[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Od teraz ani ja, ani moi ludzie nie będziemy go oceniać według kolo­ru skóry, ani według reputacji jego ludu!Cassius obraził się.- Zabierz swoich żołnierzy z terenów Bryn Shander! - wrza­snął do Agorwala, lecz było to zupełnie niepotrzebne, gdyż ludzie z Termalaine odeszli już wcześniej.Zadowoleni z tego, że drow jest w bezpiecznych rękach Bru­enor i jego klan ruszyli, aby przeszukać resztę pola bitwy.- Nie zapomnę tego! - zawołał z dołu Kemp.Bruenor splunął w stronę burmistrza Targos i kontynuował swoją pracę, wcale tym okrzykiem nie zrażony.Tak więc sojusz ludzi z Dekapolis przetrwał tylko przez wspól­ne zagrożenie.EpilogNa wzgórzu rybacy z Dekapolis chodzili wśród poległych wro­gów, grabiąc barbarzyńców z niewielkich bogactw, jakie ci posiada­li i przebijając mieczami tych, którzy mieli to nieszczęście, że jesz­cze nie umarli.Jednak wśród tej krwawej scenerii można było znaleźć odprysk łaski.Człowiek z Good Mead odwrócił bezwładną postać nieprzy­tomnego, młodego barbarzyńcy na plecy, gotując się do zakoń­czenia jego życia sztyletem.Podszedł do nich Bruenor i poznaw­szy w młodzieńcu chorążego, który wygiął jego hełm, powstrzy­mał cios rybaka.- Nie zabijaj go.To tylko chłopiec, naprawdę nie wiedział, co robi on sam i jego lud.- Bal - parsknął rybak.- Pytam cię, jaką litość okazałyby te psy twoim dzieciom? On i tak już jedną, nogą jest w grobie.- Jednak nadal proszę, abyś zostawił go przy życiu! - mruk­nął Bruenor, stukając toporem o ramię.- W istocie żądam tego!Rybak nachmurzył się - podobnie jak krasnolud -jednak był świadkiem sprawności Bruenora w walce i pomyślał, że lepiej będzie nie posuwać się zbyt daleko.Z westchnieniem obrzydzenia odszedł w dół wzgórza, aby znaleźć mniej chronioną ofiarę.Leżący na trawie chłopiec poruszył się i jęknął.- A więc pozostawiliśmy w nim trochę życia - powiedział Bruenor.Uklęknął obok głowy chłopca i podniósł ją za włosy, aby napotkać na jego wzrok.- Posłuchaj mnie.Uratowałem ci życie - dlaczego, tego sam nie jestem pewien - lecz nie myśl, że darowali by ci je ludzie z Dekapolis.Chciałbym, abyś zoba­czył nieszczęście, jakie sprowadził na nas twój lud.Może masz zabijanie we krwi, a jeśli tak, to pozwól, żeby osoba jakiegoś rybaka skończyła z tobą! Czuję bowiem, że w tobie jest coś wię­cej i powinieneś mieć czas na to, żeby mi to pokazać.Będziesz służył mnie i mojemu ludowi w kopalniach przez pięć lat, do chwili, gdy wykażesz, że jesteś wart życia i wolności.Bruenor zobaczył, że młodzieniec odpłynął znów w nieświa­domość.- Mniejsza z tym - mruknął.- Usłyszysz o mnie zanim to wszystko się skończy, bądź tego pewien! - Chciał odrzucić głowę na trawę, lecz zamiast tego delikatnie ją ułożył.Dla tych, którzy przyglądali się postępowaniu szorstkiego kra­snoluda, okazywanie współczucia barbarzyńskiemu młodzieńco­wi było czymś niezwykłym, lecz nikt nie mógł się domyślić pobu­dek tego, czego byli świadkami.Sam Bruenor, oceniając charakter barbarzyńcy podług jego towarzyszy, nie mógł przewidzieć, że ten chłopiec - Wulfgar - wyrośnie na mężczyznę, który zdoła odmienić ten region tundry.* * * * *Daleko na południu, na szerokim przejściu między wznoszącymi się w górę szczytami Grzbietu Świata, Akar Kessell omdlewał w słodkim życiu, jakie zgotował dla niego Crenshinibon.Jego niewolnicy- gobliny - specjalnie dla niego pochwycili kobiety z karawany kup­ców, aby go zabawiały, lecz teraz coś innego przykuło jego wzrok: dym wznoszący się w puste niebo z kierunku Dekapolis.- Barbarzyńcy - domyślił się Kessell.Słyszał pogłoski o tym, że klany zgromadziły się w czasie, gdy on i magowie z Luskanu odwiedzili Easthaven.Lecz nie obchodziło go to - dlaczegóż miałoby go to obchodzić? Miał wszystko czego potrzebował, tu, w Cryshal-Tirith i nie chciał się stąd ruszać dokądkolwiek.