[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I stanęli w zdumieniu, albowiem ujrzeli jego ,bo go poznali po rozmiarach i czarnej srierci, może na jakich ośmwysokości ludzkich, z żelazem, łańcuchem i kłotem między kona-rami potężnego smreka, gdzie z bólu, rozpaczy i wściekłości szalonywylazł, naokół zaś powyrywane z korzeniami drzewka, pokruszo-ne, podruzgotane, potrzaskane pazurami i zębami gałęzie, pomiaż-dżone krzaki kosodrzewu, powydzierane z ziemi głazy, ciężkie jakmłyńskie kamienie.Stali i patrzyli zdumieni, nie śmiejąc się zbliżyć.228Na skalnym Podhalu- On.- On.Wtem jeden pochylił się, podjął kamień, napiął procę i puściłcięciwę.Wnet uczynił to drugi, a inni naciągnęli trzymane w go-towości łuki.Grad strzał i kamieni począł bić w konary, w pieńi w niedzwiedzia.Wówczas runął on na dół, aby rzucić się na ludzi,runął krwawy, pokaleczony, z tkwiącymi w ciele kilku pociskami.I poskoczył ku czeredzie napastników.Cofnęły się naprzód psy,zaskomlawszy, i pierzchły, a wraz cofnęli się gwałtownie ludzie.Pozostał tylko jeden wysoki i szeroki w barach góral, ze szpikulcemżelaznym, nasadzonym na grubym drzewcu bukowym.Ten stał,wsparłszy trzon o głaz i nastawiwszy ostrze.Wlokąc żelaza w podrzutach przypadł ku niemu on , a gdy jużbył na kilka kroków, wspiął się, aby łapą przednią w głowę uderzyć,i nabił się na nastawione ostrze piersiami.I wtenczas z bliska pojrzałw oczy człowieka.Wtem topór ciśnięty przez jednego z juhasów za-warczał w powietrzu i wciął mu się w czaszkę za uszami.Zaraz dru-gi ugodził go w kark, trzeci w jedną z łap przednich.Także rzucanez ręki kamienie poczęły grzmocić mu w ciało.I zwalił się na bokz ostrzem w piersiach, łamiąc drzewce ciężarem upadku.Człowiekuskoczył, natomiast nadbiegły psy i za nimi ludzie.Dwa rozżartekundysy wyzionęły życie z głuchym, przerazliwym jękiem pod jego łapą.Strzały jednak, siekiery, maczugi, kamienie, ciskanez coraz bliższa, wytoczyły zeń tyle krwi, że stało mu się ciemnow ślepiach i bezwład opanował mu członki.Widział tylko jak przezmgłę posuwającego się ku niemu owego wysokiego, szerokiegow barach górala, co mu spisę pod pierś podstawił, i uczuł wstrzą-sający całym jego jestestwem straszliwy cios maczugi w czoło, podktórym głowa spłaszczyła mu się na ziemi.I jeszcze przenikliwy, nie do zniesienia, przerazliwy ból rozwarłmu ciemne prawie ślepia; to przewalonemu już na wznak drągami je-den z juhasów pruł długim nożem brzuch i wypuszczał wnętrzności.229Kazimierz Przerwa-TetmajerI wtenczas znowu ujrzał ludzi z bliska nad sobą.Ciemne Smreczynyzostały opanowane, a jego potworną skórę, rozpiętą na wbitych wziemię kulikach, suszyło słońce.230Na skalnym PodhaluROSICKABył w Ludzimierzu nad Czarnym Dunajcem klasztor, a w nimmnichy, co się nazywali cystersi.Osadził ich tam wojewoda IwoCedro, a kiedy klasztor fundował, to mu zza kołnierza diabeł wy-glądał, co na obrazie za wielkim ołtarzem w kościele więcej niżpółsiedmsta lat przetrwało.I był w tym klasztorze zakonniczek jeden, młody, nazywał sięAugustyn, strasznie gorliwy i na pogaństwo okrutecznie zawzięty.A tu chłopy w najbliższej nawet okolicy, jak się im powiedziało: Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus - to odpowiadały: Je dyGo ta kfal, jak mas cas.I powiada raz ten ojciec Augustyn do opata: Ojcze wielebny,ja pójdę ludzi nawracać.- A gdzie? - pyta się go opat i po brzuchu się gładzi, bo właśniełososia jadł.- W góry.I pokazał ręką od maruszyńskich wzgórzy ku Tatrom.- Eć!- krzyknął opat.- Poszli tam ojcowie Paweł i Jakub i nie wróciliwięcej, nie wiemy nawet, Panie świeć nad ich duszą, gdzie ich ciałanie pogrzebane leżą? Wilki ich zjadły albo łotrowie zabili.A możei śmierć męczeńską ponieśli i stąd by chwała na zakon spadła.Jużnam i tak dominikanie przyganiają, że mało świętych produkujemy.I kogóż byś ty tam nawracać chciał? Tych zbójów góralskich, pośródktórych ledwie wytrwać możemy?! Powiedzieć nie ma co: zwierzy-na jest, sarny, zające, jelenie, grzyb, ryba, jagoda jest, kuna na futro,jaja czajcze na post, jest, jest - ale niech tu diabeł nawracał Ostać siętrudno.Złodziej na złodzieju złodziejem pogania.Dobrze tyle, żesię na klasztor nie śmieją porwać
[ Pobierz całość w formacie PDF ]