[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.%7ływioły pomagały mu w przeszłości, lecz teraz były takosłabione przez Chaos, że nie na wiele mogły się przydać.Odpiął pas i rzucił swój piekielny miecz na pokryte jedwabiami i skóramiłoże.Uśmiechnął się krzywo na wspomnienie różnych swoich obaw, desperacji,zwątpień i braku nadziei jeszcze zupełnie niedawno, gdy podejmował wyprawy,które w porównaniu z oczekującym go zadaniem były przecież błahostką.Po-mimo zmęczenia nie sięgnął po Zwiastuna Burzy by zaczerpnąć ożywczej siły,ponieważ temu, czego wtedy doznawał, towarzyszyło poczucie winy.To poczuciewiny tkwiło w nim od samych narodzin, gdy zobaczył wyraz zawodu na twarzyswego ojca, gdy Sadryk pojął, że spłodził ułomne dziecko, albinosa, który bezpomocy leków albo magii niewiele był wart.Elryk westchnął i podszedł do okna.Jego wzrok błądził po niewysokich wzgó-rzach, aż zahaczył o morze w oddali.Przemówił na głos, podświadomie żywiącnadzieję, że głośne słowa przyniosą mu ulgę. Nie obchodzi mnie ta odpowiedzialność  rzekł. Gdy walczyłem z Mar-twym Bogiem, powiedział mi, że zarówno Bogowie jak i ludzie odgrywają tylkoniewielką rolę, zanim rozpoczną się nowe dzieje i człowiek będzie sam kierowałwłasnym losem.Pózniej Sepiriz powiedział mi, że muszę przeciwstawić się Cha-osowi i tym samym pomóc zniszczyć ten świat.Wtedy historia rozpocznie się nanowo i dopełni się Wielki Plan Przeznaczenia.Dlatego to właśnie ja muszę byćrozdarty na dwoje lecz odporny zarazem, bym wypełnił swój los.To ja nie mogęzaznać spokoju i muszę walczyć z ludzmi i Bogami, i materią Chaosu.Walczyćbez przerwy.Muszę spowodować śmierć tego wieku, żeby w odległej przyszłościna Ziemi pojawili się ludzie nie znający magii, ani Bogów z Wyższych Zwiatów.Na Ziemi, na którą Chaos nie miałby wstępu, gdzie naprawdę panowałaby spra-wiedliwość.Przetarł oczy palcami. Czyli los zrobił Elryka męczennikiem, żeby Prawo mogło rządzić światem.Dano mu miecz przepełniony Złem, który zabija zarówno przyjaciół jak i wrogów,wysysa z nich dusze.Jestem związany ze Złem i Chaosem w taki sposób, że mogęje zniszczyć, ale to nie znaczy, że jestem gotów do bezmyślnych poświęceń.Nie,jestem Elrykiem z Melnibon, który nosi w sercu ogromny ciężar. Mój pan mówi na głos sam do siebie, mówi rzeczy ponure.Powiedz mio nich, a pomogę ci je przezwyciężyć, Elryku.Zaskoczony albinos poznał od razu czyj to głos i odwrócił się na pięcie.Zanim stała jego żona, Zarozinia.Na jej młodej twarzy malowało się współczucie.Postąpił krok naprzód i powiedział ze złością: Kiedy tu przybyłaś? Po co? Kazałem ci pozostać w pałacu ojca w Karlaak,aż załatwię tę sprawę, jeżeli w ogóle! Jeżeli w ogóle  powtórzyła, opuszczając ręce i wzruszając ramionami.Chociaż ledwo co opuściła wiek dziewczęcy, zachowywała się jak na księżniczkę101 przystało.Z pełnymi, czerwonymi ustami i długimi, czarnymi włosami wydawałasię starsza niż była w rzeczywistości. Nie zadawaj tego pytania  powiedział cynicznie. Nie zadajemy tu tegopytania.Jednak odpowiedz na moje: Jak się tu dostałaś i dlaczego?  