[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie wyglądał teraz na kiepskiego tancerza.Powalcował do telefonu i podniósł odłożoną przez Ritę słuchawkę.To pewnieLeokadia, pomyślał, zapyta, kiedy będę na kolacji.To nie była jednak kuzynka Popielskiego.Komisarz po pięciu minutach wrócił do sypialni i wstawił Jerzyka z powrotem dołóżeczka.Mały zaczął już się nudzić na rękach dziadka i bardzo mu się spodobała taodmiana.Zaczął uderzać w grzechotki umocowane na żyłce nad łóżkiem.- On teraz już nie zaśnie - powiedziała ponuro Rita.- Tak go tatuś rozbawił.- Od jutra mój wnuk - Popielski zaczął się ubierać - może całą swoją energięwydatkować na dziecińcach i w parkach.- Naprawdę? - Rita uśmiechnęła się z radością.- Naprawdę?- Za kwadrans to miasto będzie wolne od potwora.Komisarz ucałował wnuka i córkę, po czym wyszedł z sypialni.***Popielski wsiadł do samochodu i ruszył ostro.Jechał w stronę ulicyKazimierzowskiej.Już dzisiaj nie opózniał finału swego dochodzenia, nie porównywałcielesnych rozkoszy w salonce ze szczęśliwym końcem sprawy, do którego się zbliżał,nie napawał się swoją władzą nad zbrodniarzem.Jechał szybko, ostro i niebezpiecznie.Obok pomnika Smolki nieomal zderzył się, z własnej zresztą winy, z motocyklem.W jednej chwili skręcił gwałtownie kierownicą i - ominąwszy motor - wpadł w krótkąuliczkę Kołłątaja, prowadzącą do więzienia u Brygidek.Spojrzał w lusterko i widziałmotocyklistę, który stracił tak niebezpiecznie równowagę, że koła motocyklowegowózka bocznego straciły kontakt z brukiem.Nie myślał jednak wcale o motocykliścieani o ewentualnym pasażerze wózka.W uszach wciąż mu brzęczała rozmowa zMordziastym.99Kieszonkowiec w ciągu zaledwie dwóch kwadransów zdobył potrzebnąPopielskiemu informację.Okazało się, że jeden ze smytraczy dostał w szynkudorożkarzy za operą zlecenie na kradzież dowodu.Zleceniodawcą był dziwniezachowujący się człowiek.Miał melonik nasunięty na oczy, a szalik zakrywał mupołowę twarzy.Najdziwniejsze było jednak to, że kazał odnieść sobie skradzionydowód pod domowy adres.Brzmiał on Bernsteina 5, suteryna.Po ukradzeniudowodu jakiemuś pijakowi na ulicy Kleparowskiej doliniarz ów poprosił Mordziastegoo to, aby wraz z kilkoma innymi był mu obstawą przy dostarczaniu zleceniodawcy fantu.Wbrew obawom ochrona była niepotrzebna i wszystko przebiegło wnajlepszym porządku.Pod czujnym okiem ukrytych kolegów kieszonkowiec dostarczyłzamówiony dowód, odebrał zapłatę i bezpiecznie opuścił kamienicę.Popielskiemu nie dawało spokoju jedno istotne spostrzeżenie Mordziastego.Kieszonkowiec ów, należąc wtedy do obstawy, stał przy oknie suterenowegomieszkania zleceniodawcy.Spojrzał przez nie i dostrzegł nastoletniego chłopca.Mordziasty nazwał go mentekaptusem.Kiedy Popielski usiłował dowiedzieć sięczegoś bliższego na temat zachowania chłopca, Mordziasty odpowiedział: To koniecnaszej umowy, pulicaju , i odłożył słuchawkę.Dochodziło wpół do jedenastej, kiedy Popielski zaparkował pod komisariatem naulicy Kazimierzowskiej.Wysiadł i po kilku sekundach wszedł w ulicę Bernsteina.Kamienica, opatrzona numerem 5, była w stanie renowacji.Przed nią wznosiło sięrusztowanie, na którym ustawione były blaszane beczki z wapnem.Obok beczeksiedział jakiś młody człowiek, palił papierosa i majtał nogami.Był to najwidoczniejstróż pilnujący budowlanego dobytku pozostawionego przez robotników.Spojrzałuważnie na Popielskiego i - otaksowawszy jego ubiór - szybko uznał, że ten elegant niemoże być potencjalnym złodziejem tynku, farby suchej lub zaprawy murarskiej.Komisarz wszedł do bramy nie niepokojony przez nikogo.Była otwarta na oścież, coświadczyłoby, że dozorca albo tu nie mieszkał, albo nie pełnił funkcji nocnego portiera.Słaba żarówka oświetlała jakieś obwieszczenie oraz listę lokatorów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]