[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Ale owszem, Jama takżejest tutaj.wraz z Kryszną i Kubera.-~ Agni nie żyje.Każdy nowy Agni umiera.- Od czasu bitwy pod Keensel - dokończył obcy.- Tak, wiem, Kandi.Niestety, nie należałem do pierwotnego zespołu Lokapalów.Rild nie zdołałmnie zabić.Tygrys, którego imię pozostanie nieznane, dał pokaz dobrej roboty,228229ale i to nie wystarczyło.A teraz zstąpiłem z Mostu Bogów.Lokapale wybralimnie swym zwierzchnikiem, zamierzamy bronić Khaipur i złamać potęgęCzarnego.o ile Niebo zechce nam pomóc.- Sarn.- wykrztusił Brahmą.- Nie.to niemożliwe.- Wobec tego nazywaj mnie Kalkin, Siddhartha, Tathagata, Mahasamat-man, Zaklinacz, Budda, Majtreja, czy jakkolwiek inaczej.W każdym razie maszprzed sobą Sama.Przyszedłem tu, by dobić targu.- Mów!- Ludzie byli kiedyś zdolni współżyć z Niebem - zaczął Sam.- Nirritinigdy się tego nie nauczy.Jama i Kubera zaopatrzyli miasto w broń.Jeślijeszcze Niebo połączy swe siły z naszymi, Czarny będzie musiał ponieść klęskę.Zgodzimy się na ten sojusz, o ile przedtem Niebo uzna akceleracjonizm, ogłosipokój religijny oraz położy koniec władzy Panów Karmy.- To iekka przesada.Sam.- zaczął Brahmą, dbając o zachowanierównowagi i wystarczająco słodkiej miny.- Nie ma w tym żadnej przesady - uciął Siddhartha.- Dwa pierwszewarunki nie wymgagają niczego więcej niż tylko pogodzenia się ze stanemfaktycznym.To, czego żądamy w trzecim punkcie, i tak nastąpi, czy tegozechcesz, czy nie, daję ci więc szansę okazania łaski tym, którzy muszą odejść.- Muszę pomyśleć.- Masz minutę, nie dłużej - rzekł Sam.- Poczekam tutaj.Jeśli jednak twaodpowiedź brzmi.,nie", wydamy miasto na pastwę Czarnego, niech zburzyŚwiątynię.Kiedy już zajmie kilka następnych miast, będziesz musiał się z nimzmierzyć.Ale wtedy nie będziesz mógł już liczyć na naszą pomoc.Poczekamy,aż już będzie po wszystkim.Jeśli ciągle będziesz zajęty, nie będziesz w stanietargować się o lepsze warunki.Jeśli Czarny cię pokona, przyjmiemy jegowyzwanie i będziemy w stanie go pokonać.jego oraz to.co zostanie z jegozombich.Tak czy inaczej, będziemy na tarczy.Radzę więc: skorzystaj z moż-liwości układów, póki ją masz.- Dobrze! - ożywił się nagle Brahmą.- Natychmiast dokonam przeglądusił.Niechże w tej ostatniej bitwie wojska Nieba staną ramię w ramię z twoim,Kalkinie.W Khaipur upadnie potęga Czarnego! Zostaw kogoś w tym pokoju.żebyśmy ciągle byli w kontakcie.- Zakładam tu główną kwaterę - uśmiechnął się Sam.- Wobec lego uwolnij kapłana i sprowadź go tutaj.Mam mu wydać paręboskich rozkazów i powiadomić o bliskim już czasie boskiej wizytacji.- Tak, Brahmo.- Aha.poczekaj! - zatrzymał go w ostatniej chwili Stworzyciel.- Pobitwie.o ile będziemy jeszcze przy życiu.chciałbym z tobą porozmawiać natemat wzajemnej współpracy.- Chcesz zostać buddystą?- Nie.- skrzywił się Brahmą.- Kobietą.- Na wszystko przychodzi odpowiedni moment - sapnął Sam.- Wszystkoma swoje miejsce.Ale to.o oczym myślisz, jeszcze nie może się spełnić.- Gdy nadejdzie odpowiedni moment, gdy znajdziemy się na stosownymmiejscu, nie chciałbym przegapić okazji.230- Dobrze.Na razie przyprowadzę ci kapłana.Nie rozłączaj się.Teraz, po upadlku Lanada, Nirriti odprawiał święte obrzędy w samym środkumiasta, pośród sterczących ruin.Modlił się o zwycięstwo także nad innymimiastami.Sierżanci w powolnym rytmie uderzali w bębny, zombi upadli nakolana, a Nirriti modlił się z twarzą ociekającą od potu.