[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Skąd wiesz?! - zaniepokoił się.- Dziadek mówił.Mówił, że znaleźli takie sfałszowane znaczki i że jest wielka afera.W Centrali Filatelistycznej.- I jeszcze mówił, że były rozmaite wielkie kradzieże - dodał Pa­wełek z ożywieniem.- I mówił, że nikt nie wie, kto to robi - uzupełniła Janeczka.- Pan już wie, że to oni? Ten z Łomianek i ten z pazurami? Skąd pan to wie?Kapitan ochłonął z zaskoczenia i odzyskał równowagę.Bystrość tych dzieci wydawała mu się nieco przerażająca, ale zarazem pozwala­ła żywić nadzieję, że ich pomoc okaże się nader użyteczna.Tym bar­dziej należało dojść z nimi do porozumienia.- A proszę bardzo, mogę wam to wyjaśnić - rzekł uprzejmie.- Ten szyfr.No, sami chyba łatwo zrozumiecie.Jeśli ktoś posługuje się katalogiem filatelistycznym i numerami znaczków po to, żeby napisać tajemniczy list, to znaczy, że musi mieć coś wspólnego z filatelistyką.A ja tu mam od pewnego czasu do rozwikłania wielką aferę filatelisty­czną.Dziwne byłoby, gdybym sobie tego nie skojarzył i nie zaczął się tym interesować, prawda? Natomiast wcale nie wiem, czy tymi prze­stępcami, których szukam, są właśnie oni, ci dwaj.- No a jak?! - wykrzyknął z oburzeniem Pawełek.- To bandyci!- Musi pan ich zaaresztować i już! - zadecydowała Janeczka.- Dobra - zgodził się kapitan.- Zaaresztuję.I co im udowodnię? Dzieci nagle zamilkły i zagapiły się na niego.- Jak to.? - bąknął niepewnie Pawełek.- No tak - powtórzył kapitan z lekkim rozgoryczeniem.- Co im udowodnię? Że napisali kartkę do siebie? To nie jest karalne.- I podrapali samochód! - zauważyła Janeczka.- Mogą dostać wyrok za chuligaństwo.Ale o znaczkach nie będzie w nim ani słowa.I co?Janeczka straciła rezon, poczuła się bezradna.Pawełek gapił się na kapitana jak sroka w gnat i widać było, że nic nie myśli.W niczym nie pomoże.- No, ale.- powiedziała niepewnie.- No, ale.Oni się zakra­dli.- Możliwe.Gdzie?- No, tam.No, to musi pan.Musi pan ich złapać na gorącym uczynku!Pawełek ocknął się ze swojej bezmyślności.- Musi pan znaleźć tę drukarnię - radził.- I magazyn.Dziadek mówił, że oni mają.- O, właśnie! - podchwyciła Janeczka.- Dziadek mówił, że wszy­stko mają pochowane.Trzeba ich złapać i niech powiedzą, gdzie!- Doskonały pomysł - pochwalił zgryźliwie kapitan.- Ja ich spytam, a oni powiedzą, że nie powiedzą.Dokładnie tak jak wy.- I co?- My nie jesteśmy przestępcami! - zaprotestowała Janeczka ze śmiertelnym oburzeniem.- Oni na razie też nie - odparł kapitan spokojnie i dobitnie.- Do­póki im nie udowodnię przestępstwa, dopóty nie są przestępcami.Mogą się skradać, pisać kartki, gubić rękawiczki, szaliki, buty i kapelu­sze, ciągle nie stają się przez to przestępcami.Muszę im udowodnić, że fałszują i kradną znaczki i dopiero wtedy mogę ich aresztować.A wy nie chcecie mi w tym pomóc.- Jak to, nie chcemy?! - oburzył się Pawełek.- Chcemy! Mówimy wszystko, z wyjątkiem jednego!- No tak, ale to jedno jest dla mnie akurat najważniejsze.Uczci­wie wam mówię, że nie dam sobie rady bez tego.Westchnął tak ciężko i z tak bezgranicznym przygnębieniem, że Janeczkę aż coś ukłuło w serce.Był w tej chwili prawie tak nieszczęśliwy jak Chaber na schodach.Nie mogła tego znieść.- No, niech pan się tak nie martwi.- powiedziała pocieszająco i trochę żałośnie.- A co, mam się cieszyć? Że mi się cała robota wali? Pawełek pokręcił się jak na rozżarzonych węglach.Też nie mógł tego znieść.- O rany, no ja nie wiem.- wystękał.-Ty, słuchaj.- My byśmy panu powiedzieli - zaczęła Janeczka, okropnie zakło­potana.-Ale.No.tego.Kapitan się nieco ożywił.