[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zmierć twierdził, że wymaga wyrobionego pod-niebienia.Mort postanowił wtedy, że raczej go sobie podaruje.Zaczął przesuwać się pod ścianą w stronę zawieszonego sznurami paciorków wyj-ścia.Wszystkie oczy podążały za nim.Spróbował się uśmiechnąć. Dlaczego demon pokazuje zęby, mężu mego życia? zdziwiła się kobieta. Może to głód, księżycu mego pożądania odparł mężczyzna. Nałóż więcejryby. Ja to jadłem, wyrodne dziecię burknął przodek. Biada światu, który nie oka-zuje szacunku wiekowi podeszłemu!Faktem jest, że wypowiedzi te dotarły do uszu Morta w mówionym klatchiańskim,ze wszystkimi melodyjnymi kadencjami i subtelnymi dychtongami języka tak staro-żytnego i wyrafinowanego, że miał piętnaście określeń skrytobójstwa, zanim jeszczew reszcie świata zyskał uznanie pomysł walenia się po głowach kamieniami.W mózguchłopca jednak słowa pojawiły się wyrazne i zrozumiałe jak mowa jego matki. Nie jestem demonem! zaprotestował. Jestem człowiekiem!Urwał zaszokowany, kiedy w jego ustach zabrzmiał czysty klatchiański. Jesteś złodziejem? spytał ojciec. Mordercą? Skoro tak się zakradłeś, to możenawet.poborcą podatkowym?Jego dłoń wsunęła się pod stół i wyłoniła znowu, dzierżąc tasak wyostrzony do gru-bości papieru.Kobieta krzyknęła, upuściła talerz i przytuliła najmłodsze dziecko.Mort spojrzał, jak ostrze zatacza kręgi, i zrezygnował. Przynoszę wam pozdrowienia z najgłębszych kręgów piekła zaryzykował.Zmiana była natychmiastowa.Tasak zniknął, a wszyscy obecni uśmiechnęli się sze-roko. Odwiedziny demona przyniosą nam powodzenie rozpromienił się ojciec. Jakie jest twoje życzenie, ohydne nasienie z lędzwi Offlera? Słucham? nie zrozumiał Mort. Demon przynosi błogosławieństwo i szczęście temu, kto mu pomoże wyjaśniłgospodarz. W czym mogę ci służyć, cuchnący psi oddechu z piekielnych otchłani? Nie jestem specjalnie głodny.Ale gdybyś wiedział, gdzie można kupić szybkiegokonia, mógłbym dotrzeć do Sto Lat przed zachodem słońca.Mężczyzna uśmiechnął się i pokłonił. Znam właśnie takie miejsce, cuchnąca wydalino jelit Czy zechcesz udać się zemną?Mort pospieszył za nim.Przodek obserwował ich krytycznie, rytmicznie porusza-44jąc szczękami. Coś takiego nazywa się tutaj demonem? mruknął. Niech Offler sprowadzizgniliznę na tę krainę wilgoci.Nawet demony mają tu trzeciorzędne.Do pięt nie dora-stają tym, jakie bywały w Starym Kraju.%7łona umieściła miseczkę ryżu w złożonych, środkowych rękach posągu Offlera (je-dzenie zniknie do rana) i cofnęła się. Mąż opowiadał, że w zeszłym miesiącu w Ogrodach Curry obsługiwał istotę, któ-rej nie było oznajmiła. Był poruszony.Gospodarz wrócił po dziesięciu minutach i w posępnej ciszy wysypał na stół nie-wielki stosik złotych monet.Przedstawiały sobą bogactwo wystarczające na zakup spo-rej części miasta. Miał ich cały worek oznajmił.Przez dłuższą chwilę rodzina przypatrywała się pieniądzom.%7łona westchnęła. Bogactwo sprowadza wiele kłopotów stwierdziła. Co teraz zrobimy? Wracamy do Klatchu odparł stanowczo mąż. Tam nasze dzieci będą dora-stać wierne wspaniałej tradycji naszej starożytnej rasy.Tam mężczyzni nie muszą pra-cować dla złych panów jako kelnerzy, ale mogą chodzić dumnie wyprostowani.I musi-my wyjechać natychmiast, wonny kwiecie daktylowej palmy. Dlaczego tak prędko, o ciężko zapracowany synu pustyni? Ponieważ wyjaśnił mężczyzna właśnie sprzedałem najlepszego wyścigowe-go konia Patrycjusza.* * *Koń nie był tak piękny ani tak szybki jak Pimpuś, ale bez wysiłku pokonywał kolej-ne mile i z łatwością pozostawił za sobą kilku konnych strażników, którym z jakichśpowodów bardzo zależało na rozmowie z Mortem.Po chwili zniknęły w oddali ubogieprzedmieścia Morpork, a droga wiodła przez żyzne czarnoziemy równiny Sto
[ Pobierz całość w formacie PDF ]