[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Bo wciąż kochała go bezrozumniei ślepo.A może też trochę obawiała się odmawiać? Nie chciała dawać mu żadnego powodu doawantur.Była gotowa niemal na wszystko, byle tylko jej uwierzył.Jak mogę jeszcze bardziej udowodnić mu, że to on jest dla mnie najważniejszy, zastanawiała sięnieustannie.Nawet w pracy, bo choć bardzo chciała, nie potrafiła oddzielić tych dwóch światów odsiebie.Skończyła przesłuchiwanie kontrowersyjnej audycji o oszustwach przy zakupiegruntów w jakimś starostwie.A ponieważ dziennikarz na wszystko, o czym mówił, miał niezbitedowody w postaci wiarygodnych dokumentów, kliknęła myszką, wrzucając materiał do zakładki Emisja.Przeczytała jeszcze zaproszenie na radiowąwigilię, lecz nie miała ochoty wziąć w niej udziału.Zwięta, to już tylko niecałe trzy tygodnie, westchnęła, spoglądając w kalendarz.Ciekawe, jakie one będą, zastanawiała się, porządkując papiery na biurku.Wspomniała te wyjątkowe przed rokiem, i zrobiło jej się smutno.Jak będzie teraz, kiedy przystole siądzie cała rodzina? Czy choć na chwilę poczujemy wszyscy, że to Wigilia? Poczują.Już onasię o to postara.Z myślą o pierwszych świątecznych porządkach, za zgodą Bożeny wyszła trochę wcześniej zpracy.W sekretariacie natknęła się na Mariusza.Coś tam szeptałpochylony nad zarumienioną sekretarką. Mogę cię prosić na chwilę? zwróciła się do niego Anna, wiedziona nagłym impulsem.Jakoś wciąż podejrzewała, że to on mógł wysyłać jej te wszystkie liściki i prezenty.Zbyszka w ogóle nie brała pod uwagę.Był zbyt porządnym facetem, aby uknuć takąintrygę. Cię? To już nie obowiązuje tytułomania? Zrobił ironiczny grymas. Wyjdzmy na chwilę. Puściła mimo uszu złoś liwy komentarz i szybkim krokiemruszyła przez radiowy korytarz.Mariusz szedł za nią, cicho pogwizdując.Jak na złość potknęłasię na nieodśnieżonych schodach, na szczęście udało jej się złapać równowagę. Za wysokie progi usłyszała, kiedy otrzepywała dół czarnego płaszcza z resztekśniegu.Mimo mrozu na zewnątrz jej zrobiło się gorąco z zażenowania. Czarny to ładny kolor,dodaje powagi. Posłuchaj, Mariusz& Rozmawiamy prywatnie czy służbowo? spytał, a z jego wykrzywionychmięsistych ust wydobył się obłoczek pary. Sam oceń.Jeśli masz coś do mnie, co ci się nie podoba w mojej pracy, to zwyczajnie przyjdz ito powiedz.To służbowo.A prywatnie nieco zakłopotana przestąpiła z nogi na nogę. Jeżeli to typrzysyłasz mi do domu te idiotyczne&dwuznaczne liściki i prezenty, to proszę, nie rób tego.Uśmiechnął się półgębkiem, nie spuszczając z niej wzroku.Zapiął puchowybezrękawnik, bo mocniej zawiało śniegiem, i naciągnął kaptur na przetłuszczone, rudawe włosy. Odpowiem ci prywatnie i możesz mnie nawet wylać z roboty.I tak mam już coślepszego na oku. Wsunął ręce w kieszenie wypchanych na kolanach spodni.Wróciłaś tutaj i robisz rozpierduchę w dobrej firmie.Poprzewracało ci się pod tymi blondloczkami.Jedna rozmowa z Kornem i szpitalna afera, o której pewnie dostałaś cynk od swojegodoktorka, to za mało, żeby być dobrym dziennikarzem.Nie wiem, dlaczego Bożena jest tak tobązachwycona.Dla mnie jesteś tylko wypindrzoną lalą, pachnącą diorem.Mówisz, że dostajesz liściki? Zmierzył ironicznym wzrokiem całą jej postać. Może to ja, a może nie? Podobno jest panidobrym dziennikarzem, panidyrektor.Niech pani przeprowadzi śledztwo.Policzki zapłonęły jej ogniem.Patrzyła w nalaną twarz faceta przed sobą, nie wiedząc, ani cozrobić, ani co powiedzieć.Nie powiedziała więc nic, tylko poprawiła zsuwającą się z ramieniatorebkę i poszła do samochodu, słysząc za sobą złośliwy śmiech.Było jej wstyd, że