[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Osoby biorące udział w seansach zwykle tych warunków nie posiadają.- Ale nie bedzie pan chyba sądził, że to wszystko blaga, że tam się nic nie dzieje?- Nie.Zachodzą tam pewne zjawiska nerwowe i psychiczne niedostatecznie dotychczas zbadane.Osoby wszakże, które chodzą po seansach, nie mają żadnych kwalifikacji do ich badania.Nie posiadają ani wiedzy.ani metody.W tych warunkach jedynym wynikiem jest zniszczenie nerwów i demoralizacja, jeżeli mniemane duchy są zbyt płoche i zuchwale.Kilku mężczyzn zaczęło się śmiać głośno.- Z panem trudno rozmawiać - rzekła nadąsana panna Czarnkowska.- Proszę pani, ja się przypadkiem na tym przedmiocie znam trochę i poważnie on mnie interesuje.Niech więc pani nie żąda ode mnie, ażebym o nim mówił tak, jak mówią szarlatani lub wariaci i naiwni, którzy im wierzą.- Chciałabym, żeby mi pan kiedyś powiedział, co pan naprawdę o nim myśli.- Owszem, mógłbym to zrobić w pewnych granicach.Ale to by wymagało sporo czasu, bo musiałaby się pani przedtem niektórych rzeczy nauczyć.- A jeżeli pana naprawdę poproszę o lekcje?- To dam, pani lekcje - rzekł, śmiejąc się dobrodusznie.Zauważył, że tym razem była pokorniejsza i bardzo go to ucieszyło.Rozmowa o spirytyzmie skończyła się.Po tym dialogu dotychczasowi entuzjaści bali się usta otworzyć.Towarzystwo rozbiło się na grupki.Panna Wanda przysiadła się do Twardowskiego.- Wie pan - rzekła - że jeszcze nie widziałam tak nieznośnego, jak pan, człowieka.- Bardzo się cieszę.Spojrzała na niego pytająco.- Bo mnie pani choć tym sposobem wyróżnia.Zarumieniła się.Pokrywając swoje zmieszanie, zawołała:- Ho, ho, ho! Taki poważny człowiek i mówi takie płoche rzeczy!- A kto pani powiedział, że jestem takim poważnym człowiekiem?- Pan jest taki poważny, że aż mróz od pana wieje.Twardowski miał minę naprawdę przerażoną.- To straszne oskarżenie - rzekł - i doprawdy chyba niesłuszne.- Już dobrze, że się pan broni.- Przed dwoma tygodniami u siebie na wsi wziąłem rano dubeltówkę i wyszedłemz psem w pole strzelać zające.Żeby pani wiedziała, jaki ja wtedy byłem niepoważny! Jak mnie nic nie obchodziło, tylko to pole, ten las, to mroźne powietrze, którym się upajałem i ten pies, z którym rozumieliśmy się znakomicie! Mówiłem sobie, że to więcej warte, niż wszystkie poważne rzeczy.Patrzyła na niego zdziwiona i rozpromieniona.- A wieczorem tego samego dnia piliśmy z proboszczem i doktorem – bardzo miłymi ludźmi - rozmawialiśmy o winie i o tym podobnych poważnych rzeczach, było nam ogromnie wesoło.- To pan umie takie rzeczy robić?.- Okazuje się, że umiem.- E, to pan nie taki straszny! Pan jest straszny tylko wtedy, kiedy mi pan wyraźnie mówi, że jestem głupia, jak but.Twardowski się roześmiał.- Przesadza pani.Ale niech pani szczerze powie, czy pani naprawdę się uważa za bardzo mądrą?Zaczerwieniła się.- Bo wtedy ja bym się pani bał.- Jeżeli mam pana przerażać, to już wole być głupia.Twardowski nie ukrywał przyjemności, jaką mu te słowa sprawiły.Dziewczyna wszakże nie dała za wygraną.- Ale dlaczego mi pan to na każdym kroku mówi? Czyż ja jestem głupsza od innych?.Twardowski się zastanowił.- Przede wszystkim tego nie mówię.- A co?- Chce tylko pokazać, że mówi pani z wielką pewnością siebie o rzeczach, których pani nie rozumie i nie może zrozumieć.- A inne nie roba tego samego?Na razie Twardowski nie mógł znaleźć odpowiedzi.Po chwili zaczął mówić powoli:- U innych to tak nie razi.Ich to tak nie psuje, mówię w znaczeniu estetycznym.Zresztą, zawziąłem się trochę na panią za to, że pani lekceważąco traktuje mężczyzn.- Kiedy oni to lubią.- A ja tego nie lubię.Wyciągnęła do niego rękę.- Dziękuję panu, że pan choć chwile poważnie że mną pogadał.Chciałabym kiedyś dłużej porozmawiać z panem, gdy nie będzie w salonie tylu osób.Teraz nas ze wszystkich stron obserwują.Wprawdzie mi to pochlebia, że mnie widzą w tak poważnym towarzystwie, ale mnie to krępuje i odbiera tupet.Przyjdzie pan kiedyś do nas poza tymi urzędowymi czwartkami, prawda?.- Przyjdę.Następnego dnia otrzymał zaproszenie na obiad do państwa Czarnkowskich na wtorek przyszłego tygodnia.Nie wątpił, że zawdzięczał je pannie Wandzie.Tegoż dnia zadzwonił do niego Culmer, pytając, czy ma wolny wieczór środowy.Chciałby zgromadzić kilku interesujących ludzi, żeby Twardowskiego z nimi zapoznać.- Wtorek, środa, - liczył Twardowski - dziś jest piątek.Cztery dni czasu – jadę do Turowa.Kazał zatelefonować do domu po samochód i na wieczorny obiad był już w Turowie.Grzegorz powitał go uradowany.Widać było, iż oczekuje, że pan mu coś powie.Zauważył, że pan jest jakiś ożywiony, ale nic nie mówi.Twardowski po obiedzie poszedł prosto na górę, zamknął się u siebie i czytał.Lektura Twardowskiego tym razem nie była poważną.Czytał jakąś nową powieść polską.Nie imponowała mu swą wartością, ale czytał z wielkim zainteresowaniem- odkrywał świat nieznany.Bohaterkę powieści porównywał z Wandą Czarnkowską która na tym porównaniu ogromnie wygrywała.Doszedł do przekonania, że wszystko, co go w niej raziło, pochodzi ze środowiska, a nie z niej samej.Dziwił się nawet, że to środowisko więcej jej nie zepsuło.I uznał to za jej zasługę.Od czasu do czasu odkładał książkę i chodził po pokoju lub rozmawiał z Piorunem, którego mu Grzegorz przyprowadził.Zaczyta ł się do późnej nocy i poszedł spać z myślami nie o przeczytanej powieści ale o pannie Czarnkowskiej.Wcześnie rano był już w polu z dubeltówką, poprzedzany przez uradowanego Wygę.Czuł się lekki na ciele i umyśle -zdawało mu się, że wyrastają mu skrzydła.Włóczył się, niewiele strzelając, prawie do południa.Po południu postanowił odwiedzić proboszcza.Tym razem poszedł do niego piechotą, opanowany jakąś niepowstrzymana potrzebą ruchu.Ksiądz przywitał go z miłym zdziwieniem:- Nie wiedziałem, że jest pan w Turowie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]