[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Liczne grona reporterów i zaproszonych gości tu na miejscu, a miliony ludzi przy odbiornikach czekały na jego słowa.Otoczony kłębowiskiem sprawozdawców i fotoreporterów, zbliżył się do mikrofonu.- Przed dwoma laty zapadła decyzja o przekształceniu planetoidy Hermes w satelitę Ziemi.Ta wielka bryła skalna, o średnicy 1,2 km i masie trzech miliardów ton, wyróżnia się wśród innych planetoid znaczną ekscentrycznością orbity.Dzięki temu przy niezakłóconym ruchu planetoida Hermes za trzydzieści dwa miesiące znalazłaby się na przeciąg krótkiego czasu w odległości niewiele większej niż czterysta tysięcy kilometrów od Ziemi.Blisko dwa lata instalowano na Hermesie reaktory plazmowe i połączone z nimi osiem silników jonowych.Ten zespół napędowy w ciągu dwóch obiegów planetoidy dookoła Słońca, to znaczy w ciągu niespełna trzech lat, zniekształcać będzie orbitę Hermesa.Doprowadzi to do spotkania Ziemi ze swym przyszłym towarzyszem tylko w odległości 20 000 km; nastąpi to dokładnie za 1007 dni.Wówczas to, przy zwiększonej mocy silników, wejdzie na orbitę nowy satelita Ziemi.Jednocześnie z rejestru planetoid zostanie skreślona jedna z nich, na pewno nie najznaczniejsza, lecz ta, która miała szczęście swym torem zbliżać się do Ziemi.Obiegając odtąd nasz glob na wysokości dwóch tysięcy kilometrów, służyć będzie ludziom za przedsionek Kosmosu !Obecna nasza wyprawa była przedostatnią z tych, które ogląda Hermes jako planetoida.Stale istnieje niebezpieczeństwo eksplozji urządzeń napędowych i dlatego cały proces zmiany orbity odbędzie się bez udziału człowieka.Sterowanie poprowadzą układy kalkulatorów umieszczone na Hermesie.Koncepcja zdalnego kierowania okazała się, niestety, niewykonalna.Ewentualne zakłócenia połączeń radiowych mogłyby spowodować poważne następstwa.Przez twarz Stefana, gdy mówił ostatnie zdania, przebiegł ledwie dostrzegalny cień smutku.Mocny dotąd, pewny głos lekko przycichł i nabrał trudno wyczuwalnej nutki zawodu.Trwało to tylko chwilę.Spojrzał na zegarek umieszczony przy rękawie skafandra i ciągnął dalej- Uruchomienie napędu i sterowania nastąpi za dwie godziny, na sygnał z Ziemi.Działanie człowieka w tej akcji zostało właściwie już zakończone.Za tysiąc dni, przed ostateczną zmianą orbity, zajdzie konieczność przejrzenia zainstalowanych na Hermesie mechanizmów.Teraz pozostaje tylko ufać im i czekać!Stefan przerwał i powtórzył w myśli ostatnie zdanie."Teraz pozostaje tylko ufać i czekać."Przed kilkoma dniami, zamknięty w ciasnym pudle rakiety, oderwany od ludzi i ziemskiego otoczenia, zastanawiał się, co powie po powrocie.Cisnęły mu się na myśli wielkie słowa o postępie wiedzy, panowaniu człowieka nad naturą i celach, jakie stoją przed zjednoczoną, wyzwoloną od prymitywnych popędów ludzkością.Dziś te słowa zostały gdzieś daleko poza nim, w innym świecie.Powiedział nie to, czego oczekiwano.Ludzie, prócz suchych, ścisłych sprawozdań, chcą słyszeć o swej wyjątkowej roli.O swej wiedzy, wielkości i potędze; chociażby mieli do tych cech jak najmniejsze prawo.Stefan zdawał sobie z tego sprawę, a jednak nie potrafił dodać do swych słów niczego więcej.Teraz gdy miał za sobą dwa lata pracy nad realizacją swego projektu, gdy zrobił wszystko, by urzeczywistnić marzenia, ogarnęło go uczucie niedosytu i męczącego oczekiwania.Zapragnął jak najszybciej zakończyć konferencję prasową, by w samotności uporządkować myśli.- W imieniu kierownictwa pragnę złożyć podziękowanie wszystkim, którzy przez swój wkład pracy i udzielone nam poparcie przyczynili się do realizacji pierwszego etapu "Akcji Hermes".Oby obiekt naszej pracy w oznaczonym czasie wzbogacił ziemski firmament.Po ostatnich słowach nastąpił moment ciszy.Daleko na brzegu, na tle ostatniej czerwieni zachodzącego słońca, rysowały się potężne, czarne, wycelowane w niebo sylwety rakiet.Stojąca na pierwszym planie, ciemna, niekształtna postać Stefana z błyskami świateł grającymi na okuciach skafandra, wśród tej scenerii pełna grozy i nieziemskiej potęgi, zdawała się być przybyszem z obcego świata, zwiastującym rzeczy wielkie i straszne.Znów zapłonęły wyłączone na moment reflektory i nastrój prysł.Niewiele jednak pozostało z początkowego entuzjazmu.Rozległy się skąpe, niepewne oklaski.Stefan zszedł z mównicy i, nie zatrzymywany przez nikogo, z cięiko pochyloną głową, po kilku krokach znikł pod pokładem.Dzień po dniu o miliony kilometrów od Ziemi trwała nieustanna praca silników nad zmianą toru planetoidy.Ludzie, pochłonięci innymi sprawami, poczęli zapominać o tej wielkiej akcji.Rozgłos minął, ukazujące się od czasu do czasu pomyślne meldunki przestawały budzić zainteresowanie.Osoba Stefana zdecydowanie zeszła w cień.Z natury żądny sławy i lubiący hołdy tłumów, dotkliwie odczuł to jako krzywdę.Były okresy, że wysiłkiem woli tłumił w sobie apatię i brał się do pracy.Nie potrafił się jednak skupić, nie potrafił pracować systematycznie i dlatego rei osiągane rezultaty były mierne.To z kolei potęgowało rozgoryczenie.Z biegiem czasu Stefan znalazł, w swym mniemaniu, przyczynę dotkliwej porażki.To one, gnieżdżące się na przemierzającym okołosłoneczny tor okruchu skalnym - kłębowiska drutów, półprzewodników i przekaźników - wydarły z mózgu swego konstruktora wszystko, co miał najcenniejszego, by teraz objąć rolę swego twórcy !Początkowo niezupełnie świadome uczucie niechęci, a potem nienawiści do automatów, datujące się już od powrotu z Hermesa, zapłonęło teraz pełną siłą.Nie zapomniano by o nim, gdyby to on sam sprowadził Hermesa ku Ziemi.Widział siebie, jak z rękami na sterach, równy bogom, kieruje niezwykłym pojazdem, otoczony zewsząd milionami gwiazd świecących na tle czarnego nieba.Nadszedł wreszcie dzień startu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]