[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Wdrapuj się naGarudęi leć z nami.Bardzo cię potrzebujemy!Weszła do klatki i zaraz potem znikła z pola widzenia, bowiem ciemność jąogarnęła niczym ogromna plama atramentu, w której także Jama brodził,usiłując znaleźć wyjście.Szarpnięto drabiną.Po chwili Ratri była już na grzbiecie ptakaGaruda zaskrzeczał po raz trzeci, po czym wzbił się w powietrze, gdyż Jama,oślepiony mrokami Nocy.wyjął zza pasa szablę i uderzał we wszystko, conawinęło mu się pod rękę.W jednej chwili ogarnęły ich ciemności.Niebo majaczyło gdzieś w dole,niczym mała kropka na czarnym tle.Zaledwie wzbili się na wysokość mili, kopuła zaczęła się zamykać.Garuda w ostatnim momencie dopad) śluzy.Znowu krzyknął coś po swojemu.Kubera spiął wierzchowca ostrogami.- Dokąd? - spytała Ratri.- Do Keenset nad rzeką Vedra - odparł.- A oto Sam.Jak widzisz, nadalżyje.- Co się stało?- Jama go ściga.- Nawet w Keenset nie da mu spokoju?- Niewątpliwie, o Pani - Kubera potarł tłusty podbródek i pokiwał głową.- Bez dwóch zdań.Zanim jednak zdąży go znaleźć, będziemy już lepiejprzygotowani.W dniach poprzedzających Wielką Bitwę do Keenset przybyli uciekinierzy.Kubera, Sam i Ratri przynieśli mieszkańcom miasta ostrzeżenie.ChociażKeesnet wiedział już o wojennych przygotowaniach swych sąsiadów, ofensywaNieba ciągle jeszcze pozostawała dla nich tajemnicą.Sam wziął się zatem za musztrę oddziałów przeznaczonych do walkiz bogami, Kubera ćwiczył tych, którzy mieli stawiać opór ludziom.Dla Bogini Nocy wykuto czarną zbroję.Wykuto ją dla Pani Ratri, do którejzwracano się przed zapadnięciem zmroku: ,,Strzeż nas, o Nocy, przed wilkiemi wilczycą, uchroń nas od złodzieja, o Nocy".189Zaś trzeciego dnia przed namiotem Sama, rozbitym na równinie przedmiastem, stanąt słup ognia.- Oto przybywa Pan Piekielnej Studni - rozbrzmiał w jego głowie znajomygłos.- Przybywa, by dotrzymać danego słowa.- Taraka! - krzyknął uradowany.- Jak mnie tu znalazłeś?.l jak zdołałeśmnie rozpoznać?- Patrzę na ogień, którym jesteś w swej prawdziwej istocie, a nie na ciato.które ją przysłania.Przecież wiesz.- Myślałem, że nie żyjesz.- Niewiele brakowało - zasyczał płomień, - Tych dwoje rzeczywiściewysysa wzrokiem życie.Nawet życie takich, jak ja.- A nie mówiłem?.- mruknął Sam.- Przyprowadziłeś że sobą LegionyStudni?- O, tak - zahuczał głos.- Przyprowadziłem.- To dobrze.- napięcie w głosie Sama wyraźnie zelżało.- Bogowiepewnie wkrótce się tu pojawią.- Wiem - rzekł Pan Płomienia.- Wielekroć odwiedzałem Niebiosa naczubku góry lodowej, a moi szpiedzy pozostają tam leszcze do dzisiaj.Właśniew tej chwili bogowie szykują się do drogi.Zapraszają też ludzi, by wzięli udziałw te| walce.po ich stronie, rzecz jasna.ale nie czują by pomoc człowiekabyła im naprawdę potrzebna.Myślą jedynie, że ze względów propagandowychbyłoby dobrze, gdyby to ludzie zniszczyli ludzkie osiedle.- Tak, to zrozumiałe - pokiwał głową Sam, patrząc, jak słup ognia nieprzestaje wirować, nieustannie zmieniając kolory i kształty.- Coś jeszcze?- Pan w Purpurze też tu będzie.- Nie inaczej - roześmiał się Sam.- Przybędzie tu tylko na własną zgubę - buchnęły snopy iskier.- Tymrazem muszę go pokonać.- Uprzedzam, że Jama nie rozstaje się z pułapką na demony.- Już ja znajdę sposób, by się z nią rozstał.a jeśli i to mi się nie uda, zabijęgo z odległości.Wiem, że można się go spodziewać przed zapadnięciem nocy.Ten wątek rozmowy z Rakaszą wyraźnie zainteresował Sama.bowiemspoważniał nagle na twarzy, a po zmarszczkach na czole można było zgadnąć,że o czymś intensywnie myśli.- W jaki sposób się tu dostanie? - spytał.- W latającej maszynie - odparł demon.- Może nie tak wielkiej, jakognisty rydwan.ten, który chcieliśmy ukraść.lecz bardzo szybkiej.Niemógłbym zaatakować jej w locie,- Przyleci tutaj sam?- Tak.jeśli nie liczyć maszyn.- Maszyn? - początkowo nie rozumiał, co demon chciał powiedzieć.- Owszem - powtórzył Rakasza.- Maszyn, które wziął ze sobą.Cały tenjego latający pojazd jest pełen dziwnego ekwipunku.- To źle.- westchnął Sarn.- To bardzo źle.Słup ognia zapałał pomarańczowym blaskiem.- Inni bogowie też nie przychodzą z pustymi rękami.190- A przed chwila mówiłeś, że Jama przybywa sam.- Bo to prawda.- Wobec tego o co chodzi? - zmieszał się Sam.- Ci inni nie przychodzą z Nieba.- Skąd zatem?- Zanim uciekłeś z Niebiańskiego Grodu - zaczął demon - wielepodróżowałem po świecie, szukając tych spośród ubóstwionych, którzy niena-widzą Bogów Miasta.W ten sposób mogłem poczynić starania, by ocalić cięz paszczy tygrysów z Kaniburrha.- Wiem.- Bogowie - ciągnął dalej Rakasza - bardzo urośli w siłę.Są terazsilniejsi niż kiedykolwiek przedtem.Sam, zniecierpliwiony, postanowi! mu przerwać.- Kirn są ci inni?- Pan Czarny Nirriti, ten, który nienawidzi wszystkiego, a Bogów Miastanajbardziej - odparł demon, - Posiał tysiąc umarłych, by walczyli po naszejstronie na brzegach Vedra.Powiedział też, że my, Rakasze, będziemy sobiemogli wybrać te z bezmózgich ciał, które pozostaną po bitwie całe.Sam skrzywił się lekko.- Nie powiem, żeby pomoc Czarnego była mi w smak, lecz skoro jązaproponował, nie odmówię.Kiedy należy go oczekiwać?- Dziś w nocy - zasyczał płomień.- Lecz Dalissa przybędzie wcześniej.Już teraz czuję, jak nadchodzi.- Dalissa? - jęknął Sam.- Ta Dalissa?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]