[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.-Wyrwie gondole z kadłuba!LeSeur sprawdzał odczyty silników, rozpaczliwie usiłujączrozumieć, co zamierza Mason.- Odwraca Britannię burtą.umyślnie.żeby Grenfellrąbnął nas z boku.Przerażający, wyrazisty obraz na mgnienie uformował sięw jego myślach: Britannia wystawia bezbronny bok na atakwzmocnionego dziobu Grenfella.Ale zderzenie nie nastąpipod kątem prostym; Britannia nie zdąży się całkiem obrócić.Będzie jeszcze gorzej.Grenfell uderzy w liniowiec pod kątemczterdziestu pięciu stopni, wbije się ukośnie w główny blokapartamentów mieszkalnych i pomieszczeń publicznych.Tobędzie rzeznia, jatka, masakra.Natychmiast zrozumiał, że Mason bardzo starannieprzemyślała swoją kontrakcję.Równie skuteczną jak rozbiciestatku na Carrion Rocks.Wykorzystała nadarzającą się okazję.- Grenfell! - krzyknął LeSeur, przerywając ciszę radiową.- Druga śruba do tyłu! Pędniki dziobowe wstecz! Ona sięodwraca bokiem!- Przyjąłem - odpowiedział zadziwiająco spokojny głoskapitana.Natychmiast woda spieniła się wokół kadłuba Grenfella.Statek jakby się zawahał, dziób obracał się wolniej i szybkośćspadła.Pod stopami oficerów narastało zgrzytliwe, hałaśliwedrżenie, kiedy Mason wyciskała z obrotowych śrub rufowychpełne czterdzieści trzy tysiące kilowatów mocy skierowanejpod kątem prostym do wektora ruchu statku.Szalony manewr.Bez stabilizatorów, popychana przez falę boczną, Britanniaskręcała i przechylała się coraz mocniej: pięć stopni, dziesięćstopni, piętnaście stopni od pionu, znacznie bardziej, niż mogliprzewidzieć projektanci w swoich najgorszych koszmarach.Instrumenty nawigacyjne, kubki z kawą i inne nieumocowaneprzedmioty na pomocniczym mostku zsuwały się i rozbijałyna podłodze, ludzie zaś chwytali się, czego mogli, żeby niepodzielić ich losu.- Ta zwariowana suka wpycha nas pod wodę! - krzyknąłHalsey, który nie mógł się utrzymać na nogach.Wibracja urosła do ryku, kiedy bakburta liniowca kładłasię w morzu.Dolny główny pokład znalazł się podpowierzchnią.Fale piętrzyły się, tłukły o nadbudówkę,wznosiły do najniższych apartamentów i balkonów nabakburcie.LeSeur słyszał stłumiony brzęk tłuczonego szkła,huk wody wdzierającej się na pokłady pasażerskie, głuchyłoskot przewracanych i rozbijanych sprzętów.Wyobrażałsobie chaos i popłoch wśród pasażerów, kiedy razem z całązawartością swoich kabin przewracali się na bakburtę.Mostek dygotał od wytężonej pracy silników, szyby woknach grzechotały, sam szkielet statku jęczał w proteście.Zadziobówką majaczyła sylwetka Grenfella, który szybko sięzbliżał; nadal skręcał ciężko w lewo, ale LeSeur widział, żesię spóznił.Britannia, dzięki wspaniałej sterowności, obróciłasię do niego w jednej czwartej i statek patrolowy musiał jątrafić w śródokręcie - spotkanie dwóch i pół tysiąca ton i stusześćdziesięciu pięciu tysięcy ton z wypadkową prędkościąsiedemdziesięciu kilometrów na godzinę.Grenfell przetnieBritannię pod kątem, jak harpun przebija marlina.LeSeur zaczął się modlić.72.Emily Dahlberg przystanęła w korytarzu prowadzącym dopokładu z szalupami, żeby złapać oddech.Za sobą słyszaławrzaski motłochu - bo to był motłoch najbardziejprymitywnego gatunku - zmieszane z rykiem wiatru i morza.Wiele innych osób wpadło na pomysł, żeby skorzystać zszalup