[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Wspaniały zwierz! - wykrzyknął Toby.- Wart tamtego.- Strzelaj, Toby - szepnął Indri.- Nie jeszcze, mógłbym go tylko zranić.Niech mi się pokaże z przodu, a przeszyję mu serce.Nagle tygrys olbrzymim skokiem znikł za jakimś krzakiem.- Zwietrzył nas? - zapytał Indri niezadowolony.- Znajdujemy się pod wiatr, więc nie mógł zauważyć naszej obecności - odparł Toby.- Z pewnością zaczaił się na zdobycz.- Tak - potwierdził Dhundia.- Jakieś zwierzę się zbliża.W małej odległości od krzaka, za którym czyhał tygrys, zaszeleściły liście i zatrzeszczały suche gałęzie.Może to antylopa lub bawół torowały sobie drogę do źródła?Ofiarą było nilgo.Ostrzeżony chyba zapachem zwierza, zgrabny jeleń zatrzymał się ze spuszczoną głową, pokazując ostre rogi.Nadsłuchiwał.- Stracony - mruknął Toby.- Patrz, Indri!Tygrys skoczył.Spadł na grzbiet biednego zwierzęcia, które ugięło się pod jego ciężarem, po czym jednym uderzeniem łapy rzucił je na ziemię z rozdartym bokiem.Natychmiast wbił zęby w szyję drgającej jeszcze ofiary, ssąc chciwie krew, a zaspokoiwszy trawiące go pragnienie, zanurzył paszczę w otwartym boku i twardymi jak stal pazurami szarpał okrutnie biedne ciało, rozrywając je na kawałki.Toby, korzystając z chwili, kiedy tygrys, zajęty pożeraniem krwawiących wnętrzności nilgo, nie mógł go widzieć, zmierzył się z karabinu, celując poniżej łopatki, i wypalił.Obłok dymu jeszcze się nie rozwiał, a już tygrys leżał obok ofiary, jak gdyby niezawodna kula myśliwego raziła go gromem.- Zabity! - krzyknął Indri, wyskakując z jamy.- Ostrożnie! - odezwał się do niego Toby.- Może jeszcze żyć!Były ulubieniec gaikwara, mniemając jednakże, że tygrys jest już martwy, zbliżał się do niego z nożem myśliwskim w ręku.Dzieliło go już tylko kilka kroków, kiedy zwierz podniósł się nagle na tylnych łapach, zgrzytając zębami i mrucząc.- Cofnij się, Indri! - krzyknął Toby, wydzierając Dhundii karabin.Indus skoczył w bok.W jednej chwili rzucił nóż i zmierzył się z karabinu.Rozległ się strzał i tygrys, który z powodu otrzymanej przedtem rany nie miał dostatecznego rozmachu, padł ze zdruzgotaną czaszką.- Piękny strzał! - wykrzyknął Toby, nadbiegając.- Mój drogi Indri, jesteś godnym miana łowcy tygrysów!.- Pierwszą partię wygraliśmy, Toby! - odparł były faworyt rozradowanym głosem.- Teraz zabierzemy się do drugiej!Rozdział XIV - Polowanie kornakaGdy Indri i Toby zajęci byli polowaniem na dwa krwiożercze zwierzęta, kornak Bandhara szukał śladów chytrego fakira z zaciętością i wytrwałością, których mógłby mu pozazdrościć najlepszy angielski policjant.Jak wielu innych przewodników słoni, Bandhara należał przedtem do kasty złodziei, co wcale nie jest hańbiące w oczach mieszkańców Hindustanu.Stanowi ona dla Indusów jedną z wielu kast zbliżonych do kasty cieśli, złotników, rybaków i innych, tak że każdy, kto należy do niej, może powiedzieć bez najmniejszego wstydu, a nawet z pewną dumą, iż uprawia zawód złodzieja.Nie ma w tym nic złego: jest to kasta taka sama jak inne, normalnie zorganizowana i uznana przez pozostałe.Nie znaczy to jednak, aby w Indiach złodzieje mogli kraść zupełnie swobodnie.Każdy, kto zostaje przychwycony, ponosi karę, ponieważ zapobieganie złodziejstwu należy do obowiązków radży.Jednakże z powodu dokonanej kradzieży nie uważa się złodzieja za osobę godną pogardy, lecz wyłącznie za człowieka wykonującego dobrze swój zawód.Bandhara, który kiedyś należał do tej kasty mającej tak szerokie rozgałęzienia w Indiach, był może jedynym człowiekiem mogącym walczyć z fakirem.Przebiegły, ostrożny, doskonały obserwator, gibki jak wąż, a ponadto obdarzony odwagą niezwykłą wśród Indusów, mógł odszukać tego niebezpiecznego łotra, znającego się tak dobrze z Dhundią.Opuściwszy dom, nie zwrócił się od razu w stronę świątyni, lecz udał się na bazar, aby dokonać zupełnego przeobrażenia się i znaleźć jakiegoś towarzysza, co nie jest rzeczą trudną w kraju, gdzie żyją tysiące sług, którzy za samo jedzenie najmą się do wszystkiego.Wszedłszy do sklepu utrzymywanego przez starą Induskę, wyszedł z niego po upływie kwadransa w szatach bramina giriwasi.[34]Aby dopełnić złudzenia, Bandhara zaopatrzył się w żółty bawełniany szal, będący odznaką tychże braminów, który należy stale utrzymywać w stanie wilgotnym, aby odświeżać sobie głowę i ramiona.Zadowolony z przebrania nadającego mu majestatyczny wygląd, dawny złodziej szybkim krokiem udał się do jednego z licznych stręczycieli sług, a obejrzawszy sobie kilka osób, zatrzymał wzrok na jakimś chłopcu liczącym zaledwie trzynaście lat, który wydał mu się zarówno przebiegłym, jak i bardzo silnym na swój wiek.- Takiego mi trzeba - mruknął kornak, zmierzywszy go badawczym spojrzeniem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]