Żadnych żądań z własnej woli.Crenshinibon był reliktem, który naprawdę żył w swej magii, a częścią jego życia była chęć podboju i rozkazywania.Kryształo­wy relikt nie zadowalał się istnieniem w pustym grzbiecie gór­skim, gdzie jedynymi sługami były skromne gobliny, chciał czegoś więcej, pożądał mocy.Podświadome przypomnienie Dekapolis u Kessella, wywołane przez zauważone słupy dymu, pobudziło głód reliktu, który teraz użył tej samej sugestii względem Kessella.Najgłębsze pokłady chciwości maga pochwyciły nagłe wyobrażenie.Zobaczył samego siebie, siedzącego na tronie w Bryn Shander - niezmiernie boga­tego i poważanego przez wszystkich.Wyobrażał sobie, że mago­wie, szczególnie zaś Eldeluc i Dendybar, dowiedzieli się o Akarze Kessellu, panu Dekapolis i Władcy Doliny Lodowego Wichru! Czy wtedy zaproponowali by mu w swej słabości szaty?Mimo prawdziwej radości Kessella - swobodnej egzystencji, jaką znalazł, ciągle myślał.Pozwolił swemu umysłowi bawić się, badać drogi, którymi mógł podążyć, aby dotrzeć do celu.Próbo­wał rządzić rybakami, tak jak zdominował klan goblinów - przy­najmniej najmniej inteligentnych goblinów, które sprzeciwiały się jego woli przez dłuższy czas.A gdy wszyscy z nich uwolnili się od bezpośredniego sąsiedztwa wieży, zyskali ponownie zdolność do postępowania według własnej woli i uciekli w góry.Nie, prosta dominacja nie będzie działała na ludzi.Kessell zastanawiał się, jak użyć siły, którą wyczuwał pulsują­cą w strukturze Cryshal-Tirith, siły większej, niż wszystko o czym dotąd słyszał, nawet w Wieży.To powinno pomóc, ale nie wystar­czało.Nawet siła Crenshinibona była ograniczona, wymagała spędzenia czasu pod słońcem, aby zebrać nową moc, aby zastąpić wydatkowaną energię.Co więcej, w Dekapolis było zbyt wielu rozproszonych ludzi, aby zamknąć ich w pojedynczej hali wpły­wu.Kessell przecież nie chciał ich zniszczyć.Gobliny były dogod­ne, lecz mag chciał mieć ludzi, którzy by mu się kłaniali, rzeczy­wistych ludzi, takich jak ci, którzy prześladowali go przez całe jego życie.Przez całe życie, zanim dostał kryształowy relikt.Takie analizowanie doprowadzało go nieuchronnie do jednego stwierdzenia: musiał mieć armię.Brał oczywiście pod uwagę go­bliny, którymi aktualnie władał.Fanatycznie oddane każdej jego zachciance, zginęłyby dla niego (w istocie kilku to uczyniło), jed­nak nie były dostatecznie liczne, aby zająć siłą cały region trzech jezior.Nagle przyszła magowi zła myśl, wtłoczona w jego wolę przez kryształowy relikt.- Ile dziur i jaskiń - wykrzyknął głośno Kessell, - jest w tym olbrzymim i poszarpanym łańcuchu górskim! A ilu je zamieszkuje goblinów, ogrów, trolli i olbrzymów! - W jego umyśle poczęły się tworzyć odległe wyobrażenia.Widział się na czele potężnej armii goblinów i olbrzymów, poruszającej się po równinach; nie do za­trzymania i nie do odparcia.Jak dojść do tego, aby ludzie przed nim drżeli?Oparł się o miękką poduszkę i zawołał o nowe dziewczęta ze swego haremu.Składał w wyobraźni nową grę, taką, która przy­chodziła do niego w dziwnych snach; błagał w niej, płakał, a w końcu umierał.Jednak zadecydował, że musi rozważyć możliwo­ści władania Dekapolis, które przecież otwierały się przed nim szeroko.Nie wolno było jednak się śpieszyć, miał czas.Gobliny zawsze pomogą mu wynaleźć inną grę.Crenshinibon także wydawał się być spokojny.Zasiał ziarno w umyśle Kessella, ziarno, o którym wiedział, że wyrośnie rośliną planu podboju.Lecz, tak jak Kessell, relikt nie miał powodów do pośpiechu.Kryształowa skorupa czekała tysiące lat, aby wrócić do życia i oto jej oczekiwania miały się spełnić.Mogła poczekać jeszcze trochę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wpserwis.htw.pl