[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wszystkie te zakłady płaciłyczynsz Jordanowi i co kwartał w dniu płatności Kwestor Kolegium wraz ze swoimiurzędnikami liczyli otrzymane kwoty i ogłaszali Zgromadzeniu, jaką sumę zebrano, po czymzamawiano parę łabędzi na wielką ucztę.Część pieniędzy odkładano na nowe inwestycje - niedawno Zgromadzeniezaaprobowało nabycie budynku biurowego w Manchesterze - resztę przeznaczano na skromnestypendia dla Uczonych i pensje dla służących (także dla Parslowów oraz przedstawicielimniej więcej tuzina innych rodzin rzemieślników i kupców, którzy służyli Kolegium), nautrzymanie bogato zaopatrzonej piwniczki z winem, zakup książek i anbarografów dlaogromnej Biblioteki, która mieściła się w jednym skrzydle Czworoboku Melrose’a i niczymprzepastna nora rozciągała się na wiele pięter w głąb ziemi, oraz - co stanowiło całkiem sporywydatek - zakup najnowszych urządzeń badawczych dla Kaplicy.Aparatura Kaplicy musiałareprezentować najwyższy poziom, ponieważ Kolegium Jordana jako centrum teologiieksperymentalnej nie miało sobie równych ani w Europie, ani w Nowej Francji.Lyra dobrzeo tym wiedziała i była dumna ze sławy swego Kolegium, czym lubiła się chełpić przedróżnymi urwisami i obdartusami, z którymi bawiła się przy Kanale albo na Gliniankach.Zlekceważeniem patrzyła na przybywających tu Uczonych i słynnych profesorów z innychkolegiów, uważała bowiem, że skoro nie należą do Jordana, ich wiedza jest zapewne mniejszaniż najskromniejszych i najmłodszych spośród Uczonych Jordana.Na temat teologii eksperymentalnej Lyra nie wiedziała więcej niż jej niewykształceniprzyjaciele.Podejrzewała, że jest to dziedzina związana z magią, ruchami gwiazd i planet atakże z maleńkimi cząsteczkami materii; były to jednak tylko przypuszczenia.Sądziła, żegwiazdy - dokładnie tak jak ludzie - posiadają dajmony i że teologia eksperymentalna zajmujesię także nimi.Wyobrażała sobie, jak Kapelan mądrze przemawia do dajmonów gwiazd,potem słucha ich spostrzeżeń i kiwa rozumnie głową lub potrząsa nią zmartwiony.Niepotrafiła jedynie wymyślić sposobu, w jaki mogliby się porozumiewać.Właściwie nieszczególnie interesowała ją ta kwestia.Pod pewnymi względami Lyrabyła prawdziwą dzikuską.Największą przyjemność sprawiało jej chodzenie po dachachKolegium wraz z Rogerem, chłopcem kuchennym, który był jej najlepszym przyjacielem.Stamtąd pluli pestkami śliwek na głowy przechodzących Uczonych albo pohukiwali jaksowy, zaglądając przez okna do sal, w których odbywały się seminaria; ścigali się też powąskich uliczkach, kradli jabłka z rynku albo toczyli dziecięce wojny.Tak jak Lyra byłanieświadoma wielu tajnych kwestii dotyczących Kolegium, tak Uczeni nie zdawali sobiesprawy z istnienia głębokiego, wrzącego tygla sojuszy, nienawiści, wojen i układów, któreskładały się na życie oksfordzkich dzieci.Gromadka bawiących się malców, myśleli, jakiprzyjemny widok! Cóż może być bardziej niewinnego i czarującego?W rzeczywistości Lyra i jej rówieśnicy prowadzili zacięte wojny.Przede wszystkimdzieci z Jordana (młodzi służący, dzieci służących, Lyra) toczyły wojnę z dziećmi z innegokolegium, jednak o wzajemnej wrogości natychmiast zapominano, ilekroć jakiś młodymieszkaniec któregokolwiek kolegium został zaatakowany przez dzieci z miasta: wówczaskolegia jednoczyły się i wypowiadały wojnę mieszczuchom.Ten konflikt trwał od lat,traktowano go z wielką powagą, a w przypadku zwycięstwa dzieci odczuwały głębokąsatysfakcję.Jednak nawet i ta nienawiść szła w zapomnienie jeśli zagrażali inni wrogowie.Jeden znich był niemal odwieczny: mieszkającymi przy Gliniankach dziećmi ceglarzy pogardzalizarówno mieszkańcy kolegiów, jak i mali mieszczanie.W ubiegłym roku Lyra zawarłatymczasowy rozejm z kilkorgiem dzieci z miasta, aby wspólnie napaść na Glinianki.Obrzucili małych ceglarzy grudami gliny i przewrócili zbudowany przez nich zamek z piasku.Rozgorzała bitwa, dzieci przewracały się nawzajem i tarzały w lepkiej mazi, aż zwycięzcy ipokonani przestali się od siebie różnić - wszyscy przypominali stado wrzeszczących ipiszczących golemów.Kolejny wróg, choć niezmienny, był sezonowy.Cygańskie rodziny, które mieszkałyna pływających po kanałach łodziach, pojawiały się podczas wiosennych i jesiennychjarmarków.Dzieci cygańskie zawsze były skore do walki.Zwłaszcza jedna rodzina wciążwracała i cumowała w tym samym miejscu, w części miasta zwanej Jerycho
[ Pobierz całość w formacie PDF ]