Światło załamywało sięw grubych kroplach, tworząc coś w rodzaju żywej maski, która powoli spływałana czarną zbroję, dającą mu siłę wielu.Nagle wzniósł oczy ku Niebu, spój rżał naMost Bogów i rzekł: - Amen.Odwrócił się.Ruszył w stronę Khaipur.Za nim szła armia.Kiedy Nirriti doszedł do Khaipur, bogowie już czekali.Także oddzia-ly Kilbar trwały już w pogotowiu.Półbogowie, herosi i szlachta oczekiwali wroga, gotowi do walki.Nawet wysocy rangą bramini oraz pewna ilość wyznawców Mahasarnatmana- oni także trwał i gotowi do bój u.Ci ostatni przyszli w imieniu Boskiej Estetyki.Nirriti spojrzał na zaminowane łąki, dzielące go od murów miasta.Wówczasspostrzegł czterech jeźdźców, czekających u bramy z chorągwią Niebałopoczącą na wietrze.Lokapale.Opuścił wizjeir i zwrócił się do Olvegga.- Miałeś rację.Ciekawe, czy Ganesza czeka razem z nimi.- Wkrótce się przekonamy.Nirriti ruszył przed siebie.Było to oweg'O dnia, gdy Pan Światła stanął w polu.Wojska Pana Nirriti nigdynie weszły do Khaipur.Ganesza zginął pod ostrzem miecza Olweggi, gdyusiłował porozumieć się z Brahmą.Stworzyciel zwarł się z Czarnym na szczyciejednego z podmiejskich wzgórz.Później padł Olvegga - kurczowo ściskającbrzuch potoczył się po skalistym zboczu.Zatem Brahma i Czarny stanęli twarzą w twarz, gdy głowa Pana Ganeszypotoczyła się w dół wąwozu.- Mówił m i, że dopiero w Kilbar.- mruknął Nirriti, wskazując na bezgłowezwłoki.- Owszem, miało być Kilbar - potwierdził Brahma.- Ale teraz przynaj-mniej wiem, dlaczego.Zwarli się w potężnym uścisku, a zbroja Czarnego sprawiała, że jegouderzenie miało silę jakby wielu uderzeń.Jama bódt konia ostrogami, kierując się w stronę wzgórza, na którym walczylici dwaj, lecz nagle porwał go wir kurzu i piachu, a kiedy podniósł do oczu połępurpurowego płaszcza, wokół rozległ się wielki śmiech.- A co z twoim śmiercionośnym spojrzeniem, Jama-Dharmo?- Rakasza! ·- parsknął.- Tak, to ja, Taraka23 ··NleW jednej chwili spadły nań galony wody.Koń zarżał i wywrócił się na grzbiet.Zerwał się natychmiast, ściskając w dtoni szablę, goły płonąca trąbapowietrzna przybrała ludzkie kształty.- Gruntownie cię wyczyściłem z preparatu demonobójczego.Boże Śmierci!Teraz poznasz, czym jest śmierć z ręki Rakaszy,.Jama wyciągnął szablę w przód.Ciął szrokim łukiem od ramienia do bioder, lecz nie utoczył ani kropli krwi.Żaden znak nie pozostał na miejscu, gdzie było ostrze.- Nie możesz mnie przeszyć żelazem, o Śmierci! - zawołałTaraka.-To,co udaje ci się w przypadku ludzi, z demonem ci się nie uda.2'a to spójrz, co jamogę z lobą zrobić.Taraka zwalił się na niego, unieruchomił mu ręce z tyłu po c:zym rzucił go naziemią.W górę wzbił się snop iskier.Niedaleko, Brahma klęczał na plecach Czarnego i wbijając kolana w kręgo-słup usiłował odchylić jego głowę do tyłu.Właśnie w tej samej chwili Inbrazeskoczył z wierzchowca.Wznióst miecz zwany Piorun przeciwko Brahmie,,.usłyszał suchy trzask.To pękał kręgosłup Pana Nirriti.- Przecież płaszcz cię obroni? - krzyknął Taraka z góry, po czym znowuzwalił się na ziemie.Nagle spojrzał w oczy Śmierci.Jama poczuł, że demon osłabł już na tyle, by mógł go odepchnąć.Zerwał się na równe nogi.Pospieszył na szczyt wzgórza, gd i\e Brahma ciosza ciosem parował uderzenia Pana Indry, krwawiąc obficie z ra n na lewej ręce,na głowie i na piersi.Poczuł nagle, jak stalowy chwyt unieruchamia mu nogę- Nirriti!Krzyknął.Szarpnął się.Wyciągnął długi sztylet i ruszył na Indrę.Ten odwrócił się.dał krok do tyłu, tak że ostrze miecza Brahmy nie mogło godosięgnąć, spojrzał na Jamę.- Ze sztyletem na Piorun? - zapylał z drwiącym uśmieszkiem.- Nie inaczej! - mruknął Pan w Szkarłacie, po czym uderzył.Osirze zatrzymało się na przedramieniu Indry, który wykr.iywiony bólemwypuścił miecz z ręki.Przyskoczył, wziął rozmach i uderzył Jamę w szczękę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]