wiedziałjaka będzie odpowiedz, ale mówił, żeby wyolbrzymić swoją złość.Złość wyni-kającą ze strachu, że ona znalazła się tak blisko niebezpieczeństwa, choć raz jużledwie ją uratował. Przybyłam tu z moim kuzynem Oplukiem  odpowiedziała zdecydowanie gdy ten dołączył do obrońców Uhaio.Przyjechałam, żeby być blisko mojegomęża, gdy będzie mnie potrzebował.Bogowie wiedzą, że nie miałam sposobuzapytać, czy on mnie potrzebuje! Zarozinio, kocham cię, więc uwierz mi, że gdybym miał jakiekolwiek wy-tłumaczenie, byłbym teraz z tobą w Karlaak.Ale nie mam, znasz moją rolę i mójlos, i moją zgubę.Przynosisz ze sobą smutek, nie pomoc.Jeżeli to wszystko za-kończy się pomyślnie, połączymy się ponownie w szczęściu, a nie w smutku jakteraz!Podszedł do niej i wziął ją w ramiona. Och, Zarozinio, nigdy nie powinniśmy byli się spotkać ani pobrać.W cza-sach takich jak te możemy się tylko ranić.Nasze szczęście było tak krótkie. Jeżeli tak ma być, to będę cię ranić  powiedziała cicho. Ale jeżeli mabyć inaczej, to jestem tu, żeby cię wspomóc. To są kochane słowa, moja pani  Elryk westchnął. Ale teraz nie jestczas miłości.Odłożyłem miłość na pózniej.Spróbuj uczynić podobnie i w tensposób unikniemy zbędnych kłopotów.Bez złości odsunęła się od niego i z ironicznym uśmiechem wskazała na łóżko,gdzie leżał Czarny Miecz. Widzę, że twój kochanek wciąż dzieli z tobą łoże  rzekła. I nigdywięcej nie rozstaniesz się z nim, ponieważ Pan z Nihrain dał ci powód, żebyśgo miał na zawsze przy sobie.Przeznaczenie, czy o to chodzi? Przeznaczenie!Ach, jakich to czynów ludzie dokonywali w imię Przeznaczenia.Ale co to jestPrzeznaczenie, Elryku? Czy możesz mi odpowiedzieć? Jako że zadałaś to pytanie w gniewie  Melnibonanin pokręcił głową nie będę nawet próbował. Och, Elryku!  wybuchnęła nagle. Podróżowałam wiele dni, żeby cięzobaczyć.Myślałam, że sprawię ci radość.A teraz mówisz do mnie ze złością! Ze strachem  odparł. To strach, nie złość.Lękam się o ciebie, jaki o przyszłość całego świata! Proszę, odprowadz mnie na statek jutro rano, a potemjak najspieszniej wracaj do Karlaak. Jak sobie życzysz  powiedziała i zniknęła w niewielkim pokoju przyle-gającym do komnaty Elryka. Rozdział 3Mówimy tylko o porażce!  zagrzmiał Kargan z Purpurowych Miast, walącpięścią w stół.Na jego twarzy malowała się furia.Zwit zastał kilku dowódców, którzy pomimo zmęczenia zostali w komnaciespotkań.Kargan, Moonglum, Dyvim Slonn i okrągłolicy Dralab z Tarkesh nara-dzali się nad taktyką. Mówimy o porażce, Karganie, bo musimy być przygotowani na taką ewen-tualność  odpowiedział Elryk. Jest ona zresztą bardzo prawdopodobna, zga-dza się? Jeżeli przegrana będzie nieunikniona, musimy ewakuować się, oszczę-dzając siły na przyszłość.Nie będziemy w stanie odeprzeć następnego zmasowa-nego ataku, więc musimy użyć naszej wiedzy, znajomości terenu, wiatrów i prą-dów morskich, żeby napadać na wroga z zasadzki.Może w ten sposób obniżymymorale ich armii i położymy trupem więcej żołnierzy. Racja, rozumiem o co ci chodzi  wymamrotał Kargan niechętnie, najwy-razniej zaniepokojony tą rozmową.Gdy bitwę przegrają, padnie również WyspaPurpurowych Miast, bastion stojący na straży Ilmiory i Vilmiru.Moonglum zmienił pozycję i dorzucił z ironią: I jeżeli będą na nas napierać, będziemy się cofać, uginając się przed nimi,ale nie poddając się.Będziemy znikać i pojawiać się w najmniej oczekiwanychmomentach, siejąc zamęt w ich szeregach.Będziemy musieli przemieszczać sięo wiele szybciej, niż nam siły i zapasy pozwolą  uśmiechnął się słabo [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wpserwis.htw.pl