- Mogę wam przysiąc uroczyście, że nikomu tego nie zdradzę - oświadczył z zapałem.- Przy świadku.Sierżant będzie świadkiem.Pawełek machnął ręką.- To nie o to idzie, że pan zdradzi.- W ogóle nie może pan nie zdradzić - przerwała Janeczka ponu­ro.- Jak pan ma tam wejść, to już się nie obejdzie bez tego, żeby się wszyscy nie dowiedzieli.- Od razu zgadną, że to my.- westchnął Pawełek.- I stracimy wszystko - ciągnęła Janeczka tragicznym tonem.- Zgadną, że dom się wcale nie wali, i przepadnie nam morda upiora i pomieszanie zmysłów tej zmory.Kapitan na nowo poczuł się oszołomiony.Przewidywane straty wy­glądały co najmniej osobliwie.- Czekajcie, rany boskie, zmory, morda upiora.Słuchajcie, czy wy tam macie jakiś grobowiec w tym ogrodzie?- Jaki tam grobowiec! - prychnął niechętnie Pawełek.- Jakbyśmy mieli grobowiec, toby w ogóle było łatwiej!- Ja to panu zaraz wytłumaczę - powiedziała zgnębiona Janeczka.- Bo to od początku było tak.W dużym skrócie kapitan dowiedział się całej historii spadku, re­montu, zamiany mieszkań i trudności, jakich przysparza ostatnia, po­została w domu, obca rodzina.Słuchał z wielkim zainteresowaniem.Janeczka zapaliła się do tematu, opowiadając obrazowo i z wielkim przejęciem.- No i ona za skarby świata nie chce się wyprowadzić - zakończyła.- Robi szykany.I w ogóle nie ma na nią sposobu.- A tatuś od tego siwieje - podjął Pawełek.- Więc my ją chcemy wypłoszyć i dlatego robimy tak, żeby myślała, że dom się wali i że tam straszy.- Ale to jest bardzo wielka tajemnica! - przypomniała ostrzegaw­czo Janeczka.Co do tego kapitan nie miał żadnych wątpliwości.- Jasne, że to tajemnica.Daję wam słowo, że nikomu o tym nigdy nie powiem! Szczególnie o upiorach, zmorach i mordach.- No, a jak pan tam wejdzie, to już się wszystko wykryje i nic wię­cej nie będziemy mogli zrobić - podjęła znów Janeczka.- Walenie się domu całkiem nam przepadnie.Kapitan całkiem nie mógł dojść, co za przedziwne miejsce stwarza im te wszystkie możliwości, które przepadną z chwilą spenetrowania go przez osobę postronną.Ogarnęło go zaciekawienie już nie tylko służbowe, ale także całkowicie prywatne.- Rozumiem z tego, że wy tam wchodzicie po cichu? Jeżeli wy wchodzicie po cichu, to chyba i ja mogę, nie?Pawełek z powątpiewaniem pokręcił głową.- Podrze pan sobie spodnie - przepowiedział ponuro.Kapitana nic nie mogło zniechęcić.- Trudno, jeśli to jest niezbędne, odżałuję.- Chyba, żeby nikt inny nie wszedł, tylko pan - powiedziała Jane­czka, rozważając kwestię w skupieniu.- To znaczy nikt z naszej rodziny.- To jest do załatwienia - podchwycił kapitan.- Ja i jeszcze jeden facet.Zgódźcie się na niego.On jest koniecznie potrzebny.To specjalista od badań śladów.Porządny człowiek i też umie utrzymać tajemni­cę.- I jeszcze musiałby pan obiecać, że nie będzie pan miał pretensji do rodziny o tych przodków - przypomniał sobie Pawełek.- O jakich przodków? - zdumiał się kapitan.- O przodków od tej maszyny do tortur, która tam stoi.Oni wszy­scy już nie żyją.- I w ogóle nikt z nas ich nie znał - dodała pośpiesznie Janeczka.Kapitan osłupiał do reszty.Widział się już na prostej drodze, wio­dącej do upragnionego celu, ale przeszkody, jakie go na tej drodze za­skakiwały, były wręcz niepokojące.Takich obiekcji w całej karierze nie wysuwali jeszcze żadni świadkowie.Poczuł, że za nic już nie wyrze­knie się wykrycia i obejrzenia owego zdumiewającego, niezwykłego, niedostępnego miejsca, nawet gdyby nie postała w nim nigdy noga żadnego przestępcy.- No, co? - spytał Pawełek, patrząc na siostrę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wpserwis.htw.pl