[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Cal i ja idziemy teraz wyciągnąć twojego grata z błota.Tatuś powie ci przy śniadaniu jak jechać dalej.- Dzięki.- Dobrego ranka.- Nawzajem.Wyszli zamykając za sobą drzwi.Tanner wstał i podszedł do lustra.- Tylko ten jeden raz - mruknął przeglądając się.Obmył twarz, przystrzygł brodę i podciął sobie włosy.W końcu, zgrzytając zębami, wszedł do wanny, namydlił całe ciało i zaczął się szorować.Pod mydlinami woda robiła się coraz bardziej szara i pienista.Wstał z pluskiem, wytarł się do sucha ręcznikiem i wdział ubranie.Było nakrochmalone, szeleściło cichutko przy wkładaniu i zalatywało lekko środkiem odkażającym.Tanner uśmiechnął się do swego ciemnookiego odbicia w lustrze i zapalił papierosa.Potem przyczesał włosy i znowu spojrzał w lustro nie poznając siebie samego.Przyglądał się nieznajomemu krytycznym wzrokiem.- Cholera! Jestem piękny! - zachichotał, po czym podszedł do drzwi, otworzył je i wkroczył do kuchni.Sam siedział przy stole i popijał z filiżanki kawę, a jego żona niska, tęga, ubrana w szarą, długą spódnice, była odwrócona plecami i pochylała się nad piecem.Obejrzała się i wtedy zobaczył, że ma dobroduszną twarz o pucołowatych, czerwonych policzkach z dołeczkami i niewielką białą blizną pośrodku czoła.Brązowe włosy, poprzetykane siwymi pasmami, upięte były z tyłu głowy w węzeł.- Dzień dobry - powiedziała z uśmiechem i skinęła głową.- Dzień dobry - przywitał ją Tanner.- Przepraszam, ale zostawiłem trochę bałaganu w moim pokoju.- Nic nie szkodzi - odezwał się Sam.- Usiądź sobie.Za chwile podamy ci śniadanie.Chłopcy mówili ci o twoim przyjacielu? Tanner skinął głową.- Żona ma na imię Suzan - powiedział Sam, gdy kobieta stawiała przed Tannerem filiżankę gorącej kawy.- Miło mi - powiedział Tanner.- Halo.- No wiec, mam tutaj twoją mapę.Zobaczyłem, że wystaje ci z kurtki.Tam obok drzwi wisi też twój rewolwer.Zastanawiałem się trochę i doszedłem do wniosku, że najlepiej będzie jak najpierw pojedziesz do Albany, a stamtąd dalej - starą Trasą Numer 9, która jest w zupełnie niezłym stanie.- Rozpostarł mapę i wodził po niej palcem.- Chciałem de jednak ostrzec, że nie będzie to taka znowu wycieczka, ale to chyba najpewniejsza i najszybsza droga.- Śniadanie - powiedziała żona Sama, odsuwając na bok mapę i stawiając przed Tannerem talerz pełen jajecznicy na bekonie i parówek, a obok drugi z czterema kromkami chleba.Na stole zjawiła się wkrótce marmolada, dżem, galaretka i masło.Tanner zabrał się do jedzenia i popijając kawą wypełniał pustkę panującą w jego żołądku, a Sam tymczasem mówił.Opowiadał o gangach, które grasują miedzy Bostonem a Albany na motocyklach i rabują wszystko co się da.Z tej przyczyny większość transportów szła pod konwojem uzbrojonej straży.- Ale w tym swoim gracie nie musisz się nimi przejmować, co? - zapytał Sam.- Miejmy nadzieje - odparł Tanner i jadł łapczywie dalej.Zastanawiał się, czy te gangi to coś w rodzaju jego starej bandy.Dla ich i swojego dobra wolał, aby tak nie było., Podnosząc do ust filiżankę, usłyszał dochodzące z zewnątrz głosy.Drzwi otworzyły się z trzaskiem i do kuchni wpadł chłopiec.Tanner ocenił go na jakieś dziesięć do dwunastu lat.Za nim wszedł starszy mężczyzna, z tradycyjną, czarną torbą.- Jesteśmy! Jesteśmy! - wołał chłopiec.Sam wstał i podał przybyłemu rękę.Tanner pomyślał sobie, że wypadałoby zrobić to samo.Otarł usta i ściskając dłoń mężczyzny powiedział:- Mój kolega dostał jakiegoś ataku szału.Rzucił się na mnie i musiałem z nim walczyć.Odepchnąłem go i walnął głową o tablice rozdzielczą.Doktor skinął głową.Był to ciemnowłosy mężczyzna dobijający już pięćdziesiątki.Z pooranej zmarszczkami twarzy wyzierały znużone oczy.- Zaprowadzę cię do niego - zwrócił się do doktora Sam i powiódł go do drzwi w głębi kuchni.Tanner poprawa się na krześle i wziął do ręki ostatnią kromkę chleba.Skinieniem głowy podziękował Suzan, która dolała mu kawy.- Mam na imię Jerry - powiedział chłopiec, sadowiąc się na krześle opuszczonym przez chwile przez ojca
[ Pobierz całość w formacie PDF ]