[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie wiedział, co się stało i o czym mówiła Ellen.- Po co.? - wymamrotał znowu.- Nie możesz tu zostać, Alanie.To by oznaczało dla ciebie wszelkie możliwe kłopoty.Jedź.Powiem im, że podwiozłam go wokół góry.- Popchnęła Springera w stronę drzwi.- Pospiesz się.Zadzwonię za pięć minut.Upewnij się, czy nikt nie obserwuje domu.Doktor otworzył drzwi.Cadillac Bissela stał zaparkowany koło samochodu Ellen; nie zauważył go, kiedy psychiatra wpadł przez drzwi.Wszystko stało się tak nagle.Nie spostrzegł nikogo na parkingu, więc przeszedł szybkim krokiem wzdłuż długiego, niskiego budynku i wsiadł do swojego wozu.Po drodze do szpitala zaczął się uspokajać.Był wdzięczny Ellen, jej błyskawiczna decyzja oszczędziła mu masę problemów; dowodziło to, że dziewczyna się nie załamała.Gdyby tak było, nie opanowałaby się tak szybko.Praktykant zdziwił się na jego widok.Springer płacił mu za pracę w nocy, tak że sam nie musiał dyżurować i zazwyczaj korzystał z tego przywileju.- W porządku, Mel - powiedział, kiedy młody człowiek rzucił swoje czasopismo i podniósł się na nogi.- Pomyślałem sobie, że sprawdzę naszego szoferaka.Kierowca ciężarówki pokaleczył się tego popołudnia i był w lekkim szoku.- Śpi - wyjaśnił Mel.- Wcale się nie budził?- Zjadł obiad o siódmej i trochę oglądał telewizję.- Dzięki.Zajrzę do niego.Kiedy odwracał się w kierunku sali szpitalnej, zadzwonił telefon.Mel odebrał, słuchał.Springer przystanął i czekał z zaciekawieniem.- Co tam? - spytał, kiedy praktykant odłożył słuchawkę.- Ktoś został ranny w motelu.Kobieta, która dzwoniła, jest w szoku.- Zostań - zarządził Alan.- Ja tam pojadę.Pięć minut później siedział koło Reggie'ego; pędzili karetką przez Main Street, z błyskającymi światłami, ale wyłączoną syreną.Ellen stała w otwartych drzwiach pokoju.Jej drobne ciało wydawało się kruche i delikatne w ostrym świetle reflektorów.- To ta laska ze sklepu - powiedział Reggie, zatrzymując wóz.Springer wyskoczył z torbą w ręku, a Reggie podjechał tyłem pod drzwi.- Zadzwoniłaś na policję? - wyszeptał Alan, klęknąwszy koło ciała.- Tak.Jak się czujesz?- Wszystko w porządku; dobrze, a ty?- Ja też - powiedziała cicho.- Pamiętaj, że się znamy i że spotkałeś Franka parę tygodni temu.Springer podniósł wzrok, kiedy Reggie przykucnął koło niego.- Tlen? - spytał kierowca.Zobaczył złamany kark Bissela.- Och, chyba nie.- Chyba nie - zgodził się Alan.Spojrzał na Ellen, która splotła dłonie.- Co się stało?Dalszą grę przerwało im głośne przybycie policji stanowej oraz Charlie'ego Danielsa, którego jurysdykcja nie sięgała tak daleko od miasteczka, ale czuł się zobowiązany, by przyjechać.W ciągu paru minut na parkingu zapanowała atmosfera sensacyjnego filmu -nieustanne błyski czerwonych i białych świateł, zgiełk, rozmowy w radiotelefonie, zaciekawieni goście motelowi stojący w drzwiach swoich pokojów, w koszulach i piżamach.Springer przyglądał się twarzy Bissela, która była nienaturalnie biała w świetle flesza, gdy policyjny fotograf robił zdjęcia.Alana opanował nagły, głęboki żal.Masywne ciało psychiatry zdawało się zanurzać w śmierci, kurczyć się nieomal w oczach.Chciał, żeby już je przykryli i zabrali.Fotograf skończył swoją pracę, laborant obrysował na ziemi kontur grubą białą kredą.Ubrany