[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jej pierwszą myślą było: “Cóż to za błogość być obudzoną!”A potem ujrzała jego twarz.Tę twarz! O, bogowie! Rozpoznała ją natychmiast - było to oblicze człowieka, który ją uwiódł i porzucił!Jej oczy rozszerzyły się; biała ręka zatrzepotała przy piersi niczym jedna z zagubionych gołębic Hery.On! To on! Szukająca po omacku za plecami dłoń natknęła się na rękojeść leżącego na małym stoliku nocnym sztyletu.Podniosła go.Azzie wyliczył tę część sztuki nad wyraz precyzyjnie.Wiedział, jak sztylet powinien wśliznąć się do ręki dziewczyny, powodowanej jakby jej własną wolą.Publiczność, niewidoczna, lecz obecna, pochyliłaby się wówczas do przodu.Członkowie Jury Zawodów ujrzeliby ramię Scarlet cofające się dla nabrania zamachu, a potem wbijające sztylet w plecy Czarusia - wprost w serce! Później, gdy młodzieniec wyzionąłby ducha na podłodze komnaty, Azzie wystąpiłby naprzód.“Niestety, mała księżniczko - powiedziałby (przemowa z dawna przygotowana i przećwiczona) - zabiłaś jedynego człowieka, którego mogłaś była pokochać; jedynego, w którym było twoje ocalenie”.Byłoby także miłym zakończeniem, pomyślał Azzie, gdyby Scarlet skierowała potem broń przeciwko własnej osobie, gwarantując sobie w ten sposób wieczność cierpienia w najgłębszej z piekielnych Otchłani.Azzie zastanawiał się nawet nad chwilowym przywróceniem Czarusiowi życia na dostatecznie długi czas, by mógł ujrzeć śmierć Scarlet: wszystko to z zamiarem skuszenia go do wypowiedzenia bluźnierstwa tak wielkiego, by i jemu zapewniło ono wieczne potępienie.Dobry koniec dla kogoś, kto lubi zawiązać wszystkie wątki.Azzie był tak pewny swego, że pojawił się teraz przed Scarlet, mówiąc z ciężką ironią:- Niebiosa znajdują środki, by zabić twoją radość z miłością, ale świat, ani jego prawo, nie jest twoim przyjacielem.Jeszcze długo potem ludzie sprzeczali się co do tego, dlaczego plan spalił na panewce; wedle Azziego bowiem, prosta wzajemność uczuć powinna wystarczyć, by powieść palce Scarlet w stronę sztyletu, a sztylet ku nie osłoniętym plecom młodego Księcia.Jednak życie, z jego zdrowym przyzwyczajeniem do przypadkowości, nie godzi się na to.Azzie nie wziął pod uwagę efektu działania oczu Scarlet.Chociaż nie posiadały one zdolności widzenia prawdy, jak to miało miejsce w przypadku Czarusia, to potrafiły wszakże dostrzec - kiedy rozważyła pełen napięcia żywy obraz obejmujący ją samą, Księcia Czarusia oraz zatruty sztylet - trywialność i sztuczność, banał oraz podstęp.Oczy artysty uświadomiły jej nienaturalność powstałej sytuacji: to nie był dobry motyw dla kogoś, kto całe życie malował z natury! Najpierw więc Scarlet zbuntowała się przeciwko drastyczności rozwiązania z pobudek artystycznych, a dopiero później jej delikatność i wrażliwość poszły za estetycznym osądem.- O czym ty mówisz? - zapytała.- Nie powinnaś była go zabijać - powiedział Azzie.- Skazałaś się na nieskończoność piekielnych tortur, młoda damo.Scarlet wybuchnęła śmiechem.- Śmiejesz się ze mnie? Ja ci pokażę.W tym momencie zawtórował jej inny chichot.Należał do Czarusia, stojącego obok królewny i obejmującego jej kibić ramieniem.Czaruś?! Żywy?! A więc sztylet nie został wykorzystany zgodnie z jego okrutnym przeznaczeniem! Azzie cofnął się w konfuzji.Żyli oboje, i w jakiś sposób miłość zatriumfowała nad odwiecznością klątwy Azziego.Widząc tych dwoje pięknych młodych ludzi razem, anioły i demony poczuły wzruszenie; nikt spośród widzów nie miał suchych oczu.- To nie jest tak, jak ja zamierzyłem! - krzyknął Azzie.- To w ogóle nie jest tak!Ale było to, co było i czego dokonał; szczęśliwie zakończona, zabawna baśń o miłości i o odkupieniu, która poruszała wyobraźnię każdego, zapewniając jednocześnie, że to Dobro, a nie Zło, zapanuje w ludzkiej duszy na następne tysiąc lat.NIESZPORYROZDZIAŁ lSzczupłe palce Ylith stukały w drzwi prowadzące do alchemicznego laboratorium Azziego.- Azzie? Wiem, że tam jesteś!Żadnej odpowiedzi.Stojący obok niej Babriel powiedział:- Spróbujmy jeszcze raz.Ylith zapukała ponownie.- Azzie! Daj spokój! Wpuść mnie.Jestem tutaj z Babrielem.Wiemy, że przeżyłeś wielkie rozczarowanie, ale jesteśmy twoimi przyjaciółmi i chcemy być przy tobie.Z wnętrza rozległ się zgrzytliwy, przykry dźwięk i stalowy pręt służący za zasuwę został wyciągnięty.Drzwi laboratorium zbite z drewnianych bali uchyliły się na kilka cali, a w powstałej szparze pojawiła się twarz Frike’a.- Czy twój pan jest tutaj? - zapytała Ylith.- O, tak, panienko.Jest w środku.Ale nie zbliżałbym się do niego; ma raczej okropny nastrój.Nie jest wykluczone, że mógłby w tym stanie zrobić komuś krzywdę.- Nonsens! - powiedział Babriel.- Pozwól mi z nim porozmawiać!I przepchnął się przez drzwi.Azzie, w purpurowej szacie i w pomarańczowej, szkockiej, wełnianej czapce z pomponem naciągniętej na jedno oko rozwalał się na niewielkim tronie, który ustawił w jednym z rogów pracowni.Wyglądał iście szatańsko.Miał przekrwione oczy, a cynowe kufle oraz butelki ichoru walały się dookoła na podłodze [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wpserwis.htw.pl