[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Był zły i nie chciało mu się roz-mawiać.Odwrócił się i pomaszerowali z powrotem do oberży.Torin, sądząc po jegozachowaniu, był na coś rozzłoszczony, Folko natomiast, odwrotnie, ledwie po-wstrzymywał się, by nie podskakiwać z radości.Niebezpieczeństwo na jakiś czaszostało zażegnane, za trudną sprawę zabrali się prawdziwi fachowcy, specjalnietu przysłani.Czy mają jakikolwiek powód, by czynić sobie wyrzuty? Wszak niewszyscy mogą być żołnierzami.Rozdział 6MogilnikiRankiem następnego dnia obudził ich Nob, ostrożnie pukając do drzwi.Natacy poustawiał najprzeróżniejsze garnuszki i miseczki, z których unosił się aro-matyczny zapach.Myjąc się, Folko słuchał rozmowy Torina i Noba.Ten ostatniopowiadał krasnoludowi o pochówku hobbita z Zachodniego Gościńca: Zakopaliśmy go na pagórku, niedaleko od rozwidlenia na Białe Wzgórza relacjonował niespiesznie Nob, ciesząc się, że ma okazję pogadać. Dół,nie uwierzy pan, kopaliśmy wszyscy, ręce sobie poobcieraliśmy, ziemia taka tamtwarda i gdziekolwiek by próbować, wszędzie taka sama.Torin pomrukiwał coś niewyraznie.Podoba mi się takie życie pomyślał nagle hobbit.Jestem w drodze, wielesię zdarzyło, ale najważniejsze, że jedzenie dobre i pościel miękka, i przygodyjakieś tam, w końcu, były.Jasne, że tak można podróżować.Jednakże natychmiast dały o sobie znać pamiątki po spotkaniu z Sandellemi poczuł kłucie w boku, co skierowało jego myśli na inne tory:Oczywiście dobrze, że wujaszka nie ma, chociaż, biedakowi, nie jest tam lek-ko.Kto go prócz mnie będzie słuchał? I kto, jak nie on, przypilnuje, żeby wszystkoszło godnie, gładko, według regulaminu?W obitym boku znów go zakłuło.A dokąd my się pchamy? pomyślał jeszcze Folko.Siedzielibyśmy sobietutaj albo wybrali się do Białych Wzgórz, postawili domek, założyli ogród, rzepęuprawiali.Trudno powiedzieć, do jakich wniosków doszedłby, gdyby Torin go nie zawo-łał: Hej, przyjacielu hobbicie, dlaczego ziewasz? Uważaj, bo sam całe śnia-danie wtrząchnę! Pamiętasz, że dzisiaj wyruszamy? Nie zapomniałeś? Musimytylko jeszcze zajść do kramu z bronią, kupimy ci łuk.Jak myślisz, przyda się? Dotego czasu Rogwold przyjdzie i naprzód, do Annuminas! Nob powiada, że nasze-go karzełka nakarmił; siedzi ponury, pojękuje, ale jedzenie migiem sprzątnął.58Krasnolud był wesoły, wypoczęty, rześki; już chciał być na szlaku, a w Przy-górzu trzymała go tylko ciekawość, czym skończy się wypad konnicy Arnoru.Jednakże wojsko nie wracało; w okolicy nie słychać było o żadnej walce poZielonym i Zachodnim Trakcie ciągnęły długie tabory, przejeżdżały grupy kon-nych, wędrowali piesi.Rogwold pojawił się wkrótce potem, jak hobbit i krasnolud, spakowawszyswoje rzeczy, poszli do wspólnej sali, żeby ostatni raz napić się słynnego piwaBarlimana. No to jak, gotowi? zapytał, energicznie wkroczywszy do oberży łowczy. Tak, tylko kupimy hobbitowi kilka rzeczy odparł Torin, a tamten kiwnąłze zrozumieniem głową.Udali się do znajdującego się nieopodal Rozbrykanego Kucyka kramu z bro-nią.W niedużym, ale jasnym pomieszczeniu okna zajmowały niemal całą ścia-nę na obszernej, skleconej z mocnych brązowych desek ladzie była wyłożonanajprzeróżniejsza broń, wedle dowolnego gustu, od szydeł do miotania do ele-mentów pancerza, od proc do kusz, a za ladą, ponuro bawiąc się trójgraniastymostrzem z ozdobioną rubinami rękojeścią, siedział gospodarz kramu, długi, chudy,jakby zasuszony.Lewe oko przykrywała mu czarna opaska.Folko stał jak urzeczony i gapił się, rozdziawiwszy usta.Jakież tu były skar-by, jakie cudowne rzeczy! Szczęśliwy, kto je posiadał, ale stokroć szczęśliwszy,kto umiał się nimi posługiwać.Ręce same wyciągały się do chłodnej błękitnawejstali; wzorzyste kościane rękojeści wydawało się aż się prosiły, by wziąćje w dłonie.Folko stracił dech z zachwytu.Jednakże krasnolud z markotną minąprzeglądał wyłożony towar i mruczał pod nosem: Annuminas, od razu widać
[ Pobierz całość w formacie PDF ]