po cywilnemu detektyw z wydziału zabójstw przykucnął bliżej, aby przyjrzeć się ostatni raz, i pomógł laborantowi zakryć ciało.Po chwili wstał i zapalił papierosa.Springer wymienił parę nieistotnych uwag z policjantami, jak przy każdym wypadku.Starali się być mili, nic ich nie dziwiło, gdyż przez lata służby przyzwyczaili się do widoku śmierci.Doktor przyglądał się, jak kapitan McNelty wypytuje Ellen.Stali o parę metrów od niego.Wyglądała na zmęczoną tym wszystkim; poczuł ulgę, kiedy kapitan kiwnął na niego głową.- Panna Barbar mówi, że pana zna.- Tak.Jak się czujesz, Ellen? Chcesz valium?- W porządku - na jej skroni pulsowała cienka żyłka.McNelty był najmłodszym kapitanem w całym stanie; stał przed nimi w nienagannie wyprasowanym mundurze i wypolerowanych butach.Kowbojski kapelusz policjanta dodawał z dziesięć centymetrów do metra osiemdziesięciu wzrostu.Na jego inteligentnej twarzy pojawił się błysk zaciekawienia.- Zdaje się, że znał pan również Bissela.Springer spojrzał na ciało.- Tak, poznaliśmy się niedawno.Wypiliśmy parę głębszych u Henry'ego.Cholernie sympatyczny facet.- Wie pan, co on tu robił?- Przypuszczam, że próbował włamać się do Błękitnego Bractwa, żeby kogoś uratować.- Czy to o tym rozmawialiście?- Tak.- Al, dlaczego.? Doktor wzruszył ramionami.- Polubiłem go.Zgadzałem się z tym, co robił.Nie przypuszczałem, że zostanie zabity.- Dlaczego uważasz, że został zabity?- Ellen mówi, że upadł do pokoju, kiedy otworzyła drzwi.Nikt nigdy nie złamał w ten sposób karku, tak się przewracając.Poza tym, kiedy tu przyjechałem, był już dość zimny.Musiał nie żyć od godziny czy dwóch, jak oceniam.- Jest chłodna noc - powiedział McNelty.- Lekarz sądowy to zbada.- Oczywiście, że został zamordowany - rzuciła Ellen stanowczym głosem.Miał w kieszeni mój czek.Oni próbują mnie odstraszyć.- Nawet nie wiemy, że tam był - odrzekł kapitan.- Mówiłam panu, że go tam podwiozłam - przypomniała Ellen.- Podrzuciłam go na tę starą drogę leśną koło Rock Road.- Sugerowałem mu kiedyś, że tamtędy można się przedostać - dodał Springer.McNelty pokręcił głową.- Nie wiem, jak mogłeś się w to wmieszać, Al.- Cóż, wmieszałem się; byłbym wdzięczny, gdyby nie wymieniano mojego nazwiska w sprawie.- Mogę sobie wyobrazić, że byłbyś - stwierdził kapitan.- Co pan zamierza z tym zrobić? - wtrąciła się Ellen.- Bissel nie żyje, a moja siostra ciągle tam jest, mam nadzieję, że żywa.- Proszę się uspokoić - mówił McNelty.- Wszystko po kolei.- Miał na sobie inne ubranie, kiedy tam szedł - powiedziała Ellen.- Tak, rozumiem.- A jego samochód był zaparkowany na drodze Spotting Mountain.Wiele kilometrów od miejsca, do którego go podwiozłam.- Tak - kapitan zaprowadził Ellen do policyjnego wozu.Potem zamknął drzwiczki i wziął Springera na bok.Mówił po cichu.- Posłuchaj, Al.Mogliby mnie wywalić za takie teksty, ale pytam cię, czy znasz jakiś powód, dla którego powinienem jej uwierzyć?- Tak - stwierdził doktor.- Cholera; tak pomyślałem, że tam byłeś.- Tego nie powiedziałem.Mówię, że znasz mnie, a ja wiem, że ona nie kłamie.Zawiozła go na miejsce.Musiał tam wejść, a oni go złapali.McNelty potrząsnął głową.- Jeśli mój laborant nic nie znajdzie - a do tej pory nie znalazł - to nie ma żadnych śladów walki.Żadnego dowodu morderstwa.Nic
[ Pobierz całość w formacie PDF ]