk swojej kawy. OczywiÅ›cie  ciÄ…gnÄ…Å‚ strażnik  tak naprawdÄ™ powinniÅ›my podziÄ™kowaćSarapisowi za to, że daÅ‚ panu pracÄ™.Mój szwagier pracowaÅ‚ dla niego; byÅ‚o to pięć lattemu, kiedy nikt prócz Sarapisa nikogo nie zatrudniaÅ‚.SÅ‚yszaÅ‚ pan, że z niego byÅ‚ sta-ry wyjadacz, stawaÅ‚ na drodze zwiÄ…zkom, i w ogóle.Ale daÅ‚ zasiÅ‚ki wielu rencistom.mój ojciec żyÅ‚ z tego aż do Å›mierci.I te wszystkie akty prawne, które przepchnÄ…Å‚ przezKongres; bez nacisku ze strony Sarapisa nie zatwierdzono by żadnej ustawy o opiecespoÅ‚ecznej.Johnny odchrzÄ…knÄ…Å‚. Nic dziwnego, że dzisiaj przyszÅ‚o tu tyle osób  skwitowaÅ‚ strażnik. Kto pomo-że nam, maluczkim, teraz, gdy jego zabrakÅ‚o?Johnny nie potrafiÅ‚ odpowiedzieć na to pytanie ani sobie, ani strażnikowi.Jako wÅ‚aÅ›ciciel Moratorium Ukochanych Współbraci Herbert Schönheit vonVogelsang czuÅ‚ siÄ™ zobowiÄ…zany do konsultacji ze sÅ‚ynnym radcÄ… prawnym Å›wiÄ™tej pa-278 miÄ™ci pana Sarapisa, panem Claudem St.Cyr.PotrzebowaÅ‚ dokÅ‚adnych informacji natemat rozplanowania okresów półżycia; do niego należaÅ‚o sprawowanie pieczy nadtechnicznÄ… stronÄ… pobytu w moratorium.Mimo iż problem miaÅ‚ wyraznie rutynowy charakter, prawie natychmiast pojawiÅ‚ysiÄ™ kÅ‚opoty.Kontakt z panem St.Cyrem, administratorem majÄ…tku, okazaÅ‚ siÄ™ niemoż-liwy.Cholera, pomyÅ›laÅ‚ Schönheit von Vogelsang, odwieszajÄ…c sÅ‚uchawkÄ™.CoÅ› tu jest nietak; brak poÅ‚Ä…czenia z tak ważnÄ… osobistoÅ›ciÄ… byÅ‚ nie do pomyÅ›lenia.DzwoniÅ‚ z chÅ‚odni, gdzie przechowywano wszystkich półżywych.W tej chwili w re-cepcji pojawiÅ‚ siÄ™ zatroskany osobnik o urzÄ™dniczym wyglÄ…dzie z kwitem w dÅ‚oni.Najwyrazniej przybyÅ‚ po odbiór krewnego.DzieÅ„ Zmartwychwstania  Å›wiÄ™to wszyst-kich półżywych  byÅ‚ za pasem; wkrótce zacznie siÄ™ wzmożony ruch. SÅ‚ucham pana  powiedziaÅ‚ z grzecznym uÅ›miechem Herb. OsobiÅ›cie odbio-rÄ™ paÅ„ski kwit. Chodzi o staruszkÄ™  odrzekÅ‚ klient. OkoÅ‚o osiemdziesiÄ…tki, bardzo drob-na i zasuszona.Nie chcÄ™ rozmawiać; wolaÅ‚bym zabrać jÄ… na jakiÅ› czas.To moja babka wyjaÅ›niÅ‚ ChwileczkÄ™  powiedziaÅ‚ Herb i wróciÅ‚ do chÅ‚odni, aby wyszukać numer3054039-B.Kiedy odnalazÅ‚ wÅ‚aÅ›ciwÄ… osobÄ™, rzuciÅ‚ okiem na kartÄ™ kontrolnÄ…; pozostaÅ‚o zaled-wie piÄ™tnaÅ›cie dni półżycia.Machinalnie wsunÄ…Å‚ wzmacniacz protofazonów do obudo-wy szklanej trumny i ustawiÅ‚ odpowiedniÄ… czÄ™stotliwość w poszukiwaniu Å›ladów ak-tywnoÅ›ci mózgowej.Z gÅ‚oÅ›nika napÅ‚ynÄ…Å‚ niewyrazny gÅ‚os: .i wtedy Tillie skrÄ™ciÅ‚a kostkÄ™ i nie sÄ…dziliÅ›my,że jÄ… wyleczy; byÅ‚a taka niemÄ…dra, od razu chciaÅ‚a zacząć chodzić..Z zadowoleniem odÅ‚Ä…czyÅ‚ wzmacniacz i poleciÅ‚ pracownikowi przetransportować3054039  B na platformÄ™ zaÅ‚adowczÄ…, gdzie klient mógÅ‚ umieÅ›cić jÄ… w swoim helikop-terze lub samochodzie. SprawdziÅ‚ pan?  zapytaÅ‚ klient, wpÅ‚acajÄ…c należnÄ… kwotÄ™. OsobiÅ›cie  zapewniÅ‚ go Herb. Funkcjonuje bez zarzutu.UÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ doklienta. Szczęśliwego Dnia Zmartwychwstania, panie Ford. DziÄ™kujÄ™  odparÅ‚ klient, kierujÄ…c siÄ™ stronÄ™ platformy.Kiedy umrÄ™, pomyÅ›laÅ‚ Herb, rozkażę krewnym ożywiać mnie na jeden dzieÅ„ co stolat.Tym sposobem bÄ™dÄ™ mógÅ‚ Å›ledzić losy ludzkoÅ›ci.PociÄ…gaÅ‚oby to jednak za sobÄ…znaczne koszty i bez wÄ…tpienia prÄ™dzej czy pózniej krewni zbuntowaliby siÄ™, kazalibywyjąć ciaÅ‚o z chÅ‚odni i  Boże uchowaj  pogrzebać. Grzebanie zmarÅ‚ych to barbarzyÅ„stwo  oÅ›wiadczyÅ‚ Herb. PozostaÅ‚ość na-szych prymitywnych korzeni.279  Tak, proszÄ™ pana  przyznaÅ‚a znad maszyny do pisania panna Beasman, jego se-kretarka.W rozmównicy kilka osób siedzÄ…cych wzdÅ‚uż naw oddzielajÄ…cych trumny porozu-miewaÅ‚o siÄ™ ze swoimi półżywymi krewnymi.Ci wierni, przybywajÄ…cy regularnie, byoddać hoÅ‚d zmarÅ‚ym, stanowili widok, który podnosiÅ‚ na duchu.Przynosili wieÅ›ci zeÅ›wiata; rozweselali półżywych w chwilach aktywnoÅ›ci umysÅ‚owej.I  pÅ‚acili HerbowiSchonheit von Vogelsangowi.Moratorium byÅ‚o przedsiÄ™biorstwem przynoszÄ…cymznaczne zyski. Mój ojciec wydaje siÄ™ dosyć sÅ‚aby  powiedziaÅ‚ mÅ‚ody czÅ‚owiek, zwracajÄ…c na sie-bie uwagÄ™ Herba. Czy mógÅ‚by pan go sprawdzić? ByÅ‚bym wdziÄ™czny. Naturalnie  odpowiedziaÅ‚ Herb, idÄ…c za klientem w kierunku trumny jego zmar-Å‚ego krewnego.WedÅ‚ug karty kontrolnej do wygaÅ›niÄ™cia terminu pozostaÅ‚o mu tylkokilka dni; tÅ‚umaczyÅ‚o to osÅ‚abione funkcjonowanie procesów mózgowych.Chociaż.wyregulowaÅ‚ wzmacniacz i gÅ‚os półżywego nieco przybraÅ‚ na sile.Jest już prawie u kre-su siÅ‚, stwierdziÅ‚ w duchu Herbert.ByÅ‚o jasne, że syn woli nie patrzeć na kartÄ™ i nie wie-dzieć, że kontakt z ojcem zbliża siÄ™ do nieuchronnego koÅ„ca.Herb zachowaÅ‚ wiÄ™c mil-czenie i odszedÅ‚, pozostawiajÄ…c syna w duchowym kontakcie ze zmarÅ‚ym.Po co mumówić? Po co być zwiastunem zÅ‚ego?Na platformie zaÅ‚adowczej pojawiÅ‚a siÄ™ ciężarówka i zeskoczyÅ‚o z niej dwóch męż-czyzn w znajomych bÅ‚Ä™kitnych uniformach.Atlas Interplan Van & Storage, uÅ›wiadomiÅ‚sobie Herb.Przywożą kolejnego zmarÅ‚ego albo przyjechali po kogoÅ›, czyj termin jużupÅ‚ynÄ…Å‚.RuszyÅ‚ w ich kierunku. SÅ‚ucham panów  powiedziaÅ‚.Kierowca wychyliÅ‚ siÄ™ z szoferki i zawoÅ‚aÅ‚: PrzywiezliÅ›my pana Louisa Sarapisa [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wpserwis.htw.pl