wygłupiła siętylko przed cynicznym i chamskim facetem.Płakała przez całą drogę do domu.Odczekała chwilę, aż zejdzie zaczerwienienie z oczu, iposzła na górę.Teść, mocno pochylony, spacerował po salonie, podtrzymując za rączki Adasia, który wędrowałzadowolony i zaśliniony do pasa, wołając: Dadadadada& Adasiu, to już nie na dziadka krzyż takie spacery! śmiał się pan Paweł, robiącnie wiadomo którą rundę po pokoju.Na ten widok Annie trochę poprawił się humor. Tato, ten piechur cię zamęczy! Odwiesiła płaszcz i podbiegła do dziecka.Teraz powędrujesz z mamusią, syneczku, a dziadek odpocznie.Wzięła malca za rączki i sama zaczęła z nim spacerować.Wzruszał ją widok stópekw kolorowych skarpetkach, drobiących po dywanie.Tak samo jak pulchne łapki kurczowozaciśnięte na jej palcach. Jak ci minął dzień? spytał teść, z ulgą siadając w fotelu. Wyglądasz na zmęczoną.W pracy do dupy, w życiu do dupy, pomyślała.Głośno zaś powiedziała: Wszystko w porządku.Znów skłamała bez mrugnięcia okiem, bo użalać się nad sobą nie zamierzała.Zwłaszcza przy Mirze, która wychyliła się z kuchni, przepasana kraciastymfartuchem. Zrobiłam szarlotkę, bo ty, moja droga, już dawno nic nie piekłaś, a Patryk tak lubi szarlotkę.Najlepiej na ciepło, z gałką lodów. Przykro mi, ale nie mamy lodów burknęła, czując wzbierającą złość. Jakoś będzie musiałsię bez nich obejść. Mira, przestań go wreszcie niańczyć odezwał się profesor, nie kryjąc irytacji.To się robi nieznośne.A jak Patryk tak bardzo ma ochotę na lody, to sklep jest na rogu. No cóż znowu takiego powiedziałam! obruszyła się teściowa. Przecież dom musi pachniećciastem.W takim domu mężczyzna wypoczywa i czuje się doceniony.Zwłaszcza jeśli ciężko pracuje, tak jak nasz syn.Maja też powinna więcej jeść, bo wygląda jakgałązka, a na tych koniach to jeszcze bardziej wychudła.Sama skóra i kości. A właśnie, gdzie jest Maja? zapytała Anna, zaglądając do pokoju dziewczyny.Niczego tak bardzo sobie w tym momencie nie życzyła, jak tego, aby teściowa zniknęła z jejdomu jak najprędzej.Najlepiej razem z szarlotką. A Maja ubrała się ślicznie i pognała na jakieś spotkanie wyjaśnił ojciec Patryka. Będzie o ósmej. Pytałam ją, dokąd się wybiera, ale mnie zignorowała poskarżyła się Mira.Doprawdy, nie wiem, co mogę zrobić, aby choć trochę przełamać jej niechęć do mnie.Wydaje mi się, że ona jest jakaś& wyjątkowo oziębła.Tego było dla Anny za wiele.Szarlotkę może by zniosła, ale takiej uwagi pod adresem Mai jużnie.Dlatego odłożyła na bok uprzejmość, posadziła synka na podłodze i zwróciła się do teściowejtak lodowatym tonem, na jaki mogła się tylko zdobyć. Może nie byłaby w stosunku do ciebie chłodna, gdybyś bardziej sięskoncentrowała na niej, a nie wyłącznie na Patryku.Nie tylko na tym, co lubi, a czego nie lubitwój syn.Ojciec ma rację, to się staje nieznośne.Przepraszam, jeśli cię uraziłam, jednak zaczynammieć tego dość.Ja też pracuję, też jestem zmęczona, ale na ten temat nigdy się nawet nie zająknęłaś.Tylko Patryk, Patryk i Patryk.Nie patrz tak na mnie ciągnęła, widząc przed sobą pełne wyrzutuoczy Miry i jej lekko uchylone usta, pokryte różową szminką. Myślałam, że przez te wszystkiemiesiące, kiedy nie miałaś tutaj wstępu, coś zrozumiałaś, lecz chyba się pomyliłam.To tylko dziękiMajce Patryk zgodził się, żebyś do nas przychodziła.Dlatego nigdy więcej nie mów, że jest oziębła.Nie masz prawa.A teraz wybacz, muszę się zająć obiadem, bo prócz szarlotki potrzebujemy równieżciepłego jedzenia.Zwłaszcza twój syn. Wyminęła oniemiałą Mirę i poszła do kuchni.Wredna baba, ale ja też potrafię być wredna
[ Pobierz całość w formacie PDF ]