[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wszyscy patrzyli na niego z uwagą, ale nie zauważył tego.Spoglądał przez brudne okno gdzieś daleko, na linię horyzontu, za którym krył się Poznań.– Myśli pan, że.– Mróz nie wstawał, nadal grzał ręce o cynowy kubek wypełniony do połowy mało aromatycznym płynem.– Nie myślę, ja to wiem.– Sobieszczuk założył ręce za plecy i odwrócił się do sztabowców zebranych za stołem.– Znając radykalne poglądy naszego ostatniego premiera-krzykacza, rząd przygotowywał tę akcję przez wiele miesięcy a nawet lat.Nikt w Europie nie podejrzewał nawet, że budujemy Bastion, że możemy ukryć tyle jednostek przed skutkami działań wojennych.Zdaje się, że parę osób jednak zachowało trzeźwy osąd w tej politycznej awanturze.Te czołgi nie pochodziły z jednostek liniowych.Zawada mówił, że wyglądają na nieużywane egzemplarze.O ile mnie pamięć nie myli, przed wojną Łabędy otrzymały zamówienie na dwieście czołgów dla Indii.Część wysłano, część została w fabryce.Podobno były jakieś problemy z opóźnioną płatnością.Sądzę, że to właśnie te maszyny trafiły po cichu do schronów.Dobrze się złożyło.– To znaczy?– To znaczy, że mając takie siły możemy pokusić się o zjednoczenie nie tylko naszego kraju, ale także reszty kontynentu.Szeroko otwarte oczy dowódcy korpusu pancernego mówiły same za siebie, ale Burmistrz na to nie zważał.– To jedyna szansa w historii, by nasz kraj, nasza ukochana ojczyzna odegrała ważną rolę w dziejach Europy i świata.– Na razie nie udało nam się zdobyć konkurencyjnego Wolnego Miasta – mruknął Henryk, wskazując głową na nieodległe przedmieścia Leszna.Sobieszczuk spojrzał na niego z pogardą i nieukrywaną wyższością.– Pan, panie Mróz, jest człowiekiem małej wiary – powiedział, wolno cedząc słowa.– Pan nigdy nie zostanie wielkim przywódcą.Nie potrafi pan ogarnąć wzrokiem horyzontu szerszego niż jedno miasto.– I dobrze mi z tym.– A mnie nie.Przez ostatnie dwieście lat kraj, w którym się urodziliśmy, przechodził z rąk do rąk.Mieliśmy wielkie powstania i wielkie nadzieje, ale zawsze znalazł się ktoś większy, silniejszy, kto nami pomiatał.Dzisiaj ta sytuacja uległa zmianie.Dziś to my mamy siłę, jakiej nie ma nikt inny w promieniu tysięcy kilometrów.– Jeden zespół uderzeniowy floty amerykańskiej.– zaczął mówić pułkownik Gonczarek.– Bzdura! – przerwał mu Pan Jan, uderzając znienacka w stół z taką siłą, że stojące na nim kubki herbaty wywróciły się, plamiąc wielką płachtę mapy.– Nie ma już US Navy, nie ma żadnej liczącej się floty.Może kilka łodzi podwodnych przetrwało tę wojnę, ale na powierzchni oceanu nie mogło zostać nic, co ma realną wartość bojową.A jeśli nawet, to w tak odległym rejonie świata, że możemy nigdy się o tym nie dowiedzieć.– Skąd pan to może wiedzieć? – zdziwił się Henryk, pozostali zdawali się w milczeniu podzielać jego pogląd.– Takie było założenie taktyczne Rosjan.Nie chodziło o fizyczne unicestwienie tychże sił, ale o sparaliżowanie ich, a do tego celu wystarczyło zdetonować kilkadziesiąt megaton w sporej odległości od takiego zespołu, a potem poprawić dwoma, trzema precyzyjniejszymi głowicami, wystrzelonymi z okrętów podwodnych.Nasz wywiad zdobył kilka lat temu plany podobnych ataków na szóstą i siódmą flotę.– Skoro nasz wywiad je zdobył, to i Amerykanie je mieli – mruknął Henryk.Ironiczny uśmiech Pana Jana zdradził mu, że myli się, i to bardzo.– Nie przekazano ich dalej? – zapytał zdziwiony kanclerz.– Powiedzmy, że czekaliśmy na odpowiednią okazję, która, niestety, nigdy nie nadeszła.– Przecież to nielogiczne.Nie poinformowaliśmy sojusznika o tak istotnych planach? – Gonczarek właśnie kończył ścierać resztki ciemnobrązowego płynu z powierzchni mapy polowej.– Ano, nie poinformowaliśmy.Ale to naprawdę nieistotne.Jeśli Rosjanie zrobili to, co zamierzali zrobić, to dzisiaj po powierzchni oceanów pływają dziesiątki „Latających Holendrów”.Może w pełni wyposażonych i gotowych do walki, ale martwych jak bunkry Radzymina.Po tych słowach zapadła cisza.Tym razem nie zakłócało jej nawet nerwowe stukanie palców o blat.– Zresztą, gdyby nawet któryś z lotniskowców ocalał, w co szczerze wątpię – dodał Pan Jan po chwili – to jego dowódca jest teraz królem jakiegoś wyspiarskiego państwa na Pacyfiku.– To mi nasuwa pewną myśl.– wtrącił Henryk.– Chodzi o te samoloty? – domyślił się Gonczarek.– Dokładnie.Wręcz nie do wiary, że znalazły się tam najnowocześniejsze maszyny amerykańskie.Stealthy i F-22.– To zagadka, której być może tak szybko nie rozwiążemy – dodał pułkownik dosuszając impregnowaną mapę.– Jeśli panowie pozwolą.– Jeden z adiutantów, szczupły, wysoki blondyn, noszący okulary w grubej rogowej oprawie, strzelił obcasami przed Burmistrzem.– Na co mamy pozwolić? – spytał Pan Jan zaskoczony.– Myślę, że wiem, skąd mogły się wziąć te samoloty.– Tak? – Sobieszczuk wziął chłopaka pod ramię i przeszedł z nim do okna.– W takim razie słucham.– Jeśli mogę prosić, wolałbym pokazać – powiedział tamten, wskazując drzwi.– Czemu nie – zgodził się nadspodziewanie łatwo Burmistrz.Ruszyli za tyczkowatym blondynem, wychodząc na podwórze, a potem przez furtkę na ulicę.Po przeciwnej stronie, na ścianie kamieniczki znajdowały się dwa wypłowiałe billboardy.Górny przedstawiał kiedyś reklamę popularnej stacji radiowej, dolny natomiast.– Niech mnie.– jęknął Henryk, wpatrując się w wyblakłą i poszarpaną płachtę zadrukowanego papieru.Czas zostawił swoje piętno na tym kolorowym ongiś plakacie, reklamującym kolejny Air Show w Radomiu.Z tej odległości niełatwo było odczytać największe napisy, nie mówiąc o mniejszych.Mimo to, bez trudu, dało się odcyfrowanie datę, która była zaledwie o jeden dzień wcześniejsza od Ataku.– Znakomicie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wpserwis.htw.pl