[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ojciec powiedział kiedyś, że onaakurat nie musi obawiać się duchów ukazujących się przy kamieniach: ErdenGeboren darował nam te lasy jeszcze za życia i uczynił nas władcami tej krainy.Byłprzyjacielem śniadych, zatem i my jesteśmy ich przyjaciółmi.Jednak nawet ojciec omijał kamienie.Jedni powiadali, że dynastiaSylvarrestów osłabła przez wieki, inni twierdzili, iż duchy śniadych nie pamiętają jużswej przysięgi i nie chronią tych, którzy szukają świętego miejsca.Ioma rozmyślała o tym wszystkim przez całą godzinę, gdy Gaborn gnał nazachód, chociaż robiło się coraz mroczniej, a las wyglądał na coraz starszy.W końcudotarli do wzgórza, gdzie pod ciemnymi dębami widać było w ziemi masę dziur i jam, zktórych dobiegały przytłumione krzyki, szczęk oręża i rżenie koni.Odgłosy dawnychbitew.Znała to miejsce: Pole Zmierci Alnoru.W jamach kryły się przed blaskiem dniaupiory.- Gaborn! - zawołała.- Gaborn, skręć na południe! Obejrzał się, wzrok miałniezbyt przytomny.Wskazała kierunek.- Tamtędy!Ku jej uldze książę skręcił i pogonił konia pod górę łagodnego zbocza.W pięćminut dotarli na szczyt i znalezli się pośród brzóz i dębów, gdzie słońce świeciło jasno.Tutaj jednak gałęzie sięgały często do samej ziemi, a poszycie rosło gęsto, musieli więczwolnić.Nagle przeskoczyli małą grań i wpadli do dolinki, w której wylegiwało się poddębami stado wielkich dzików.Grunt był tu zryty, jakby go ktoś zaorał pługiem.Dzikiwybierały żołędzie i różne robactwo.Zwierzaki podniosły pisk, gdy konie niespodzianie znalazły się wewnątrz stada.Wielki odyniec, który, jak się zdawało Iomie, sięgał jej wierzchowcowi aż do grzbietu,wstał z chrząkaniem i pokiwał groznie łbem z długimi szablami.Koń ruszył na dzika, po czym skręcił gwałtownie, omal nie zrzucając Iomy zsiodła, i minąwszy zwierza, pognał w dół zbocza.Ioma obejrzała się, aby sprawdzić, czy odyniec ich nie ściga.Jednak przelecielitak błyskawicznie, że stado tylko pochrząkało jeszcze trochę ze zdumieniem iodprowadziło intruzów spojrzeniem ciemnych, błyszczących jak paciorki ślepi.Gaborn przemknął między brzozami do niedużej rzeki, szerokiej może naczterdzieści stóp.Była płytka, z kamienistym dnem.Widząc wodę, Ioma pojęła, że zgubiła się ze szczętem.Często zaglądała doMrocznej Puszczy, ale zwykle trzymała się wschodniego jej skraju.Do tej rzeki nigdynie dotarła.Czy był to górny bieg Wye, czy Fro? Raczej nie Fro, bo o tej porze rokupowinna być wyschnięta, jeśli zaś Wye, znaczyło to, że przez te parę godzinzawędrowali dalej na zachód, niż sądziła.Książę wprowadził konie do wody i pozwolił im ugasić pragnienie.Wierzchowce były spocone, sapały ciężko.Szramy runów na grzbiecie wskazywały, żekażdy z koni miał cztery dary metabolizmu i jeszcze krzepkości i sił życiowych.Iomaobliczyła szybko w myślach, że skoro gnali przez dwie godziny, nie jedząc ani nie pijąc,to dla zwykłego konia byłoby to równoważne ośmiu godzinom galopu.Normalnywierzchowiec dawno już by padł przy takim wysiłku, i to nie raz, ale po trzykroć.Zresztą, sądząc po ciężkim oddechu, nie była wcale pewna, czy nawet te przeżyją tęucieczkę.- Musimy dać odpocząć koniom - szepnęła do Gaborna.- Myślisz, że nasi prześladowcy też przystaną? Ioma wiedziała, że nie.- Ale konie nam padną.- To silne rumaki - powiedział Gaborn.- Ci, którzy nas ścigają, pierwsi zostanąbez koni.- Skąd ta pewność?Gaborn pokręcił niepewnie głową.- Tak sądzę.Noszę lekką kolczugę konnicy mego ojca.Niezwyciężeni RajaAhtena mają ciężkie płytowe napierśniki i napleczniki, żelazne rękawice, naręczaki inagolenniki, do tego kolczugę łańcuszkową.Każdy z ich koni musi dzwigaćkilkadziesiąt funtów więcej niż nasze.Są świetne na pustynię, ale tu.mają za szerokiekopyta i za słabe podkowy.- Myślisz więc, że okuleją?- Po to wybierałem możliwie skaliste granie.Nie podejrzewam, aby ich koniezbyt długo utrzymały podkowy.Nawet twój jedną stracił.Jak się na tym znam, topewnie już zaczęły kuleć.Ioma patrzyła na Gaborna jak zafascynowana.Nie zauważyła, by jej koń zgubiłpodkowę, ale gdy teraz spojrzała do wody, ujrzała, że zwierzę faktycznie stara sięoszczędzać prawe przednie kopyto.- Przebiegły jesteś, nawet jak na Ordena - stwierdziła.W zamyśle miał to byćkomplement, jednak gdy go już wypowiedziała, przyszło jej do głowy, że zabrzmiałbardziej jak obelga.Gaborn jednak najwyrazniej nie poczuł się obrażony.- Rozgrywki takie jak ta rzadko wygrywa się orężem - powiedział.- Częściejdecyduje pęknięte kopyto czy upadek jezdzca.- Spojrzał na swój młot i ułożył go wpoprzek siodła, jak szpicrutę.- Ale gdyby nas dopadli, to spróbuję walczyć, ty zaśuciekaj ile sił, bo brak mi i broni, i darów, by pokonać ludzi Raja Ahtena
[ Pobierz całość w formacie PDF ]