[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Wykastrowani czy nie wykastrowani? - pyta.- Jasne, ¿e wykastrowani! Dajcie nam przejœæ - pieje Vramin wspania³ym sopranem.Oczy rozb³yskuj¹ mu zieleni¹ i oficer usuwa siê z drogi.Wchodz¹ i dostrzegaj¹ o³tarz otoczony piêædziesiêcioma stra¿nikami i szeœcioma dziwacznymi kap³anami.- S¹ tam, na o³tarzu.- Jak je wydostaniemy?- Najlepiej jak z³odzieje - rzuca Vramin i przepycha siê bli¿ej o³tarza, chc¹c zd¹¿yæ przed rozpoczêciem nabo¿eñstwa transmitowanego przez telewizjê.- Ale jak?- Mo¿e uda³oby siê nam podmieniæ buty.Zostawimy któreœ z naszych i damy nogê w tych uœwiêconych u o³tarza, co?- Zgoda.- A wiêc, gdyby je tak skradziono piêæ minut temu.- Rozumiem - powiada Przebudzeniec i pochyla g³owê jakby siê modli³ Zaczyna siê nabo¿eñstwo.- Chwa³a Wam, o Buty, stóp nosiciele! - intonuje pierwszy kap³an.- Chwa³a! - skanduje piêciu pozosta³ych.- O dobre, szlachetne, b³ogos³awione i ³aski pe³ne Buty!- Chwa³a!- O Wy, które zst¹pi³yœcie do nas z chaosu.- Chwa³a!-.¿eby ul¿yæ naszym sercom i podtrzymaæ nas na nogach!- Chwa³a!- O Wy, na których od zarania cywilizacji wspiera³ siê cz³owiek!- Chwa³a!- O jamy najpe³niejszej jamistoœci! O stóp otoczyciele!- Chwa³a!- Chwa³a Wam, sponiewierane Koturny Cudowne!- Wielbimy Was!- Wielbimy Was!- Czeœæ Wam oddajemy w ideale Chodakowatoœci Waszej!- Chwa³a!- O protoplasto stopostroju!- Chwa³a!- O Najwy¿sze Spe³nienie Idei Buta!- Chwa³a!- Có¿ by nam czyniæ bez Was?- Ach có¿!- Jeno siniaczyæ palce, raniæ piêty i nabawiæ siê p³askostopia!- Chwa³a!- Ochraniaj nas, twych wiernych czcicieli, o dobra, b³ogos³awiona stopouprzê¿y!- Która zst¹pi³aœ do nas z chaosu i otch³ani.-.owego dnia mrocznego i posêpnego.-.gorej¹ca.-.lecz nie spopiela³a.-.O Buty, których pos³annictwem pocieszaæ nas i kierowaæ nami.-.dŸwigaæ i o¿ywiaæ nas.- Chwa³a!- Zawsze prosto, zawsze przed siebie, zawsze sztorcem!- Na wieki wieków! Przebudzeniec znika.Zaczyna wiaæ przera¿aj¹cy, zimny wiatr.Wiatr towarzysz¹cy czasoportacji - o³tarz okrywa zamazuj¹ca kontury mgie³ka.Siedmiu w³óczników, uprzednio odurzonych narkotykiem, le¿y teraz bez czucia na ziemi.Ich g³owy wygiête s¹ w jakiœ nienaturalny sposób.Nagle, tu¿ ko³o siebie, Vramin s³yszy g³os Przebudzeñca.- Na Boga, otwieraj nadprzestrzeñ! ¯ywo!- Masz je na nogach?- Mam!Vramin unosi ró¿d¿kê.- Bojê siê, ¿e bêdziemy mieli niewielkie opóŸnienie - powiada, a oczy skrz¹ siê mu jak dwa szmaragdy.Wtem wszyscy w œwi¹tyni spogl¹daj¹ na nich.Czterdziestu trzech podnieconych narkotykami w³óczników wydaje zgrany okrzyk wojenny i rzuca siê do przodu.Przebudzeniec kuca i rozk³ada ramiona.- Takie oto jest królestwo niebieskie - stwierdza Vramin, a pot niczym krople absyntu, lœni zimno na jego czole.- Ciekawe, jak to wszystko wyjdzie na taœmach video.OGNISTY MIECZ- Gdzie my w³aœciwie jesteœmy?! - wykrzykuje Horus.Stalowy Genera³ zatrzymuje siê jak wryty i sprê¿a jakby w oczekiwaniu ciosu.Nic siê jednak nie dzieje.- Przybyliœmy do krainy, która nie jest œwiatem, lecz po prostu miejscem - wyjaœnia Ksi¹¿ê, Który Ma Tysi¹c Lat.- Nie ma tu ziemi, co daje oparcie dla nóg, bo ziemi tu nie trzeba.Nie ma tu prawie œwiat³a, ale ci, którzy tutaj mieszkaj¹, s¹ niewidomi, wiêc i ten szczegó³ nie jest istotny.Temperatura dopasowuje siê do potrzeb ka¿dego ¿ywego organizmu, gdy¿ taka jest wola tych, którzy tu przebywaj¹.Po¿ywienie czerpie siê z powietrza, tak jak i wodê która nas teraz otacza i dlatego nie musi siê tutaj w ogóle jeœæ.Co wiêcej, miejsce to ma i ten plus, ¿e nie odczuwa siê tu potrzeby snu.- To wygl¹da raczej na Piek³o - konstatuje Horus.- Nonsens - odzywa siê Genera³.- Ja nie narzekam, a przecie¿ ¿yjê w podobnych warunkach, bo zawsze wlokê z sob¹ ca³y mój œwiat.- To Piek³o.- utrzymuje Horus.- Chwyæcie mnie w ka¿dym razie za rêce, a poprowadzê was przez ciemnoœæ naznaczon¹ py³kami jasnoœci do tych, których szukam.Z³¹czaj¹ d³onie, Ksi¹¿e owija siê p³aszczem i tak ¿egluj¹ na tle oblanego szarzej¹cym blaskiem krajobrazu, którego nie ogranicza ¿aden horyzont.- A gdzie znajduje siê to miejsce, co œwiatem nie jest? - pyta Genera³.- Nie wiem - rzecze Ksi¹¿ê.- Mo¿e istnieje tylko w jakimœ g³êbokim, lecz jasnym zakamarku mojego skalnego i mrocznego umys³u? Ja wiem tylko, jak tam dotrzeæ.Opadaj¹c i unosz¹c siê przez czas, co czasem nie jest, natrafiaj¹ w koñcu na namiot podobny do szarego kokonu, który b³yszczy nad (pod) przed nimi.Wówczas Ksi¹¿e puszcza rêce Horusa i Genera³a i koniuszkami palców, dotyka œcianki namiotu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]