ratunkowych.Pasażerowie przebiegali obok niej wpanice całymi stadami, nie zwracając na nią uwagi.Dahlberg przekonała się już na własne oczy, że każdapróba skorzystania z szalup ratunkowych przy tej szybkości toczyste samobójstwo.Teraz musiała dostarczyć tę ważnąinformację na pomocniczy mostek.Gavin Bruce i Niles Welch- a także druga łódz pełna pasażerów - poświęcili życie, żebyzdobyć tę informację, którą należało przekazać za wszelkącenę.Emily znowu ruszyła przed siebie, nagle jednakkorytarzem przygalopował krzepki mężczyzna, wrzeszczącyna całe gardło: Do szalup ratunkowych!.Próbowała zejśćmu z drogi, ale nie zdążyła: potrącił ją i przewrócił na dywan.Zanim się pozbierała, zniknął jej z oczu.Oparła się o ścianę, chwytając oddech, byle dalej odstrumienia spanikowanych ludzi biegnących do szalup.Zaszokowała ją ta skłonność do najbardziej groteskowychprzejawów egoizmu - widoczna nawet, a może przedewszystkim, wśród warstw uprzywilejowanych.Nie widziała,żeby personel czy załoga biegali w kółko, wrzeszczeli ihisteryzowali.Mimo woli pomyślała, jaki to kontrast zgodnym i powściągliwym aż do końca zachowaniempasażerów Titanica.Zwiat rzeczywiście się zmienił.Kiedy doszła do siebie, znowu ruszyła korytarzem,trzymając się blisko ściany.Pomocniczy mostek znajdował sięw przedniej części statku, dokładnie pod głównym mostkiem -pokład trzynasty lub czternasty, jak sobie przypominała.Obecnie przebywała na półpokładzie siódmym - czyli musiaławejść wyżej.Wędrowała dalej korytarzem, mijając opuszczonekawiarnie i sklepy, kierując się oznaczeniami wskazującymidrogę do Wielkiego Atrium - gdzie łatwiej powinna sięzorientować.Po kilku minutach przeszła przez łukowe wejściei dotarła do półkolistej balustrady wychodzącej na wielkąsześciokątną przestrzeń.Nawet w tej krytycznej chwili niemogła powstrzymać zachwytu: osiem pięter wysokości,oszklone windy jeżdżące z dwóch stron, niezliczone balkonikii parapety obwieszone festonami passiflory.Chwyciła się poręczy i spojrzała w dół.Widok niąwstrząsnął.King s Arms - elegancka restauracja pięć pięterniżej - zmieniła się niemal nie do poznania.Sztućce,niedojedzone potrawy, stratowane kwiaty i rozbite szkłozaścielały podłogę.Wszędzie walały się przewrócone stoły ikrzesła.Zupełnie jakby przez salę przeszło tornado,pomyślała.Wszędzie widziała ludzi - niektórzy przebiegaliprzez Atrium, inni kręcili się w kółko, jeszcze inni częstowalisię winem i mocniejszymi trunkami.Krzyki i wrzaski wzbijałysię w powietrze.Oszklone windy wciąż działały, więc skierowała się donajbliższej.Ale w tej samej chwili donośny grzmot wypełniłrozległą przestrzeń: grozny pomruk z najgłębszych trzewistatku.A potem Atrium zaczęło się przechylać.W pierwszej chwili pomyślała, że coś jej się przywidziało.Ale nie, podniosła wzrok na wielki kandelabr i zobaczyła, żeodchylił się od pionu.Głęboki pomruk narastał, aż kandelabrzaczął wibrować, dzwoniąc i brzęcząc jak szalony.Dahlbergszybko cofnęła się pod osłonę łukowego wejścia, kiedy soplerżniętego kryształu posypały się jak grad na stoły, krzesła iludzi.Mój Boże, co się dzieje?Przechył jeszcze bardziej się zwiększył, więc chwyciła sięmosiężnej poręczy przymocowanej do kolumny po jednejstronie łukowego przejścia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]