[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Alan rozglądał się wśród nich, a serce mu się ściskało.Byli tam wszyscy sklepikarze.Widział Dwighta Rigby'ego i Margy koło niego.Był też Ken Moser, z martwymi oczami starego wilka, którego osaczono.I Stratton, stojący cierpliwie niczym wół.Nagle doktor podskoczył na miejscu.Zobaczył Ellen Barbar.Stała pośród nich; jej twarz pozostawała dziwnie nieruchoma.Miał rację.Sekciarze cały czas ją trzymali.Ale co oni jej zrobili? Jej egzotyczne oczy straciły swój blask, a włosy były tylko żałosną resztką kruczoczarnej burzy, którą pamiętał.Ruszył wzdłuż nawy, ale zanim do niej dotarł, kościół zadrżał od łomotu ciężkich butów.Przez drzwi wpadli członkowie Bractwa i rzucili się w głąb świątyni.W ciągu paru sekund wypełnili nawy, tak że wierni zostali rozdzieleni i otoczeni.Springer znalazł się nagle pośród sekciarzy, zatrzymany w pół drogi pomiędzy swoją ławką a Ellen Barbar, która znikła mu z oczu za murem okrytych na niebiesko ramion.W kościele ponownie zapanowała pełna grozy cisza.Doktor pokonał strach i zaczął przeciskać się w kierunku Ellen.Wierni, którym przerażenie odebrało mowę, gapili się na stojących uczniów Michała wytężając wzrok, aby spojrzeć na swoich "nawróconych" sąsiadów.Nagłe sekciarze zaczęli śpiewać łagodnie i ochoczo:Zwróćcie się ku Bogu.Zwróćcie się ku Bogu.Zwróćcie się ku Bogu.Śpiew był basowy, jękliwy, słowa mieszały się lekko ze sobą, wypełniając całą świątynię płynącym, nieprzerwanym dźwiękiem.Członkowie Bractwa zaczęli się kołysać; Springer w tym czasie przeciskał się pomiędzy nimi, aż dotarł do pierwszej grupy, która ciągle stała niepewnie i nieruchomo, ani się nie kołysząc, ani nie śpiewając.Zwróćcie się ku Bogu.Zwróćcie się ku Bogu.Zwróćcie się ku Bogu.Kręcił się wśród nich, aż odnalazł Ellen Barbar.Wyglądała, jak gdyby znajdowała się w głębokim transie, ale kiedy chwycił ją za ramię, aby wyprowadzić z kościoła, cofnęła się o krok.Rozejrzał się dookoła.Sekciarze byli zatopieni w swoim śpiewie.Wyglądało na to, że nikt nie zwraca na niego uwagi.Znajdował się w połowie drogi pomiędzy ołtarzem a drzwiami.Ponownie złapał Ellen za ramię i spróbował odwrócić ją w stronę wyjścia.Wyszarpnęła się gwałtownie.- Ellen! - powiedział ostro.- Wyjdź z tego.- Puść mnie - odezwała się, uwalniając się ponownie.Znowu ją chwycił.- Co ty robisz? - spytał.- Zostaw mnie, nawracam się!- Daj spokój - huknął doktor; jego słowa rozbrzmiały pośród śpiewu.Patrzyła na niego jak gdyby wyglądała przez okno.- Zastanawiam się tylko, dlaczego tyle czasu z tym czekałam.- Proszę cię - krzyczał Alan.- Zanim nas zatrzymają.- Nikt nie będzie pana zatrzymywał, doktorze Springer - odezwał się instruktor, John.Z łatwością zabrał rękę Alana z ramienia Ellen.- Nikogo do niczego się nie zmusza.Może pan wyjść, doktorze.Springer patrzył na Ellen.Jej twarz wyglądała jak nieruchoma maska, zupełnie jakby umarła wchodząc w swój trans.- Co jej zrobiliście? - spytał instruktora.- Pokazaliśmy jej Boga.Prawda, Ellen?- Tak - odpowiedziała.- Mam nadzieję, że ty też Go odnajdziesz, Alanie.Zanim będzie za późno.- Gdzie jest Rose? - krzyknął Springer.- Gdzie twoja siostra?- Ona nigdy nie miała siostry - odpowiedział instruktor.- Coo?!- To była tylko jej wymówka, kiedy się nam opierała.Prawda, Ellen?- Tak.- Nie było ci łatwo odnaleźć Boga.- Tak.- Czy jesteś gotowa ofiarować się Michałowi?- Tak.- Czy jesteś gotowa na przyjęcie w nasze szeregi?- Tak.Instruktor spojrzał na doktora złośliwie i zadał Ellen ostatnie pytanie.- Jesteś pewna?Przez jej twarz przeleciał strach.- Tak.Śpiew urwał się niespodziewanie.Jak jeden mąż, Błękitni Bracia odwrócili się na pięcie i patrzyli poważnym wzrokiem w stronę drzwi.Potem zaczęli nagle krzyczeć z radości.Do kościoła wkroczył Michał, ubrany w zwiewną, białą szatę.Sekciarze utworzyli dla niego wąskie przejście pośrodku głównej nawy.Doktor został odepchnięty na bok.Michał przeszedł do przodu i stanął za pulpitem.Przeszył wielebnego Daviesa swoim przerażającym wzrokiem.Pastor skulił się i wycofał w kierunku obsypanego kwiatami ołtarza.Przywódca sekty odwrócił się do niego plecami i wzniósł do słuchaczy swoje olbrzymie dłonie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]