[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W dwudziestolitrowych garnkach gotowały się ziemniaki z cebulą.Żandarmi śmiali się z jakiegoś dowcipu Shermaine.Jej blade zwykle policzki były zaróżowione od ciepła.Czoło miała poplamione sadzą.Posługiwała się nożem niczym najbardziej wprawny kucharz.Podniosła głowę i na widok Bruce'a, twarz jej się rozpromieniła, a usta rozchyliły w uśmiechu.- Będziemy mieli węgierski gulasz na obiad: konserwa z wołowiny, ziemniaki i cebula!- Od tej chwili mianuję cię pełniącą obowiązki drugiego kucharza, bez pensji.- Jakże to uprzejmie z pana strony- powiedziała i pokazała mu język, różowy i spiczasty jak u kota.Patrząc na niego, Bruce poczuł znajomy skurcz lędźwi i suchość w gardle.- Shermaine, lokomotywy nie da się naprawić.Nie możemy jej już użyć- przeszedł na angielski.- Jest z niej całkiem znośna kuchnia- sprzeciwiła się.- Mówię poważnie- zdenerwował się Bruce.- Utknęliśmy tutaj na dobre, chyba że coś wymyślimy.- Ależ, Bruce, jesteś geniuszem.Mam do ciebie całkowite zaufanie.Jestem pewna, że wpadniesz na jakiś wspaniały pomysł!- Mówiąc to, miała poważny wyraz twarzy, ale zdradziły ją oczy: nie mogła ukryć iskierek rozbawienia.- Dlaczego nie udasz się do generała Mosesa poprosić go, żeby wypożyczył ci transport?Oczy Bruce'a zwęziły się w zamyśleniu, a łuki brwi niemal spotkały się nad nosem.- Lepiej żeby jedzenie było dobre, bo zdegraduję cię do stopnia trzeciego kucharza!- ostrzegł, schodząc z parowozu i pognał wzdłuż pociągu.- Hendry, sierżancie, chodźcie tutaj.Chcę z wami coś przedyskutować.Przyłączyli się do niego i weszli do jednego z wagonów pasażerskich.Hendry opadł na kuszetkę, opierając stopy o umywalkę.- To był szybki numerek- wyszczerzył zęby okolone miedzianym zarostem.- Jesteś najbardziej gruboskórnym sukinsynem, jakiego spotkałem- powiedział chłodno Bruce.- Kiedy wrócimy do Elisabethville, zamienię cię na miazgę, zanim postawię cię przed sądem za morderstwo.- No, no- roześmiał się Hendry.- Mowa trawa, co? Za dużo gadasz, Curry.- Nie zmuszaj mnie do tego, abym cię zabił już teraz.Nie rób tego, proszę cię.Jesteś mi jeszcze potrzebny.- Co jest między tobą a tą francuską cizią? Zakochałeś się czy co? Kochasz ją, a może tylko podoba ci się ta mała, tłusta dupcia? Nie napalasz się chyba na jej cycki; nie ma tego dużo, nie ma nawet za co chwycić.Bruce wstał i już ruszył w kierunku Wally'ego, ale zmienił zamiar, odwrócił się na pięcie i zaczął wpatrywać się w okno.- Umówmy się tak, Hendry.Do chwili, kiedy się stąd wydostaniemy, trzymaj się z dala ode mnie, a ja nie będę wchodził tobie w paradę.Kiedy dojedziemy do węzła Msapa, umowa się kończy.Możesz robić i mówić, co ci się żywnie podoba i jeśli cię za to nie zabiję, to na pewno dołożę wszelkich starań, żebyś zawisł na szubienicy za morderstwo.- Nie wchodzę w żadne układy ani z tobą, Curry, ani z nikim innym.Bawię się w to tak długo, jak długo mi to pasuje; kiedy przestanie pasować, nie mam zamiaru ci o tym mówić.I jeszcze jedno, koziołku: ani ty, ani nikt inny nie jest mi potrzebny.Ani Haig, ani ty z twoją gadką.Zapamiętaj to, Curry! Kiedy nadejdzie pora, zamierzam pokazać ci, gdzie jest twoje miejsce.I nie mów, że cię nie ostrzegałem.Hendry siedział pochylony do przodu, z rękoma na kolanach.Jego ciało było spięte, a twarz wykrzywiona pasją.- W porządku.Załatwmy to teraz- rzucił Bruce.Odwrócił się od okna i stanął na ugiętych nogach, z dłońmi wyprostowanymi jak do walki dżudo.Sierżant Ruffararo podniósł się z kuszetki.Jak na takiego olbrzyma zrobił to z zadziwiającą gracją i szybkością.Stanął między Bruce'em a Wallym.- Chciał pan z nami o czymś porozmawiać, szefie.Powoli Bruce wyprostował się i opuścił ręce.Gniewnym ruchem odsunął kosmyk ciemnych włosów z czoła, jak gdyby chciał tym samym usunąć Wally'ego ze swej pamięci.- Tak- powiedział, z trudem panując nad głosem.- Chciałem omówić nasze następne posunięcie.- Wyciągnął papierosa z górnej kieszeni i zapalił, zaciągając się głęboko.Następnie usiadł na umywalce i przyglądał się popiołowi na końcu papierosa.Kiedy się wreszcie odezwał, jego głos brzmiał już normalnie.- Nie ma szans na naprawienie lokomotywy, więc będziemy musieli znaleźć inny środek transportu, aby się stąd wydostać.Mamy dwa wyjścia: albo wracamy piechotą do odległego o dwieście mil węzła Msapa, po drodze „dyskutując” z naszymi przyjaciółmi z plemienia Baluba o prawie do przejścia przez ich tereny, albo jedziemy z powrotem w ciężarówkach generała Mosesa!Przerwał, aby dać im czas na przemyślenie propozycji.- Zamierza pan podwędzić mu te ciężarówki, szefie?- zapytał Ruffy.- To będzie wymagało trochę wysiłku.- Nie widzę innego sposobu na wydostanie się stąd.Musimy tylko zaatakować miasteczko i wytłuc ich.- Chyba ci się popierdzieliło- krzyknął Walty.- Gadasz, jakbyś całkiem zbzikował!Bruce zignorował go i ciągnął dalej:- Sądzę, że Moses ma około sześćdziesięciu ludzi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]