[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ten jest ósmy.Osiem razy i jestem bogatszy niż kiedykolwiek.W dodatku nie muszę sam pracować na swoje szczęście.I mogę zachować taki stan rzeczy na zawsze - pomyślał z rozkoszą.Nigdy żadnych ograniczeń ani nerwów przy stole nakrytym do kolacji.- Tak duża otyłość jest niebezpieczna - powiedziała kiedyś Ly­nette.- Atak serca.no, wiesz.Jednak Barth przejmował się jedynie hemoroidami i impoten­cją.Pierwsze uprzykrzało mu życie, a drugie sprawiło, że straciło ono sens i musiał wrócić do Andersena.Kluczowa myśl.Co jeszcze? Lynette stoi nago na skraju urwi­ska, w porywistym wietrze.Igrała ze śmiercią, a on ją za to podzi­wiał, niemal miał nadzieję, że Lynette w końcu znajdzie śmierć.Nie­nawidziła środków bezpieczeństwa.Stanowiły ograniczenia, które odrzucała od siebie jak ubranie.Kiedyś namówiła go do gry w berka na rusztowaniach.Gonili się, aż przyjechała policja i kazała im opu­ścić teren budowy.Wtedy Barth był jeszcze szczupły po ostatniej wizycie w Centrum Andersona.Teraz jednak nie miał przed oczami Lynette biegającej po rusztowaniach.Pamiętał scenę, w której pięk­na i krucha Lynette kusiła los, stojąc w porywistym wietrze na kra­wędzi urwiska; mogła w każdej chwili spaść i roztrzaskać się o ska­ły na brzegu rzeki.Nawet to, pomyślał Barth, stanowiłoby swego rodzaju przyjem­ność.Zupełnie nowy rodzaj przyjemności - żal z powodu tak wspa­niałej, tak pięknej śmierci.Wtedy skończyło się mrowienie.Wrócił Anderson.- Już koniec? - spytał Barth.- Przyspieszyliśmy cały proces.Anderson troskliwie zdjął czapeczkę z głowy Bartha i pomógł mu dźwignąć się z kanapy.- Nie mogę zrozumieć, dlaczego to jest nielegalne - stwierdził Barth.- Taki drobiazg.- Cóż, są po temu pewne powody.Kontrola wzrostu liczebności populacji i tak dalej.Widzi pan, to jednak pewien rodzaj nieśmier­telności.Ale największą barierę stanowi odraza, którą odczuwa więk­szość ludzi.Nawet samej myśli o tym nie potrafią zaakceptować.Jest pan bardzo odważnym człowiekiem.Barth wiedział jednak, że odwaga nie miała z jego postępowa­niem nic wspólnego.Po prostu dążył do przyjemności.Z niecierpli­wością czekał na to, co za chwilę ujrzy, i nie musiał czekać długo.- Panie Barth, oto pan Barth.Niemal pękło mu serce, gdy ujrzał swoje ciało, ponownie mło­de, silne i tak piękne, jak nigdy za czasów jego rzeczywistej młodo­ści.Mężczyzna, którego wprowadzono do pokoju, był niewątpliwie nim samym.Tylko że brzuch miał płaski, a uda umięśnione i tak smukłe, że nawet nie stykały się w kroku.Mężczyzna, którego przy­prowadzono, wszedł oczywiście nagi, Barth tego zażądał.Spróbował przypomnieć sobie ostatnią wizytę w Centrum.Wte­dy on był tym smukłym mężczyzną, którego przyprowadzono z po­mieszczenia do nauki i który ujrzał ogromnego, tłustego człowieka, a jego pamięć mówiła mu, że to on sam.Z pięknego i młodego ciała patrzył na górę sadła, jaką z siebie zrobił, i to stanowiło dla niego podwójną przyjemność.- Podejdź do mnie - powiedział Barth i przypomniał sobie, że ostatnim razem mówił to do niego drugi Barth.Tak jak poprzednio drugi Barth, dotknął młodego, nagiego Bar­tha i poczuł pod palcami jego gładką, jędrną skórę.Potem go objął.Młody Barth także go uścisnął, bo taki panował tu obyczaj.Nikt nie kochał Bartha bardziej niż Barth, niezależnie od tego, czy był smukły czy gruby, młody czy stary.Jego życie stanowiło nieustanną adorację Bartha, a widok samego siebie uważał za najpiękniejszy z widoków.- O czym myślałem? - zapytał Barth.- O Lynette - odparł młody Barth, a w jego oczach zapaliły się radosne iskierki.- O nagiej Lynette na urwisku.W porywistym wie­trze.I o tym, że mogłaby roztrzaskać się o skały.- Wrócisz do niej? - spytał zaciekawiony Barth młodego siebie.- Może.Albo do kogoś podobnego.Barth z radością zauważył, że sama myśl o Lynette lub podob­nej kobiecie mocno podnieciła młodego Bartha.- Jest w porządku - stwierdził, a Anderson podał mu papiery do podpisania [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wpserwis.htw.pl